Tomasz Terlikowski bardzo często i słusznie zachęca do wyczulenia na zło, którego dokonywali seksualni drapieżcy w sutannach i habitach. Dlaczego nie widzi w postaci Judasza – który odrzucił łaskę poznania Dobrej Nowiny dla zdobycia trzydziestu srebrników – archetypu tych, którzy krzywdzili osoby, które im zaufały? – pyta felietonista Opoki Piotr Semka.
„Dwójka” Polskiego Radia wystąpiła z bardzo wyrazistą inicjatywą. Oto od Wielkiego Wtorku do Wielkiego Piątku przez cztery kolejne dni aktor Andrzej Ferenc odczytuje codziennie wybrane fragmenty książki „To ja, Judasz” Tomasza Terlikowskiego. Inicjatywa wpisuje się już w doświadczenia z poprzednich lat, kiedy to na przykład w okresie poprzedzającym Wielkanoc „Gazeta Wyborcza” ogłosiła rzekome odkrycie Ewangelii Judasza. Gnostyckiego tekstu, który znany był znawcom Biblii od wielu lat, ale nie przeszkodziło to w przedstawianiu go jako odkrycia mającego zmienić postrzeganie ostatnich dni życia Jezusa na Ziemi.
Książkę Tomasza Terlikowskiego przeczytałem już trochę wcześniej nim postanowiła nagłośnić ją Radiowa „Dwójka”. Tak naprawdę jest to rozwinięcie w formie książki głośnego rok temu tekstu Terlikowskiego, który oskarżał Apostołów o to, że to oni skrzywdzili Judasza i to oni pośrednio moralnie odpowiadają za jego tragiczny koniec. Tomasz Terlikowski to autor oczytany w literaturze religioznawczej. Nic dziwnego, że potrafił on zmieścić w swojej pozycji wszystkie historyczne próby usprawiedliwienia człowieka, którego miano stało się synonimem zdrady.
Tak naprawdę jeśli ta książka dla kogoś, kto traktuje wiarę serio, może mieć jakąś korzyść, to pokazuje jak częsta była w tradycji wolnomyślicielskiej negacja sensu zapisu wydarzeń opisywanych przez Ewangelię. Jak wiele pracy myślowej wykonano na rzecz odwracania pojęć. Starań, by z Judasza uczynić postać ciekawą, intrygującą, a już na pewno nie godną potępienia.
Wszystkie te intelektualne próby zbudowane są na jednym podstawowym założeniu – Ewangeliści nie przekazali całej prawdy o Judaszu. Albo przesadnie oczernili Judasza, albo nie wykazali dostatecznego miłosierdzia, aby otoczyć nim „zbłąkanego brata”. Albo wreszcie, oczerniając Judasza chcieli zamaskować własne wahania i niezdecydowanie. Niekiedy to wybielanie hiper-zdrajcy wynikało w dziejach z tendencji gnostycznych, innym razem z chęci przekraczania katolickiej tradycji.
Terlikowski dorzucił do tego jeszcze wyczulenie na, istotnie zdarzające się niekiedy w historii, uogólnienia zdrady Judasza na cały naród żydowski. W dzisiejszych czasach ta niezwykle efektowna próba obrony Judasza bardzo pasuje do innej aktualnej tendencji. Założenia, że każdy „INNY” jest z definicji kimś nad którym należy się pochylić, zbadać że jego krytyki nie są efektem nietolerancji, nienawiści czy ksenofobii. Dochodzi do tego kontrkulturowa sympatia do outsiderów. Przekonanie, że postacie, które tradycyjnie otoczone są złą opinią to być może ofiary oczernienia, egoizmu wspólnoty i jakichś przyziemnych intencji. Terlikowski nawet na tle swojego dotychczasowego pisarstwa przekracza tutaj pewną granicę. Bardzo wyraźnie sugeruje, że Apostołowie przedstawili Judasza w sposób przesadnie negatywny. Tyle, że takie założenie niesie ze sobą bardzo poważną konsekwencję. Bo jeśli uczniowie Jezusa nakłamali w sprawie Judasza, to można przyjąć, że i inne fakty, które podają są półprawdą, naginaniem rzeczywistości, czy wręcz konfabulacją. I to nie jest niczym nowym, bo wolnomyślicieli, którzy wydali grube tomy mające przyłapać ewangelistów na jakichś nieprawdach, było w ostatnich dwóch stuleciach bez liku.
Tyle że zakwestionowanie Ewangelii w sprawie Judasza utrudnia przyjęcie podstawowych prawd, np. o zmartwychwstaniu Jezusa. Bo skoro nie wiadomo, jak było z Judaszem, to może i nie wiadomo czy naprawdę Jezus zmartwychwstał. Może uczniowie schowali jego ciało tak, że do dzisiaj nie odnaleziono jego szczątków?
Jeszcze jeden drobiazg.
Radiowa „Dwójka” zachęcając do słuchania fragmentów książki używa stale określenia „apostoł Judasz”. W tradycji chrześcijańskiej nikt nie neguje, że Jezus powołał Judasza w poczet grupy dwunastu apostołów. Ale po jego zdradzie i odstępstwie uznaje się, że stracił prawo do dumnego określenia „Apostoł”. Owszem, był apostołem, ale na własne życzenie przestał nim być, wykluczył się z tej wspólnoty.
Tomasz Terlikowski bardzo często i słusznie zachęca do wyczulenia na zło, którego dokonywali seksualni drapieżcy w sutannach i habitach. Duchowni wykorzystujący zaufanie, które wiązane jest z kapłaństwem do zaspokajania prymitywnych żądz.
Dlaczego nie widzi w postaci Judasza – który odrzucił łaskę poznania Dobrej Nowiny dla zdobycia trzydziestu srebrników – archetypu tych, którzy krzywdzili osoby, które im zaufały? Przecież oni też ponad łaskę uczestników Cudu Przeistoczenia postawili niskie instynkty. Dlaczego w działaniu tych przeniewierców nie zauważył analogii do tego, czego dokonał Judasz?