Postkomuna w częściach

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (14/2005)

Oświecona" część lewicy składała już Oleksego do grobu. Co prawda, wygrał on walkę o przywództwo w SLD, ale konkurencyjna frakcja zorganizowała się w „platformę programową", będącą oczywistym przygotowaniem rozłamu, mimo że jej przywódcy kolejno zapewniali, że absolutnie żadnego rozłamu nie przygotowują („nie wierzę niezdementowanym wiadomościom", przypominała się cyniczna dewiza Talleyranda). Wysadzone z siodła środowisko byłej UD powtarzać zaczęło manewr zbliżeniowy, którego próbowało już przed poprzednimi wyborami, co wówczas udaremniła secesja liberałów i inicjatywa „trzech tenorów", przywiędłe SdPl chyba już się pogodziło, że samodzielnie nie odegra na lewicy znaczniejszej roli - słowem, już, już się rysował całkiem realny scenariusz. Wspólna lista „socjaldemokratycznej przyszłości" z SdPl i resztkami UP, ze wspólnym kandydatem na prezydenta - Borowskim, wsparciem Kwaśniewskiego i obietnicą życzliwej współpracy w przyszłym parlamencie ze strony „demokratów" nie pozostawiłaby „betonowi" żadnego ruchu, a ofiara z Oleksego byłaby dobitnym znakiem kapitulacji tej grupy, której postkomuniści zawdzięczali swą spoistość i sukcesy. A tu nagle, jak diabeł z pudełka, wyskoczył podsłuch w telefonie Janika i grubego kalibru afera, przypominająca sprawę starachowicką. Oczywiście, nie ma absolutnie żadnego powodu twierdzenie, że Oleksy miał z tym coś wspólnego... Poza starym, rzymskim cui bono?

Oczywiście, określenia „beton" czy „socjaldemokraci" są umowne - jako żywo, ludzie Janika nie mniej byli zanurzeni w peerelu niż ludzie Oleksego. Kryterium przynależności do danej frakcji nie stanowi pozycja zajmowana w aparacie PZPR i jej młodzieżowych przybudówkach. Podział w SLD idzie według zupełnie innej linii. Frakcja Janika to jakby „partia wewnętrzna", ci, którzy mają szansę obronić polityczne zdobycze swoich rządów. Frakcja Oleksego - ci, dla których nie starczy miejsca na tratwie ratunkowej - do której towarzysze chcą się salwować z tonącego okrętu. To ci, którzy w planach „partii wewnętrznej" mieli zostać napiętnowani jako winni milleryzmu, wyrzuceni za burtę, złożeni na ołtarzu odnowy, oczyszczenia z postkomunizmu i pojednania z „demokratami". Tyle że okazali się za silni i podjęli skuteczną kontrakcję. Fakt, że na czele tej grupy, niegdyś głównego zaplecza Millera, stanął akurat Oleksy, jego główny wróg, zakrawa na ironię, ale tak w polityce bywa. Jakkolwiek potoczy się los Janika, możemy już być pewni, że SLD zbierze głosy partyjno-mundurowego „żelaznego elektoratu", a bez nich operacja kolejnego przemalowania lewicy nie może się udać.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama