Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (32/2004)
Bohaterski zryw ku wolności - tak Papież Jan Paweł II nazwał Powstanie Warszawskie.
W 60 lat po wybuchu Powstania po raz pierwszy obchody tej rocznicy miały ogólnopolską, a może nawet światową rangę. Po raz pierwszy żyjący jeszcze powstańcy, bohaterowie Warszawy zostali właściwie uhonorowani. Po raz pierwszy podziękowano im tak, jak na to zasługują. Wcześniej przez 60 lat mogli doświadczyć od państwa polskiego najpierw prześladowań, potem kłamstw, lekceważenia i fałszowania historii w szkołach i uniwersytetach. Prawdę o Powstaniu wynosiło się z domu, od dziadków i rodziców.
Dlaczego jednak już po upadku komunistycznego państwa 10 lat temu, w 1994 roku nie widzieliśmy tego, co stało się w ostatnich dniach w stolicy? Prezydentem Polski był już Lech Wałęsa, rządziła koalicja PSL-SLD, prezydentem Warszawy był Stanisław Wyganowski, były żołnierz AK, człowiek związany z późniejszą Unią Wolności. Wśród tych ludzi brakło determinacji i woli politycznej, by nadać 50. rocznicy wybuchu Powstania należytą rangę. Dlaczego?
Być może dlatego, że dyskusja o Powstaniu Warszawskim jest dyskusją o współczesnym patriotyzmie Polaków, o niepodległości, o tym, dlaczego powstanie wybuchło i jak zostało zdradzone. Przy tej okazji nie sposób umknąć oceny tego, co działo się po Powstaniu: mordowania Akowców, okupacji narzuconej Polsce. Bo Powstańcy Warszawy byli symbolem oporu tak przed Niemcami, jak i przed nadciągającym nocą komunizmem.
Nie sposób mówić o Powstaniu, nie odnosząc się do faktu, że w powojennej Polsce ukształtowały się dwie tradycje: jedna nawiązująca do Powstania i bohaterstwa żołnierzy Armii Krajowej, druga zbudowana na fałszu i przemocy - odnosząca się do zakładanego przez Sowietów marionetkowego rządu z Hanną Wasilewską i Marcelim Nowotką. Ta pierwsza była tradycją polską, ta druga sowiecko-rosyjską. Obie tradycje obecne są wśród obywateli Polski do dzisiaj. I o ile dla spadkobierców tradycji sowieckiej Akowcy byli wrogiem klasowym i bandytami, którzy strzelali do nowej władzy ludowej, to dla spadkobierców tradycji Powstania twórcy i zarządcy Polski Ludowej byli po prostu zdrajcami, których trzeba stawiać w jednym szeregu z twórcami targowicy i folksdojczami. Godne i zgodne z prawdą uczczenie pamięci o Powstaniu oznaczałaby de facto przyznanie, że tradycja AK jest prawdziwą tradycją narodową, a tradycja sowiecka wynaturzeniem, kłamstwem i chorą naroślą na polskiej historii.
Trzeba było prezydentury Lecha Kaczyńskiego, by głośno i wyraźnie zabrzmiała prawda o Powstaniu. I za to trzeba prezydentowi Warszawy podziękować. Bo spłacił dług w imieniu nas wszystkich. Dług wobec ludzi, którzy za cenę krwi walczyli, by Polska była Polską, a nie sowiecką republiką. Ich walka, choć przegrana, nie poszła na marne.
Dziś tradycja Powstania okazuje się silniejsza niż fałszywa wersja historii przygotowywana w gmachach KGB i UB, a potem propagowana pod nadzorem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, do dziś głoszona przez kreatury w rodzaju Jerzego Urbana. To między innymi dlatego dalecy spadkobiercy tradycji sowieckiej, tacy jak Aleksander Kwaśniewski i Józef Oleksy, tak groteskowo wyglądają w czasie rocznicowych uroczystości Powstania Warszawskiego. Nawet jeśli wypowiadają słowa uznania dla powstańców i prawią o patriotyzmie.
Jak powiada klasyk, hipokryzja jest hołdem, jaki występek składa cnocie.
Publicysta
opr. mg/mg