W bardzo małej ojczyźnie

Felieton z Gościa Niedzielnego - "Notes polityczny"

Jak opisać zjawisko obywatelskiej rozpaczy, obywatelskiej bezsiły? Negatywne oceny pracy rządu, rosnące zniechęcenie do rządzącej koalicji są ochoczo wykorzystywane przez przedstawicieli opozycji, którzy coraz wprawniej rozwijają katastroficzną retorykę, mówiąc o zapaści, bankructwie, kabarecie, totalnej porażce. Hasła te zyskują aprobatę opozycji i ludzi zdezorientowanych oraz rozgoryczonych. To sprawi, że sytuacja AWS i Unii Wolności w przyszłych wyborach będzie bardzo trudna. Nie chcę jednak wybiegać w przyszłość, zastanawiam się nad dniem dzisiejszym, nad rozpoznaniem sytuacji od strony obywatelskiej. Nie jest to łatwe. Nie nauczyliśmy się jeszcze, że państwo jest nasze, że nasz szacunek i miłość należą się nie tylko fladze biało-czerwonej, nie tylko wizerunkowi białego orła. Polskie prawo winniśmy szanować jak polską historię, polskie państwo powinno być dla nas ważne i drogie, jak pomniki kultury czy narodowego bohaterstwa i cierpienia. Tylko takie postawy ocalą nas kulturowo i ekonomicznie w jednoczącej się Europie. Taki szacunek i miłość muszą być naszą siłą - inaczej będziemy w przyszłości nie udziałowcami wspólnoty, ale archeologiczną ciekawostką, zapomnianymi plemionami. Do siebie też mam żal. Mieszkam w Warszawie trzydzieści lat, ale nie polubiłem tego miasta. Mam tu wielu przyjaciół, parę ulubionych miejsc i widoków, ale tęsknię za Wrocławiem, marzę o Lublinie, w myślach wędruję przez Roztocze, Podhale i Spisz. W Warszawie kocham, lubię, szanuję Sadybę. Tu mieszkam ponad ćwierć wieku, tu zdarłem wiele par tenisówek na biegowych ścieżkach, wytyczyłem swoje rowerowe pętle, tu pozwolno mi przyłożyć rękę do budowy naszego parafialnego kościoła. Klejnotem ekologicznym mojej bardzo małej ojczyzny jest kawał wiślanego starorzecza - Jeziorko Czerniakowskie. Klejnotem architektonicznym - stary barokowy kościółek bernardynów. Przekleństwem mojej bardzo małej ojczyzny są śmieci. Piszę o tej sprawie, bo wiem, że jest powszechna - to znaczy wielu z nas martwi się o swoje małe ojczyzny, broni ich i przegrywa w walce ze śmieciami. Ja przegrywam na Sadybie. Są tu drogi (niektóre brukowane kocimi łbami pamiętają XIX wiek), wzdłuż których Mafia Nieznanych Sprawców zrobiła sobie nielegalne wysypiska gruzu i śmieci. Są tu działkowicze wyspecjalizowani w rzucie za płot wszystkim, co im na działce przeszkadza. Jest wreszcie Rezerwat Przyrody - Jeziorko Czerniakowskie, obszar pięknych wód i pięknej zieleni. Spacerowicze i plażowicze ciągną tu tłumnie i pozostawiają puszki, butelki, torby, stare kąpielówki, niedopałki... Na wysypiska się nie porywałem, ale z niektórych okolic Jeziorka wyniosłem w rękach i na plecach, wywiozłem zakupowym wózkiem i rowerem setki kilogramów. Ostatnio, chyba z okazji Dnia Ziemi, zaproszono do takich działań młodzież szkolną. Dzieciaki wysprzątały pięknie, torby z odpadkami ułożono w porządne piramidy, tak aby jedna ciężarówka mogła je łatwo zabrać na wysypisko. Ta ciężarówka nigdy nie przyjechała. Od miesięcy wichry rozsypują z powrotem zebrane śmieci. Na tę ilość ja już nie reflektuję, nie uniosę. To jednak - jak mówią licealiści - mały pryszcz. Co teraz myślą sobie dzieci, które dały się namówić na zbieranie. Jak ich to urzędnicze, z pozoru drobne, zaniedbanie wychowuje. Takiego nierządnego państwa się nie kocha. Czy te dzieci nie są już przygotowane, aby głosować na SLD-owską opozycję?

PIOTR WOJCIECHOWSKI

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama