Co takiego wydarzyło się, że w jednym człowieku dokonała się tak znacząca zmiana? Czy rzeczywiście Sobór Watykański II był wyłącznie "pastoralny"?
Więź 2-3/2012
[Postconcilium ]
„Ochrypłe wrzaski tych, którzy skłóceni występują przeciw sobie; niezrozumiała gadanina, bezładny zgiełk krzyczących bez ustanku wypełnił już cały Kościół, zniekształcając – przez nadgorliwość lub uchybienia – prawdziwą naukę wiary”. Tymi słowami św. Bazyli opisywał sytuację w Kościele po Soborze Nicejskim w 325 r. Do tego cytatu nawiązał w grudniu 2005 r. Benedykt XVI, gdy w przemówieniu do Kurii Rzymskiej dzielił się refleksją nad recepcją Soboru Watykańskiego II, która „w wielu częściach Kościoła dokonywała się do tej pory z tak wielkim trudem”.
Tymczasem ponad czterdzieści lat wcześniej, tuż przed otwarciem prac Vaticanum II (12 października 1962 r.), ks. Joseph Ratzinger jako młody profesor i doradca teologiczny kard. Josepha Fringsa, podczas spotkania z biskupami niemieckojęzycznymi pełen entuzjazmu ukazywał doniosłość i zasadność zwołanego soboru. Posłużył się wówczas cytatem z Życia Konstantyna Euzebiusza z Cezarei o zwołaniu pierwszego soboru powszechnego. Fragment ten, ukazujący uniwersalizm i różnorodność kulturową zgromadzenia, jak żaden inny korespondował z opisem zesłania Ducha Świętego w Dziejach Apostolskich, ale też współbrzmiał z jedynym soborem XX wieku, który – według słów zwołującego go papieża Jana XXIII – stać się miał „nową Pięćdziesiątnicą”.
Co takiego wydarzyło się, że w jednym człowieku dokonała się tak znacząca zmiana? Czy – jak chce wielu – można stąd wyprowadzić wniosek o zmianie kursu łodzi Piotrowej i częściowym odchodzeniu od uchwał ostatniego soboru? Czy klincz pomiędzy „wstecznictwem” tradycjonalizmu a „postępowością” liberalizmu to jedyny sensowny opis Kościoła po soborze? Te i podobne pytania muszą nurtować wiele osób, a zbliżający się złoty jubileusz rozpoczęcia obrad II Soboru Watykańskiego stanowi wyjątkową okazję, by szukać na nie odpowiedzi i spróbować opisać epokę postconcilium – stąd pomysł na tę rubrykę w WIĘZI.
Pierwszą linią frontu w sporze dotyczącym soboru i jego recepcji jest niewątpliwie kwestia właściwej hermeneutyki. Najogólniej rzecz ujmując, dominują tu dwie postawy, będące zarazem dwiema szkołami interpretacji soborowych dokumentów: ciągłość z tradycją oraz zerwanie z przeszłością Kościoła. Bibliografia tego tematu (również na tych łamach) jest doprawdy imponująca, co tylko dowodzi żywotności i doniosłości zagadnienia.
Niejako na przedłużeniu tej dychotomii sytuuje się kolejna istotna polemika: był to sobór pastoralny czy doktrynalny? Tu mamy do czynienia już nie tylko z pogłębieniem zagadnienia hermeneutyki, ale też z jego przeniesieniem z przestrzeni teoretycznej w obszar praktycznych reperkusji.
Znany ze swej daleko posuniętej nieufności wobec ostatniego soboru ks. Brunero Gherardini w swoich ostatnio wydanych publikacjach – Concilio Ecumenico Vaticano II. Un discorso da fare oraz Concilio Vaticano II. Il discorso marcato – wskazuje na niedoskonałość dotychczasowego opisu Vaticanum II. Jego zdaniem, zgromadzenie to – samodefiniując się jako „pastoralne”– tym samym „z definicji” pozbawiło się charakteru doktrynalnego. Sobór zachowuje, co prawda, swoje specyficzne nauczanie, które nie jest pozbawione wiarygodności i autorytetu, lecz – jak pisze profesor rzymskiego Lateranu – „jego nauki, nieodniesione do poprzednich definicji [Magisterium Kościoła – przyp. R.D.], nie są ani nieomylne, ani niereformowalne, przez co też nie są nawet wiążące; kto by zaś je negował, nie byłby przez to formalnie heretykiem. Kto zaś z kolei narzucałby je jako nieomylne i niereformowalne – stawałby przeciwko samemu soborowi”.
