Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (45/2004)
Kiedy na Litwie wyszły na jaw kompromitujące powiązania ówczesnego prezydenta Rolandasa Paksasa, światowe i polskie media jednoznacznie przypisały ich ujawnienie amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA). Nikt nie wątpił w udział służb specjalnych w obaleniu dyktatury Szewardnadze w Gruzji i ustanowieniu tam demokratycznego rządu, bliższego Zachodowi. Niewątpliwą aktywność specsłużb, tym razem rosyjskich, obserwujemy dziś także i po drugiej stronie niewidzialnej linii, jaką podzielono strefy wpływów na Ukrainie. Oczywiście, każde służby mają swoją specyfikę pracy. Wschodnie najchętniej posługują się skrytobójstwem, trucizną w posiłku na pokładzie samolotu czy zaaranżowaniem wypadku samochodowego. Zachodnie - informacją i ujawnianiem wykrytych przez siebie afer czy kompromitujących polityków powiązań, czyli tym, co w żargonie służb nazywa się „operacjami intoksykacyjnymi".
Kilka miesięcy temu pewien przebywający w Warszawie Amerykanin, postrzegany jako osoba dobrze zorientowana w polityce swojego kraju, powiedział na nieoficjalnym spotkaniu z udziałem dziennikarzy, że Ameryka z niepokojem śledzi postępujące uzależnienie Polski od rosyjskich dostaw surowców energetycznych i będzie przeciwdziałać realizacji rosyjskich planów. Czy ujawnienie wiedeńskiego spotkania Ałganowa z Kulczykiem nie jest przypadkiem przejawem owego współdziałania? Czy treść rozmowy, w której Ałganow relacjonował swoje negocjacje z najbogatszym Polakiem, poznał polski wywiad całkowicie samodzielnie, czy też z pomocą kogoś bardziej doświadczonego?
Pytań jest znacznie więcej, ale na wszystkie i tak trzeba udzielić tej samej odpowiedzi: nie wiemy. O sprawach wywiadów i kontrwywiadów nigdy z zasady nie wiadomo nic pewnego. Ci, którzy znają prawdę, muszą milczeć. Udzielają dziennikarzom wypowiedzi tylko mitomani albo ci, którzy świadomie coś chcą za ich pośrednictwem osiągnąć i w tym celu mieszają informację z dezinformacją. Ale byłoby przecież naiwnością uważać Polskę za obszar wyłączony ze światowej gry. Są przesłanki, by uważać, że jest wręcz przeciwnie. Bo raz, że jesteśmy krajem dla układu sił w naszym regionie ważnym, a dwa - że praktycznie bezbronnym, szeroko otwartym na wszelką penetrację. Polskie specsłużby, nietknięte zmianami od czasów PRL, zajęły się, jak się zdaje, robieniem interesów w rodzaju handlu bronią i patronowaniu wykreowanym przez siebie biznesmenom i politykom. Ostatecznie dobiła je „reforma" przeprowadzona przez SLD. Na opuszczone pole weszli bez trudu lepsi gracze. Trochę to przypomina sytuację, w jakiej już raz w naszej historii byliśmy.
Publicysta
opr. mg/mg