Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (20/2000)
To, że Unia Wolności nie zamierza wystawić swojego kandydata na prezydenta, jest decyzją racjonalną. Jest jednocześnie grubym i haniebnym błędem politycznym, dlatego że polityka nie jest racjonalna. Logicznie, przejrzyście i spokojnie uzasadnił decyzję wicepremier i przewodniczący Leszek Balcerowicz, ale nie powiedział jednego — że z każdego słowa tego uzasadnienia śmieją się zwolennicy koalicji UW z SLD.
Polityka w systemie demokratycznym, a tym bardziej w społeczeństwie medialnym, nie może być racjonalna. Decyzje wyborców są w niewielkim stopniu racjonalne, przeważnie są wypadkową podświadomych sympatii, plotkarskich pogłosek, marzeń. Prawdą jest, że elektorat UW bardziej niż pozostałe grupy wyborców będzie w głosowaniu kierował się wiedzą, prognozami, rozsądkiem. Jednak nawet ten rozsądny z pozoru elektorat podatny jest na emocje. Warto także pomyśleć o pozyskaniu przynajmniej części elektoratu konkurencji, tych którzy są niezdecydowani lub rzadko idą do urn wyborczych.
W Unii nie było dobrych kandydatów, a poparcie kandydatów spoza partii oznaczało sygnalizowanie słabości. Było jednak w UW paru kandydatów prawie dobrych, np. Onyszkiewicz i Frasyniuk. Daleko im do popularności Kwaśniewskiego, Olechowskiego, Krzaklewskiego. Popularność jednak to nie jest to samo co przywódcza charyzma, którą albo się dostaje od Boga, albo nie. Popularność jest towarem, ma swoją cenę, ma technologię wytwarzania i czas dojrzewania. Obydwaj wymienieni przeze mnie kandydaci nie ustępują trójce wymienionych kontrkandydatów. Nie brak im męskiej urody, charakteru, inteligencji, refleksu. Frasyniuk ma za sobą znakomitą kartę legendy konspiracyjnej czasu wojennego. Onyszkiewicz ma zasługi związane z wprowadzeniem Polski do NATO, uroczą żonę, wnuczkę Józefa Piłsudskiego, ma gromadkę dzieci, które użyte w kampanii wyborczej uwiodłyby setki tysięcy polskich serc — bo Polacy są bardzo rodzinni, lubią dzieci.
Tylko skąpstwo w wydatkach na usługi socjotechniczne nie pozwoliło Unii Wolności w starcie do historycznego wyścigu.
W moim przekonaniu wybory prezydenckie zaważą na niedalekich już wyborach parlamentarnych — a te zadecydują o tym, kto poprowadzi Polskę w trudną epokę między putinowskim renesansem w Rosji a akrobacją dyplomatyczną naszego wchodzenia do Unii Europejskiej. Być może koalicja SLD—UW byłaby tu na krótką metę skuteczniejsza. W historycznym bilansie jednak odbiłaby się fatalnie na moralnym i kulturowym stanie kraju. Pociągnęłaby Polaków w dół, oddaliła od dziedzictwa duchowego Jana Pawła II.
Mówią niektórzy, że absencja kandydata Unii Wolności korzystna jest dla Krzaklewskiego i Kwaśniewskiego, a błogosławieństwem jest po prostu dla Olechowskiego. Wydaje się, że dla Krzaklewskiego to jednak niedobrze. Druga tura wyborów mogłaby się odbyć bez niego, a byłoby to upokorzenie AWS i pogorszyłoby szanse Akcji w wyborach do Sejmu i Senatu. Obecność kandydata z Unii Wolności osłabiłaby szanse Olechowskiego w pierwszej turze wyborów, a w drugiej dałaby i jemu, i Krzaklewskiemu dodatkowe głosy.
Taki mechanizm zadziałałby, gdyby w końcu zaistniała koalicja, a nie koafikcja. Na razie mamy więcej grupowego egoizmu, obłudnych targów i wzajemnych oskarżeń niż szczerego porozumienia dla wspólnego dobra Polaków, np. w kwestii powołania prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, czy wyboru nowego rzecznika praw obywatelskich. Nieumiejętność porozumienia się w tym zakresie to kompromitacja obydwu stron. Czy spotkamy się w końcu razem, czy dalej AWS będzie podejrzewała UW o nieszczerość i spiski, a UW zarzucać będzie koalicjantom brak kompetencji, naiwność i fanatyzm?
opr. mg/mg