To widać, słychać i czuć

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (42/2003)

Kierowca „gimbusa” w Kłodawie stracił pracę i prawo jazdy, ponieważ kontrola policji drogowej wykazała w jego organizmie alkohol. To już kolejny przypadek, który wzbudza powszechne oburzenie, bo trudno nam zrozumieć aż taki deficyt odpowiedzialności, aby zasiadać za kółkiem w stanie „wskazującym na spożycie”. I to, na dodatek, w autobusie dowożącym dzieci szkolne. Wiadomo, że podchmielony kierowca ryzykuje nie tylko życiem własnym, ale również pasażerów i postronnych osób.

Niestety, przedstawiciele innych zawodów także nie wylewają „za kołnierz”, korzystając z cichego przyzwolenia na rozpoczynanie pracy od „jednego głębszego”. Zgodnie z porzekadłem, że „człowiek nie wielbłąd i pić musi”. A potem wszyscy gorszą się pijanym lekarzem na dyżurze, albo nietrzeźwym nauczycielem prowadzącym lekcje. Jest jednak taka profesja, która pozwala pić bezkarnie. A najsmutniejsze, że wszyscy o tym wiemy i - choć bywamy zażenowani - tolerujemy owych birbantów. Myślę o pijackich obyczajach w naszym Sejmie. Co pewien czas kamery zamontowane na Wiejskiej rejestrują wystąpienia, podczas których widzimy, że ten i ów poseł ma poważne kłopoty z wysławianiem się. Ale nie, nie będę przypominał nazwisk, bo i tak liczba „niedysponowanych” - jak to powiada się w eleganckim świecie - powiększa się w godzinach wieczornych, kiedy nie ma już transmisji telewizyjnych. Niedawno wice-Marszałek Nałęcz wyznał, że o tej porze niektórzy posłowie nadają się bardziej do łóżka niż do Sejmu. Chyba wie, co mówi, bo to naprawdę widać, słychać i czuć!

Kto wie, ilu posłów kontraktowych rozpoczyna kolejny dzionek swojego urzędowania od wychylenia kieliszka wina, „maluszka”, piwka, drinka, „szczeniaczka”, lampki koniaku, albo innego procentowego napitku? I to nie tylko wtedy, gdy zasiada w swoim biurze poselskim, ale również w dniach posiedzeń Sejmu, jakby się łudził, że dzięki wódce trzeźwiej spojrzy na problemy społeczne. Strach pomyśleć, ile ustaw parlamentarnych mogło przejść w ostatnich latach zaledwie kilkoma głosami „zawianych” wybrańców narodu, którzy przed wejściem na salę sejmową wlali w siebie np. „podwójnego firaka”. Taką bowiem nazwę nosi jeden z drinków - chętnie zamawianych w barku sejmowym - na cześć posła Witolda Firaka, który dał się poznać ze skłonności do nadużywania takiej właśnie mikstury. Nie wiem, wprawdzie, czy pijał ją wyłącznie dla kurażu, czy bronił się przed zaśnięciem podczas obrad - chluśniem, bo uśniem! - czy był już na przysłowiowym „musiku”. Prawdę mówiąc, jest mi wszystko jedno, jakimi motywami kieruje się alkoholik ukryty za immunitetem. Chyba już najwyższy czas uświadomić tym wszystkim, którzy są spragnieni władzy, że jeśli ktoś z nich ma nadmierną skłonność do kieliszka, albo jest zwykłym pijaczyną, to nie posiada odpowiednich kwalifikacji do sprawowania mandatu posła Rzeczpospolitej. Mało to już razy politycy „na bani”, z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele, kompromitowali nas rozmaitymi wybrykami?

A co uczynić z tymi, którzy - z widocznym skutkiem i wiadomym chuchem - dzielą swój czas przy Wiejskiej pomiędzy barek a salę obrad? Niechaj zdecydują się wreszcie na zaszycie „Esperalu”, albo złożenie poselskiego mandatu, bo ich decyzje nazbyt poważnie wpływają na życie każdego z nas, abyśmy mieli dłużej ryzykować. Im większa odpowiedzialność, tym bardziej niezbędna jest trzeźwość, toteż sejmowi pijacy zagrażają nam wszystkim.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama