Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (42/2006)
Powróciłem z grzybobrania, aby nie upodobnić się do owego partyzanta, który tak przyzwyczaił się do leśnego życia, że ujawnił się dopiero trzydzieści lat po wojnie. Czas spędzony w lesie pozwolił mi jednak nabrać dystansu do ostatnich wydarzeń i do opinii rozmaitych moralistów, których namnożyło się nam w polityce i mediach.
Wielu z nich oburzyło oświadczenie władz SDP, a zwłaszcza apel o nie-łączenie pracy dziennikarskiej z walką polityczną oraz sugestia, że przygotowywanie materiałów propagandowych jest nie do pogodzenia z rzetelnością warsztatową. Udali oni, że nie słyszeli wypowiedzi kardynała Stanisława Dziwisza, który uznał podkładanie kamer i wykorzystywanie taśm w środkach publicznych za upokarzające.
„Kupiłem lornetkę, by podglądać Bernadetkę" - przebój braci Golców nie pozwala nam zapomnieć o istnieniu „Wielkiego Brata". Zwiastunem jego reaktywacji była afera Rywin-Michnik, a teraz dał on o sobie znać w połowie września. Wtedy stacja TVN pokazała w programie „Uwaga" taśmę z rzeszowskiego supermarketu, na której zarejestrowano, jak pewna pani prokurator kradnie bieliznę. Tydzień później „Wiadomości" TVP przypomniały, że na ulicach, dworcach, w sklepach i przymierzalniach jesteśmy podglądani - oczywiście w trosce o nasze bezpieczeństwo -przez coraz większą liczbę kamer. Tego samego dnia przeniesiono z portalu internetowego „Gazety Wyborczej" na szklany ekran zapis podsłuchanej rozmowy telefonicznej senatora PiS Jarosława Chmielewskiego z posłanką Samoobrony Sandrą Lewandowską. Aż wreszcie TVN pokazała taśmę z p. Renatą Beger i dwoma posłami PiS w rolach głównych. Podsłuchiwano jednak tylko ich, bo przecież p. Renia wiedziała, że rozmowa jest rejestrowana przez kamery. Jak tu więc nie mieć wątpliwości, czy są to „taśmy prawdy", skoro odegrała ona - razem z dziennikarzami TVN - swoisty spektakl?
PiS powiada, że przeżywamy powtórkę „lewego czerwcowego" 1992 r. Chyba nie bez racji, skoro tydzień wcześniej Donald Tusk w programie „Co z tą Polską?", zapytany przez Tomasza Lisa, czy chodzi o to, aby - jak w czerwcu 1992 r. - natychmiast odsunąć od władzy Kaczyńskich, a potem rozmawiać „na naszych warunkach", odrzekł: - Tak, dokładnie jest tak.
Tylko, że dla Samoobrony cała ta zabawa w podsłuchiwanie może okazać się politycznym „sepuku". Bo kto jeszcze będzie chciał z nimi negocjować?
opr. mg/mg