„Panu już dziękujemy”. Czy politykom z definicji należy zamykać drzwi do Opus Dei?

Zaczynam ten felieton od przypomnienia zasług tego niepowtarzalnego kapłana, gdyż chcę podjąć polemikę z niektórymi fragmentami jego niedawnego wywiadu dla dziennikarki portalu Onet.pl Magdaleny Rigamonti – pisze Piotr Semka, felietonista Opoki.

Ksiądz Stefan Moszoro-Dąbrowski jest wikariuszem Opus Dei w Polsce i w kilku innych krajach Europy Środkowej i Północnej. Pochodzi z polskiej rodziny, która po wojnie emigrowała do Argentyny. Jego matka przeszła piekło niemieckich obozów koncentracyjnych, ale to straszne doświadczenie wzmocniło jej wiarę. Nie tylko nie zwątpiła w wiarę przodków, ale wychowała swego syna na kapłana.

Ksiądz Stefan od przełomu XX i XXI wieku jest patronem Opus Dei w Polsce. Zaczynam ten felieton od przypomnienia zasług tego niepowtarzalnego kapłana, gdyż chcę podjąć polemikę z niektórymi fragmentami jego niedawnego wywiadu dla dziennikarki portalu Onet.pl Magdaleny Rigamonti.

Chodzi o fragment wywiadu dotyczący doświadczeń polskiego Opus Dei z politykami, którzy szukali w tym środowisku swojej formacji religijnej. Ksiądz Stefan w wywiadzie mówi:

„Szczerze powiem, że najchętniej, to bym wystawił taki napis: Opus Dei politykom dziękujemy. My się polityką nie zajmujemy, nie chcemy zajmować (...) Nas interesuje, żeby ludzie naprawdę przeżywali ewangelię i później stosowali to w swoim życiu i prywatnym, i zawodowym. Zresztą większość członków Opus Dei to nie politycy (...). Chcemy żeby wszyscy mogli korzystać z ewangelii. ale czy to znaczy. że chcemy mieć bezpośredni wpływ na politykę?”.

Mam świadomość, że ksiądz Stefan zgodził się na rozmowę z dziennikarką znanej raczej z niezwykle krytycznego stosunku do kościoła po to, żeby rozwiać pewne mity. Czarną legendę kreującą Opus Dei na swoistą katolicką ośmiornicę, która dyryguje polskimi politykami. Rozumiem też, że polski wikariusz „Dzieła” może mieć uraz po tym, jak wielu polityków polskiej prawicy, którzy przeszli przez formację w Opus Dei, rozczarowało pokładane w nich nadzieję swoim koniunkturalizmem. Rozgoryczyło księdza Moszoro-Dąbrowskiego odchodzenie od ideałów tego środowiska formacyjnego. Jest to reakcja zrozumiała w sytuacji, gdy jeden z najsłynniejszych polityków utożsamianych z Opus Dei – Roman Giertych kojarzy się w dzisiejszej polskiej polityce z zacietrzewieniem, żądzą politycznego odwetu i płaskim pragmatyzmem politycznym.

Czy wszystko to jednak wyjaśnia tak zdecydowane dictum: „Najchętniej wystawiłbym napis w Opus Dei: politykom dziękujemy?”. Samo to sformułowanie „najchętniej” pokazuje, że o formalnym zakazie nie ma mowy. Politycy nadal mogą kierować swe kroki do Opus Dei i szukać tam religijno-moralnych podstaw swej działalności. Czy jeśli jednak doświadczenie z politykami prawicy z lat przełomy XX i XXI wieku przyniosło ileś gorzkich refleksji, to czy jest to powód, żeby odwracać się od świata polityki? Rozumiem, że prałatura ma dosyć podejrzeń, że jest swoistą katolicką masonerią, która pociąga za sznurki działalności dużych partii. Ale ten czarny obraz Opus Dei lewica będzie lansować i tak, bo jest to dla niej wygodne.

Czy nie lepiej byłoby wyciągnąć wnioski, gdzie zawiodła intuicja księży z Opus Dei w ich relacjach z politykami? I jeszcze jedno. Nie uważam, by politycy mieliby być jakimś wyklętym zawodem, którego nie należy próbować ewangelizować na drodze głębokiej i dobrze przemyślanej formacji duchowej. Dlaczego prawnik, biznesmen, robotnik, lekarz czy urzędnik państwowy może szukać kontaktu z Opus Dei, a politykom należy z definicji zamykać drzwi?

Owszem, jeśli dany polityk zaczyna instrumentalnie chwalić się swoją aktywnością w „Dziele”, aby zdobywać punkty wyborcze czy sugerować, że ma jakieś nadzwyczajne wpływy na przykład w Stolicy Apostolskiej – to wtedy trzeba reagować nawet w najostrzejszy sposób.

Ale jeśli ktoś chce być i politykiem, i świadomym chrześcijaninem, to należy się z tego tylko cieszyć. Cieszyć się, co nie znaczy pobłażać jakimkolwiek złym zachowaniom.

Jeśli uznamy en bloc polityków za wyrzutków, to środowisko to będzie na zasadzie samospełniających się przepowiedni coraz bardziej zdemoralizowane. Dlatego, zamiast mówić: „W Opus Dei politykom dziękujemy”, może warto powiedzieć:

„W Opus Dei staramy się uczynić z ciebie lepszego człowieka i lepszego chrześcijanina i nie tracimy nadziei, że wpłynie to na poprawę jakości polskiego życia politycznego”. A jeśli ktoś aktywność w Opus Dei chce spożytkowywać do partykularnych gierek czy interesików, to wtedy należy takiemu komuś rzec: „Panu już dziękujemy”.

Ale nie dlatego, że jest politykiem, tylko dlatego, że gra swą wiara jak żetonem w politycznej ruletce.

A wiara to coś, co wymaga szacunku.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama