Kylian Mbappe i Marcus Thuram udzielili wypowiedzi przed meczem. Federacje piłkarskie potrafią reagować wobec zawodników z bardzo daleko idącą stanowczością. Ale gdy piłkarze faktycznie wystąpili przeciwko prawicy i w domyśle wsparli obóz liberalno-lewicowy, to jakoś nikt w mediach nie protestuje – pisze felietonista Opoki Piotr Semka.
„Sytuacja jest alarmująca. Zachęcam wszystkich młodych Francuzów by poparli tolerancję, szacunek i wolność”. Te słowa wypowiedział Kylian Mbappe przed meczem z Austrią na Euro 2024. Mbappe poparł wystąpienie innego swojego kolegi z reprezentacji piłkarskiej Francji Marcusa Thurama, który zadeklarował:
„Trzeba zrobić wszystko, aby nie pozwolić tej partii (chodziło o Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen) iść dalej i aby wyniki wyborów europejskich już się więcej nie powtórzyły. Sytuacja nigdy nie była tak poważna jak dziś”.
Obaj piłkarze nawiązali do wyborów do europarlamentu, w których partie prawicy zdecydowanie wygrały, a swe wezwanie odnieśli do przyspieszonych wyborów we Francji zaplanowanych na 30 czerwca 2024.
Oba wystąpienia charakterystyczne są dla nowego typu polityki, w której partie lewicy i liberałów korzystają z popularności znanych piłkarzy i piosenkarzy. Wykorzystują oni swój status czy to członków reprezentacji sportowej kraju, czy też status gwiazdy popkultury do przekazywania konkretnego przekazu politycznego. Gdy ktoś oburza się na takie mieszanie ról, cały chór medialnych obrońców występuje w obronie sportowych czy rockowych celebrytów. „Przecież to są wolni ludzie – twierdzą ich obrońcy. – Mają prawo mówić to, co myślą i dzielić się ze wszystkimi swoimi obawami”. Problem w tym jednak, że tacy futboliści jak Kylian Mbappe i Marcus Thuram udzielają swoich wypowiedzi przed meczem. W wypadku wszystkich innych przekroczeń federacje piłkarskie potrafią reagować wobec piłkarzy niekiedy z bardzo daleko idącą stanowczością. Ale gdy obaj zawodnicy faktycznie wystąpili przeciwko prawicy i w domyśle wsparli obóz liberalno-lewicowy, to jakoś nikt w mediach nie protestuje.
Ta oczywista nierówność szans wywołuje oczywiście wśród prawicowych wyborców irytację. Ale kiedy jest ona wyrażana w ostrej formie, wtedy liberalne media oburzają się, że prawica chce zamknąć usta wolnym obywatelom. I tak się kręci ten medialny młynek, który ma przecież wpływ na decyzję wyborców, szczególnie tych najmłodszych. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia przez ostatnie osiem lat w Polsce, kiedy znani aktorzy, sportowcy czy piosenkarze udzielali długich wywiadów, w których oburzali się, że „w Polsce robi się duszno”. Im większy wpływ na wyborców mają nie tylko tradycyjne media, takie jak telewizja czy dziś dla młodszego pokolenia Twitter czy Tik-Tok, tym silniejszy staje się wpływ opinii celebrytów na wyniki wyborcze.
W Ameryce na przykład poważni komentatorzy wpływowych dzienników wprost wyrażają opinię, że jawne wsparcie amerykańskiej gwiazdy piosenki Taylor Swift brane jest przez sztabowców prezydenta Joe Bidena jako główny czynnik nadziei na pokonanie Donalda Trumpa.
A że sympatie dzisiejszego świata popkultury przesunięte są wyraźnie na lewo, to prawa strona dochodzi do wniosku, że równowaga polityczna jest w dzisiejszym świecie wyraźnie zachwiana. Tylko co mogą zrobić z taką pretensją? W jednym z polskich seriali takie frustracje nazywano sytuacją, w której pozostaje jedynie „zażalenie do Pana Boga”.