Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (49/2003)
Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Andrzej Barcikowski wystąpił z cudaczną inicjatywą. Otóż uraczył posłów opowieścią o tym, jak lobbyści owijają sobie wokół palca polityków i dziennikarzy, inspirując opisywanie wydumanych afer. Wystąpienie to znamy tylko z rozmaitych przecieków i komentarzy, bo samo posiedzenie Sejmu, na którym Barcikowski ogłaszał swe rewelacje, było tajne. Jednak nawet to, co wiemy, pozwala uznać, że szef ABW najzwyczajniej w świecie się skompromitował. Bo o co tak naprawdę chodzi?
Czy o to, że dziennikarze spotykają się z przedstawicielami firm lobbingowych? Że dowiadują się od nich o skrywanych okolicznościach różnego rodzaju ważnych, a choćby i wojskowych transakcji? A co w tym nadzwyczajnego?
Do dziennikarskiego elementarza należy wiedza, że najlepszymi źródłami wiadomości o trudnych, aferowych sprawach są "ofiary i wrogowie". Wykolegowany kompan, zdradzona żona, oszukany wspólnik, a nawet zawistny konkurent - to świetne i niezastąpione źródła informacji o mętnych sprawach. Sprawą dziennikarza jest oczywiście weryfikacja danych zdobytych z takich źródeł. Wiadomo, że informatorzy mają często niezbyt chwalebne motywacje, ale to nie znaczy, że mówią nieprawdę. Profesjonalny dziennikarz ma swoje sposoby, by odsiać ziarno prawdy od plew urazów i bajania.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Barcikowski dociskany w konkretnej sprawie kręcił i nie był w stanie powiedzieć niczego, co wykraczałoby poza ogólniki w stylu "nie o to mi chodziło". Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Andrzej Kublik pisał o tym, że pośrednikiem w sprowadzaniu do Polski gazu ze Wschodu ma być podejrzana firma wiązana w publikacjach prasowych z rosyjską mafią. Barcikowski wymienił te publikacje jako przykład szkodliwego wpływu lobbystów na zawartość gazet. Dziennikarz ujawnia podejrzane okoliczności ważnego kontraktu zawieranego przez polską państwową firmę. Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie martwi fakt, że firma z mafijną reputacją bierze udział w tej transakcji. Jego troskę budzi fakt, że sprawa wyszła na jaw. Dom wariatów.
Dwa dni po wystąpieniu Barcikowskiego gazety donoszą o podejrzeniach, że ustawa o grach hazardowych została kupiona od SLD przez mętnych facetów za 10 milionów dolarów. Czy ABW coś o tym wie? Chyba nie bardzo...
A może sprawa wygląda na absurd tylko na pierwszy rzut oka? Może ABW chce dbać o to, by mętne interesy mogły się odbywać w zaciszu gabinetów? By podejrzane firmy mogły sobie hasać po Polsce w poczuciu bezpieczeństwa (wewnętrznego)? By wystarczyło dogadać się z kim trzeba, a potem już spać spokojnie, bez obaw, że jakiś bezczelny pismak, czy wyposażony w dobre argumenty poseł opozycji, będzie grzebać przy "dilu" między wtajemniczonymi?
Jeśli tak, to szczerze mówiąc lepiej byłoby, gdyby Andrzej Barcikowski okazał się zwykłym cymbałem...
opr. mg/mg