Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (24/2000)
Trwające od kilku tygodni przedstawienie parlamentarno-teatralne pod tytułem "Kryzys koalicji" wywołuje pytanie: czy grozi nam powtórka z 1993 roku? Sytuacja ma wiele cech wspólnych. Silny blok obozu posierpniowego w miarę upływającego czasu sprawowania władzy podlega stopniowej erozji. Otwarcie mówi się już nie tylko o upadku rządu, ale o przedterminowych wyborach na wiosnę przyszłego roku, a być może nawet z wyborami prezydenckimi najbliższej jesieni. Czym to grozi nietrudno przewidzieć. Wystarczy spojrzeć na wyniki sondaży przedwyborczych. Głębokie reformy rozpoczęte na początku lat 90. zaowocowały kryzysem zaufania dla partii prawicowych, w wyniku którego władzę objął SLD. Koalicja lewicowo-ludowa, która od 1993 roku rządziła Polską zatrzymała proces modernizacji państwa. Zmiany rozpoczęły się na nowo wraz z przyjściem koalicji AWS-UW i ponownie wywołały ferment społeczny. Leszek Miller, szef SLD, mówi już dziś jasno, że reformy trzeba zatrzymać. Obecny proces dekonstrukcji koalicji może przynieść negatywne skutki nie tylko dla rządzących partii, ale też w wypadku utraty władzy spowodować zahamowanie niezwykle potrzebnych dla państwa reform. Aby wyrwać się bowiem z polskiego postsocjalizmu w kierunku rozwijających się państw Zachodu, trzeba będzie nie tylko kontynuować reformy, ale nawet wprowadzać nowe.
Wszystko to jednak z pewnością rozumieją główni aktorzy tytułowego dramatu koalicyjnego. Co więc się stało? Punktem kulminacyjnym we wzajemnych stosunkach AWS-UW stała się sprawa wprowadzenia komisarza w warszawskiej gminie Centrum. Naruszono olbrzymi splot interesów od lat rządzącego w stolicy układu SLD-UW. Wbrew bowiem koalicyjnym porozumieniom, zarówno w mediach publicznych, jak i w stolicy, działaczy Unii Wolności więcej wspólnych interesów łączy z lewicą niż prawicą. Trudno nie zauważyć, że AWS kierowana słusznymi pobudkami uzdrowienia sytuacji w Warszawie popełniła wiele błędów. Andrzej Herman, były skuteczny likwidator mienia PZPR i wyjątkowo sprawny organizator, nie przewidział siły oporu, z jaką spotka się burząc "salonowe układy warszawki". Decydując się jednak na taką akcję, trzeba mieć za sobą silne przywództwo. Tymczasem AWS podlega stopniowej defragmentaryzacji na luźno związane ze sobą grupy aspirujące do przejęcia przywództwa na prawicy. Marian Krzaklewski natomiast stojąc przed dylematem, kandydować w wyborach prezydenckich (które w obecnej sytuacji mogą być drogą do politycznego niebytu), czy objąć mocną ręką tekę premiera i zaprowadzić porządek w koalicji i rządzie, zastanawia się, tracąc być może swą ostatnią historyczną szansę. Wygląda na to, że Krzaklewski stojąc przed pytaniem "Być albo nie być" czeka na suflera, który podpowiedziałby teatralnym szeptem leżący gdzieś po środku trzeci wariant odpowiedzi na to fundamentalne pytanie - za wszelką cenę trwać.
opr. mg/mg