Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (41/2003)
W związku z pracami nad nowelizacją kodeksu etycznego, przetoczyła się przez media dyskusja nad kondycją moralną środowiska lekarskiego. Wygląda na to, że poczciwy medyk grecki Hipokrates, który dwa i pół tysiąca lat temu stworzył podstawy etyki lekarskiej i sformułował przysięgę składaną przez pokolenia lekarzy, nieco się nam postarzał. Jedni załamywali więc ręce nad upadkiem obyczajów, drudzy apelowali o zwyczajną przyzwoitość, a jeszcze innych oburzał totalitaryzm etyczny, jak malowniczo określono próbę oparcia wspomnianego kodeksu o zasady etyki chrześcijańskiej. Dziwiono się na lewicy, że część lekarzy tak walczyła o zapisy dotyczące badań genetycznych, albo aborcji. A co innego pozostało, skoro nastały takie czasy, że coraz więcej ludzi musi mieć zadekretowane nawet normy przyzwoitości?
Najważniejsze jednak, że lekarze, zatroskani o morale swojego środowiska, przemówili własnym głosem. Ubolewali m.in., że ich kontakty z pacjentami uległy odczłowieczeniu, nazywanemu elegancko dehumanizacją. Jak zwał, tak zwał: niejeden lekarz przypomina obecnie urzędnika, a pacjent jest dla niego jedynie zbiorem wyników, czyli bardziej przedmiotem, niż podmiotem. Uczciwi lekarze zarabiają kiepsko, toteż niektórzy chętnie przyjmują łapówki, określane eufemistycznie „dodatkowymi gratyfikacjami"; może nawet z przeświadczeniem, że się im należą. Na szczęście jest jeszcze wielu lekarzy z powołania, którzy cieszą się szacunkiem i są podziwiani za swe całkowite oddanie ludziom chorym. Problem jednak w tym, że ci, którzy „biorą", psują opinię całemu środowisku. Sami pacjenci oraz ich bliscy także nie są bez winy, zwłaszcza że w gronie tych, którzy wręczają łapówki, przeważają ludzie dobrze wykształceni i sytuowani.
Cóż, obyczaje dużej części społeczeństwa pozostawiają sporo do życzenia, a więc i etyka zawodowa licznych środowisk zawodowych rozmija się coraz częściej z wymogami elementarnej przyzwoitości. Nie bez przyczyny powiada się ostatnio o rozmaitych osobnikach, że „ich już nie tyka żadna etyka, a sumienia miewają na ogół czyste, bo - nieużywane". Tymczasem o wzorce osobowe etycznego postępowania coraz trudniej, nie tylko wśród lekarzy, ale również u polityków, prawników, nauczycieli, dziennikarzy, a nawet i duchownych. Trudno się więc dziwić, że zjawisko upadku obyczajów dotknęło również lekarzy, o których mówi się, że obok polityków należą do najbardziej skorumpowanych grup zawodowych. Nawet jeśli to przesada, to sytuacja jest zła, bo przecież lekarz jest człowiekiem szczególnego zaufania.
Wiadomo, że studia medyczne do łatwych nie należą, a po ich ukończeniu należy nieustannie się dokształcać, wykonując trudną i niezwykle odpowiedzialną pracę. Może takowe skodyfikowane wyznaczniki moralne będą potrzebne choćby absolwentom medycyny rozpoczynającym właśnie pracę lekarza? Choć ostatecznie i tak, w konkretnych sytuacjach, każdy z nich będzie musiał osobiście dokonywać wyborów moralnych.
Żaden kodeks nie uzdrowi, oczywiście, obyczajów, jeśli człowiek nie zechce przyswoić sobie i przyjąć jako własnych zasad przyzwoitego postępowania. Wydaje się jednak, że przy powszechnym zagubieniu moralnym i rozmazaniu granic pomiędzy dobrem a złem może spełniać funkcję drogowskazu etycznego. Czy to, doprawdy, mało?
opr. mg/mg