Krótko mówiąc: jeśli II Sobór Watykański miał charakter pastoralny, to dozwolone jest uznawanie jego dogmatycznej natury jedynie tam, gdzie proponuje on jako prawdę wiary wyłącznie dogmaty zdefiniowane na poprzednich soborach; pozostałe zaś nauczanie własne Vaticanum II w żaden sposób nie może być uznane za dogmatyczne i obowiązujące.
Tym samym stajemy w obliczu nie tylko dopuszczalności selektywnego przyjmowania nauczania soborowego, lecz także możliwości odrzucenia en bloc wszystkich jego szesnastu dokumentów. A czynić to można by (należy?) nie tylko bez ryzyka popadnięcia w herezję, ale nawet w glorii chwały obrońcy Tradycji Kościoła. Czy aby na pewno?
Głosem równoważącym tę tradycjonalistyczną argumentację nie jest bynajmniej przeciwległe, liberalne ekstremum, lecz… lektura Magisterium Kościoła. Owszem, ten sobór nie zdefiniował żadnego nowego dogmatu, jednak nawet jeśli akt nauczania Kościoła nie jest objęty charyzmatem nieomylności, nie oznacza to, że można go uznawać za nauczanie „omylne” bądź „tymczasowe” czy tylko „autorytatywne opinie”.
Trafnie wyraził to stanowisko ks. Fernando Ocáriz, wikariusz generalny Opus Dei oraz konsultor Kongregacji Nauki Wiary. Jak pisze, każda wypowiedź autentycznego Magisterium winna być przyjmowana „taka, jaką jest naprawdę: wszak nauczanie jest dane przez Pasterzy, którzy na mocy sukcesji apostolskiej nauczają obdarzeni charyzmatem prawdy, upoważnieni przez Chrystusa i w świetle Ducha Świętego”. Ten charyzmat, autorytet i światło w sposób oczywisty były obecne także podczas soboru: „odrzucać to w stosunku do episkopatu cum Petro i sub Petro, zgromadzonego, by nauczać Kościół powszechny, byłoby odrzuceniem czegoś z istoty samego Kościoła”. Można powiedzieć: sobór powszechny to nie byle klub dyskusyjny, lecz zgromadzenie biskupów prowadzone przez Ducha Świętego!
Oczywiście, kontynuuje Ocáriz, „nie wszystkie twierdzenia zawarte w dokumentach soborowych mają ten sam walor doktrynalny, a zatem nie wszystkie domagają się tego samego stopnia aprobaty”. Stąd tak wyraźna potrzeba rozróżnień. Te twierdzenia soboru, które przypominają prawdy wiary, domagają się wiary teologalnej (czyli przyjęcia przez łaskę prawdy objawionej, pozwalającego wnikać w głąb tajemnicy). Są one bowiem nauczane nieomylnie przez Kościół, a Sobór Watykański II je tylko przypomniał i potwierdził.
Inne doktrynalne elementy nauczania soboru domagają się od wiernych stopnia aprobaty zwanego „religijną uległością woli i intelektu”, co w praktyce jest nie tyle aktem wiary, ile raczej posłuszeństwem okazywanym Magisterium, uzasadnionym bardziej zaufaniem w Bożą asystencję (w stosunku do tegoż Magisterium) niż dyscypliną.
W dokumentach ostatniego soboru znajdujemy ponadto całą gamę różnorakich opisów czy opinii o charakterze społecznym czy politycznym, którym niejednokrotnie towarzyszą sugestie bądź przestrogi. Nie mając charakteru doktrynalnego, tego typu stwierdzenia winny być przyjmowane z uwagą i wdzięcznością, choć nie domagają się one aprobaty intelektualnej w sensie właściwym.
Ks. Ocáriz słusznie podkreśla: „istotną charakterystyką Magisterium jest jego ciągłość i jednorodność w czasie. Ciągłość nie oznacza braku rozwoju. Kościół na przestrzeni wieków postępuje w poznaniu, w pogłębieniu i w konsekwentnym nauczaniu wiary i moralności katolickiej”.
Nie jest prawdą, że Sobór Watykański II nie wniósł żadnego novum w porządek doktrynalny Magisterium, o czym świadczą chociażby zapisy dotyczące sakramentalności biskupstwa, kolegialności episkopatu czy wolności religijnej. W tych „rzeczach nowych”, dotyczących wiary i moralności, nie zaproponowano niczego, co by wiązało się ze ściśle doktrynalną definicją prawd wiary czy też domagało się religijnej uległości woli i intelektu. Niektóre z tych kwestii wciąż pozostają przedmiotem kontrowersji co do ciągłości z wcześniejszym Magisterium albo zgodności z Tradycją.
