Pożegnanie z Rosją

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (25/2000)

Pierwsza, po blisko trzech latach coraz chłodniejszego „pragmatycznego partnerstwa”, wizyta amerykańskiego prezydenta w Moskwie była zarazem pożegnalną wizytą Billa Clintona w tej roli. Jako gorący zwolennik polityki zbliżenia z Rosją Clinton wielokrotnie musiał odpierać ataki politycznych przeciwników, zarzucających mu brak realizmu i niezdolność do właściwej oceny zachodzących na Kremlu procesów. Deklaracja nowego rosyjskiego prezydenta o konieczności konstruktywnej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi (poparta spektakularnym odnowieniem współpracy na linii Moskwa—NATO, zerwanej po wybuchu wojny o Kosowo i ratyfikacją przez nową Dumę układu START II) pozwalała Clintonowi żywić nadzieje, że — przynajmniej w sferze deklaratywnej — można uznać, iż „inwestycja w rosyjską demokrację” nie zakończyła się totalnym bankructwem. W pierwszym w historii wzajemnych stosunków wystąpieniu w rosyjskim parlamencie amerykański prezydent raz jeszcze zgłosił gotowość wspierania Rosji w jej staraniach o członkostwo w organizacjach międzynarodowych, deklarował niezmienną przyjaźń i próbował tłumaczyć amerykańską politykę wobec Jugosławii. Deputowani, których na to spotkanie przybyło tak niewielu, że do zapełniania pustych foteli zmobilizowano pracowników MSZ, przyjęli te deklaracje z — delikatnie mówiąc — umiarkowanym entuzjazmem. Clintonowi nie udało się także przekonać rosyjskiego prezydenta do amerykańskiego projektu budowy Rakietowego Systemu Obrony (NMD), czy modyfikacji podpisanego w 1972 r., lecz wciąż nie ratyfikowanego, układu ABM. Prezydent Putin zdecydował o odłożeniu tych kwestii „do późniejszych konsultacji”. Prezydent Putin ma bowiem, w przeciwieństwie do prezydenta Clintona, dużo czasu: o kwestiach bezpieczeństwa porozmawia już z jego następcą.

Czy to oznacza, że amerykański prezydent wyjechał z Moskwy z niczym i jego wizytę można jednoznacznie uznać za nieudaną? Na pewno nie. Przede wszystkim widać wyraźnie, że w Rosji zakończył się okres beztroskiego „rozdawania ciosów”. Putin raz jeszcze potwierdził swoją opinię politycznego pragmatyka, zapewniając, iż Moskwa nie zrobi żadnego kroku w stronę konfrontacji. Stany Zjednoczone są Rosji potrzebne, jeśli rzeczywiście zamierza ona odbudować swoją gospodarkę. Dlatego zapewnienie Putina, iż najgorszy okres we wzajemnych stosunkach Rosja i USA mają już poza sobą, można traktować poważnie. Od następcy Billa Clintona zależeć będzie, czy rosyjsko-amerykańska współpraca zaowocuje także rozwojem gospodarki rynkowej i poszerzaniem sfery demokracji w Rosji, czy też ograniczy się do „pragmatycznego przymykania oczu” w imię zachowania „partnerskich” stosunków.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama