Co zrobi Ukraina po wyborach 2006?
- Mam w nosie politykę, ale Julka z Juszczenką muszą się pogodzić - przekonywał mnie w wyborczy wieczór znany ukraiński piosenkarz Mykoła Wakarczuk. Pogląd twórcy hymnu pomarańczowej rewolucji „Razom Nas Bohato" podziela zdecydowana większość Ukraińców. 75 procent widzów telewizyjnego Kanału 5 opowiedziało się w powyborczym sondażu za pomarańczową koalicją, czyli jak mówią w Kijowie - ponownym małżeństwem bohaterów zeszłorocznego majdanu Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko, z dodatkiem socjalistów Ołeksandra Moroza.
Były blok pomarańczowy zdaje się łączyć wszystko - wspólna walka, demokratyczne idee, prozachodnie dążenia, emocje. Tyle tylko, że jak dowodzi szara eminencja zwycięskiej Partii Regionów, znany biznesmen Renat Achmetow, o ile w życiu małżeństwo z miłości wydaje się lepszym wariantem, o tyle w polityce powinien przeważać rozsądek. Ten rozsądek to w wypadku Ukrainy gospodarka, a zdaniem większości ekonomistów, w tej dziedzinie Naszej Ukrainie Juszczenki bliżej do Partii Regionów. W skład tej ostatniej wchodzi wielu przedsiębiorców z przemysłowego Donbasu i mimo iż wschód Ukrainy jest zdecydowanie bardziej prorosyjski niż pozostała część państwa, to akurat dla ukraińskich przemysłowców rosyjscy koledzy z biznesu są raczej konkurentami na światowych rynkach niż partnerami. Także, jeżeli idzie o inwestycje na Zachodzie, którymi Donbas jest coraz bardziej zainteresowany, o czym może świadczyć chociażby wejście na polski rynek poprzez zakup Huty Częstochowa czy warszawskiej FSO.
Z gospodarczego punktu widzenia niebiesko-pomarańczowa koalicja, czyli sojusz Juszczenko-Janukowycz wydaje się zdecydowanie korzystniejsza. Gorzej z polityką. Wszyscy się zgadzają, że na scenie wewnętrznej podobny alians oznaczałby koniec legendy Wiktora Juszczenki i, co poważniejsze, zahamowanie prozachodnich dążeń Ukrainy. Co prawda wobec bardzo umiarkowanego stanowiska Unii Europejskiej najprawdopodobniej oznaczałoby to konkretnie niewiele, natomiast propagandowo mogłoby przynieść Kijowowi szkody. Tym bardziej że należałoby się spodziewać zbliżenia z Rosją. Także raczej deklaratywnego niż konkretnego, ale jednak.
Z politycznego punktu widzenia same zalety ma natomiast pomarańczowa koalicja. Po pierwsze, spełniłaby życzenia wyborców, po drugie utrzymałaby prozachodni kurs Ukrainy. Po trzecie wreszcie, ale wcale nie ostatnie, Julia Tymoszenko, która dała się poznać jako polityk bardzo zdecydowany i bezwzględny, byłaby we władzach, a nie w opozycji. Na przeszkodzie ponownemu odrodzeniu pomarańczowego bloku stają jednak ambicje, zarówno samej Julii Tymoszenko, zdecydowanie domagającej się stanowiska premiera, jak i prezydenta Juszczenki, który już raz piękną Julię z tegoż stanowiska zdymisjonował. Przy czym wówczas powodem były między innymi dosyć nieodpowiedzialne decyzje gospodarcze pani premier. Właśnie gospodarka może stać się minusem pomarańczowego rządu, tym bardziej że Julia Tymoszenko dalej zapowiada renacjonalizację części zakładów.
Ukraińskie koalicyjne rozmowy trwają i nic nie wskazuje na to, aby miały się szybko skończyć. Mimo to wracam z Kijowa jako optymistka. To, co zawsze uważałam za największe zdobycze pomarańczowej rewolucji, czyli wolne media i obywatelskie społeczeństwo, mają się nieźle. Dowodem chociażby wysoka, 67-procentowa frekwencja. Zważywszy, iż głosowanie nie było łatwe z powodu dosyć skomplikowanej formy i upiornie długich biuletynów (jednocześnie odbywały się wybory parlamentarne i samorządowe, co sprawiało, że na czterech kartach do głosowania było kilkaset nazwisk), jest to liczba imponująca.
W tej sytuacji trzeba przyznać rację politykowi rosyjskiej opozycji demokratycznej Borysowi Niemcowowi. Niemców w niedawnej rozmowie porównał Ukrainę do kry, która zdołała oderwać się od postsowieckiego lodowca, by raz szybciej raz wolniej, ale konsekwentnie dryfować na Zachód. Mimo że pozostawieni na lodowcu starsi bracia krzyczą, grożą i wymachują rękoma.
Ukraińskie wybory parlamentarne wygrała, z 33-procentowym poparciem, Partia Regionów, przeciwnika obecnego prezydenta Juszczenki sprzed roku, czyli Wiktora Janukowycza. Na drugim miejscu (22 procent) uplasował się Blok Julii Tymoszenko. Nasza Ukraina, związana z Wiktorem Juszczenką, zajęła dopiero trzecie miejsce, uzyskując 14 procent. Języczkiem u wagi w koalicyjnych rozmowach stają się socjaliści, na których zagłosowało 6 procent wyborców. Na utworzenie nowego rządu ukraińska Rada Najwyższa ma dwa miesiące.
opr. mg/mg