Wobec tego postawa prawdziwie katolicka, mająca na uwadze zachowanie jedności Magisterium, winna cechować się – pisał Ocáriz – „poszukiwaniem interpretacji jednolitej, w której teksty soboru i dokumenty dotychczasowego Magisterium wzajemnie się wyjaśniają. Nie tylko II Sobór Watykański powinien być interpretowany w świetle poprzednich dokumentów Magisterium, ale też niektóre z nich zostaną lepiej zrozumiane w świetle Vaticanum II”. Postulat ten nie jest niczym nowym w historii Kościoła. Dla przykładu: ważne pojęcia w formułowaniu wiary trynitarnej czy chrystologicznej (hypóstasis, ousía) używane przez Pierwszy Sobór Nicejski były doprecyzowywane przez kolejne sobory.
Podążając tropem myśli Fernando Ocáriza, stajemy niejako w obliczu „elementarnego” zagadnienia katolickiego rozumienia przyjęcia i przeżywania nauczania Kościoła wyrażonego poprzez sobór. Może właśnie taka rzeczowa i zarazem bezkompromisowa analiza jest drogą rozwiązania sporów doby posoborowej? Trzeba bowiem dodać, że jej autor jest także jednym z czterech członków delegacji uczestniczącej z ramienia Stolicy Apostolskiej w rozmowach z Bractwem św. Piusa X (tzw. lefebryści), a swoje poglądy przedstawił na łamach watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano” (Sull’adesione al concilio Vaticano II. Nel cinquantesimo anniversario dell’indizione, 2 grudnia 2011 r.).
Dopełniając obrazu stanowisk, nie sposób pominąć tzw. szkoły bolońskiej, interpretującej to zagadnienie w nieco innej optyce. Według jej przedstawicieli, „pastoralność” soboru, „umniejszając” doniosłość soborowych dokumentów, przyczynia się tym samym do uczynienia samego „wydarzenia” kanonem hermeneutycznym. Stąd – zdaniem Giuseppe Alberigo, współtwórcy tej szkoły i uczestnika soboru – „najbardziej znacząca nowość Vaticanum II wyraża się nie poprzez jego sformułowania, lecz raczej przez sam fakt jego zwołania i celebrowania”. Dlatego – jak pisze ks. Joseph Komonchak, Amerykanin „z Bolonii” – tamto zgromadzenie „było zaskoczeniem, zerwaniem z normalnością Kościoła, w sposób nawet niezależny od tego, co papież Jan rozumiał przez sobór”. Taka jest perspektywa środowiska widzącego w soborze wydarzenie absolutnie przełomowe dla dziejów Kościoła. Szkoła bolońska – nader często, a nie zawsze słusznie krytykowana przez apologetów Tradycji – wciąż jednak pozostaje ważnym głosem w dyskusji wokół postconcilium, co znajdzie wyraz również na tych łamach.
Jak to podsumować? Owszem, sobór sprzed pół wieku sam zdefiniował się jako pastoralny, ale ta duszpasterska intencja wcale nie oznacza, że nie był on zarazem i doktrynalny. Ofiarował on, jako owoc czteroletnich obrad, „bogaty zbiór wypowiedzi doktrynalnych i zaleceń duszpasterskich” (Jan Paweł II, Fidei depositum, 1). W swej istocie perspektywy pastoralne opierają się przecież na doktrynie. Doktryna pozostaje zaś w służbie zbawienia, a jej głoszenie to integralna część działalności duszpasterskiej. Próba podważania tej wzajemności pociąga za sobą brak rozumienia misji Kościoła w świecie.
Pastoralność – także ta soborowa, twórcza i ożywcza – pozostaje zawsze w służbie doktrynalnej treści, „która od wieków stanowi dziedzictwo wszystkich wierzących”, a zarazem musi być „potwierdzona, zrozumiana i pogłębiana nieustannie na nowy sposób, aby dać konsekwentne świadectwo w innych warunkach historycznych niż w przeszłości” (Benedykt XVI, Porta fidei 4).
Ks. Rafał Dudała: – ur. 1975 r., duchowny diecezji kieleckiej, absolwent filologii polskiej i teologii. Doktorant w zakresie nauki społecznej Kościoła na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Autor książki Kod Jana Pawła II.
opr. aś/aś