Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (49/2000)
Ujawnienie przez "Rzeczpospolitą" skandalicznej zażyłości toruńskiego sędziego z szefem miejscowego gangu zmusza do postawienia pytania o odpowiedzialność samorządnych korporacji zawodowych za naganne zachowania swych członków. Wymagania moralne dotyczą oczywiście każdego człowieka we wszystkich dziedzinach jego życia. Istnieją jednak takie zajęcia, do których - ze względu na szczególną materię, której dotyczą - powinni być dopuszczeni jedynie ci, którzy legitymują się wysokim poziomem moralnym. Dotyczy to np. lekarzy, adwokatów czy właśnie sędziów. Szczególna odpowiedzialność ciąży na przedstawicielach tych zawodów prawniczych, które związane są z wymierzaniem sprawiedliwości. Sama nazwa jest niezwykle zobowiązująca. Oznacza, że od zaangażowanych w ten proces ludzi bezpośrednio zależy przywracanie ładu moralnego, naruszonego przez czyn zabroniony - dla uproszczenia ograniczę się do sądownictwa karnego. O związkach między prawem a sprawiedliwością napisano tomy, i z pewnością nie jest to temat na krótki komentarz. Jest jednak bezdyskusyjne, że brak, a tym bardziej zaprzeczenie sprawiedliwości w tej właśnie sferze pociąga za sobą szczególnie groźne skutki dla całego ładu społecznego. Zarówno sędziowie, jak i adwokaci zorganizowani są w samorządne korporacje. Współczesne państwo uznaje powszechnie, że takie właśnie usytuowanie przedstawicieli tych zawodów daje najlepszą rękojmię spełniania przez nich ich funkcji. W ten sposób minimalizuje się powszechne w innych systemach zagrożenie ulegania naciskom strony silniejszej, czyli państwa - ze szkodą dla sprawiedliwości. Takie usytuowanie sędziów i adwokatów daje im wyjątkową niezależność i wolność od nacisków. Jeśli jednak wspomniane wyżej kryteria moralne nie są spełnione, instytucja, która ma służyć skuteczniejszemu odnajdywaniu sprawiedliwości, zamienia się w swe przeciwieństwo. Szczególnie niepokojące jest to, że związki przewodniczącego Wydziału Karnego toruńskiego sądu z hersztem gangu, mimo że powszechnie znane, nie wywołały żadnej reakcji kolegów sędziów. Trzeba było aż ogromnego artykułu w ogólnopolskiej gazecie, by został on odwołany ze swej funkcji. Nikt oczywiście nie oskarża toruńskich (ani jakichkolwiek innych) sędziów w całości. Rzecz jednak w tym, że odpowiedzialność za skandaliczne zachowania jednego sędziego obciąża tych, którzy - jako jedyni - mogą jednoznacznie zademonstrować swój sprzeciw. Taka grupowa odpowiedzialność jest nieodłączna od przywileju niezawisłości i autonomii. Sędziowie i adwokaci zwykli na krytykę odpowiadać, że godzi ona w prestiż nie tylko ich samych, ale całego wymiaru sprawiedliwości. Nic jednak tak nie niszczy prestiżu samorządnej korporacji, jak tolerowanie "czarnych owiec" we własnych szeregach.
opr. mg/mg