Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (28/2002)
Zaprawdę, nie mają szczęścia w tym roku szkolnym polscy uczniowie i ich rodziny. Ministerstwo Edukacji zafundowało im kolejny stres. Najpierw — w interesie słabszych nauczycieli — wycofało się na kilka lat z wprowadzenia nowej matury, która miała pozwolić na porównanie i przez to stopniowe wyrównanie poziomu nauczania w szkołach oraz umożliwić połączenie matur i egzaminów wstępnych na wyższe uczelnie. Potem, wobec wątpliwości rzecznika praw obywatelskich, pozwoliło na zdawanie w tym roku dwóch matur, co spowodowało znaczny bałagan.
Następnie zarządziło powrót do techników, ograniczając liczbę miejsc w szkołach ogólnokształcących, choć wiadomo, że w nowoczesnym społeczeństwie potrzebne jest wykształcenie szerokie, zapewniające możliwość dostosowania się do szybko zmieniającego się rynku pracy. Lepiej niż władze ministerstwa zrozumiała to młodzież, wzgardzając technikami i wybierając masowo ogólniaki, w których trzeba było tworzyć awaryjnie dodatkowe klasy.
No i wreszcie przy rekrutacji do liceów doprowadziło do absurdu dobrą skądinąd zasadę swobody wyboru. Składanie podań do wielu liceów naraz spowodowało, że najlepsi widnieli na dziesięciu listach przyjęć, a nieco tylko mniej dobrzy narażeni byli na niepewność, nerwy i łzy. Wielu innych z kolei bało się zgłaszać do najlepszych liceów, bo nie wiedziało, jaka tam będzie konkurencja. A przecież w każdym powiecie (tak jak to oddolnie zrobiono w Kościerzynie) można było zorganizować system komputerowy wskazujący najlepszy rozkład kandydatów przez uwzględnienie kolejno preferencji uczniów z najwyższą liczbą punktów.
Jak na jeden rok szkolny wystarczy, by Ministerstwu wystawić ocenę niedostateczną.
Autor jest profesorem, wykładowcą na UAM w Poznaniu
opr. mg/mg