Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (16/2001)
Najpierw premier zwołał kilka narad na bardzo wysokim szczeblu, poświęconych sprawie naszej integracji z Unią Europejską. Wagę problemu podkreślał fakt, że do udziału w spotkaniach zostali zaproszeni przedstawiciele opozycji. Potem szef rządu wyraził niezadowolenie ze stanu negocjacji odbywających się w Brukseli. Niemal w tym samym momencie pojawiły się sygnały, że wypadliśmy z czołówki państw zamierzających wstąpić do UE, ponieważ szefowie dyplomacji państw Unii pominęli nasz kraj w dyskusji o najlepszych kandydatach do Wspólnoty. Okazało się też, że w chwili, gdy nasz główny negocjator, Jan Kułakowski mówi o gotowości Polski do znacznych ustępstw i kompromisów, Komisja Europejska zgłaszała korzystną dla niektórych państw zachodnioeuropejskich, a dla nas niekorzystną, propozycję odłożenia na 7 lat prawa do pracy Polaków w Unii już po naszym przystąpieniu.
Wszystkie te informacje, podane przez krajowe media w tonie alarmistycznym, wywołują wśród zainteresowanych kwestią integracji Polski z Unią Europejską niepokój i niepewność. Sytuację dodatkowo komplikują wypowiedzi Prezydenta RP, sugerujące możliwość przyjęcia Polski do UE nie, jak chce rząd (a także, jak się dotąd wydawało, wszystkie siły polityczne w państwie), w roku 2003, lecz dopiero w roku 2005.
Istotnie, jak wynika z udostępnionych przez unijnych urzędników danych, wśród państw kandydujących do wspólnoty są takie, które zakończyły negocjacje w większej liczbie obszarów niż Polska. Znacznie mniejsze niż Polska Cypr, Słowenia, Estonia zamknęły rozmowy w 18 z 29 rozdziałów. Nasi negocjatorzy sfinalizowali dotychczas negocjacje w 15 obszarach prawa europejskiego. Rzeczywiście, nie wymieniono nas wśród państw, które już wkrótce miałyby poznać datę swej integracji ze Wspólnotą. Prawdą jest też, że przystąpienie do Unii przyniesie nam więcej korzyści niż strat. Wystarczy popatrzeć na znakomite skutki, jakie integracja przyniosła Irlandii, Grecji, Hiszpanii czy Portugalii. Jednak wielkość przyszłych pożytków zależy od trwających właśnie negocjacji. Każde ustępstwo dziś to mniejsze korzyści w przyszłości.
Obserwując przebieg naszych negocjacji w sprawie przystąpienia do Unii, można odnieść wrażenie, że większą uwagę przykłada się w nich do wzajemnych obaw i lęków wynikających ze stereotypów myślowych, niż do obustronnych zysków, jakie rozszerzenie Wspólnoty przyniesie. Trudno się jednak dziwić. UE nie jest — wbrew obiegowym opiniom — przede wszystkim wielkim przedsiębiorstwem, lecz organizacją polityczną. Decydować więc będą nie tylko względy gospodarcze.
opr. mg/mg