W imię dialogu i tolerancji

Niedopuszczenie Rebeki Kiessling do zabrania głosu na kolejnych polskich uniwersytetach to dowód na to, jak w praktyce liberalizm rozumie wolność słowa i tolerancję: jest to przywilej dla tych, którzy "myślą tak samo, jak ja"

W imię dialogu i tolerancji

W imię dialogu i tolerancji kilka polskich uczelni odwołało spotkanie z działaczką antyaborcyjną Rebeccą Kiessling. Co więcej działacze partii Razem protestowali przeciw organizacji spotkania na KULu. Jazgot mediów nieprawdopodobny. Oburzenie środowisk lewicowych dosięgło Himalajów. Widać też było ewidentnie strach rektorów terroryzowanych przez poprawność polityczną. A przecież Rebecca miała wyłącznie powiedzieć świadectwo o swoim życiu: została poczęta w wyniku gwałtu, ale jej matka zdecydowała się ją urodzić i oddać do adopcji.

Czym jest uniwersytet? Uniwersytet to instytucja stworzona w czasach najciemniejszego średniowiecza. Początkowa była to korporacja profesorów i studentów. Studenci płacili profesorom za ich wiedzę. Głównym celem uniwersytetu było wówczas poszukiwanie prawdy. To dlatego najważniejsze były wówczas wydziały teologii i filozofii, ponieważ właśnie one stawiały sobie za zadanie nie tyle wiedzę stosowaną (technikę, technologię), lecz odkrycie podstawowych zasad rządzących światem. W czasach średniowiecza profesorzy uniwersytetów nie bali się czerpać garściami nie tylko z pogańskich filozofów, ale również z dorobku naukowego islamu. Były to czasy dialogu i tolerancji. Ludzie byli odważani i nie bali się konfrontować swoich poglądów z poglądami innych. Na średniowiecznych uczelniach jednym z podstawowych sposobów nauczania była dysputa: dwóch oponentów w obecności całej społeczności uniwersyteckiej spierało się na jakiś gorący temat. Taki spór, czy jak by dzisiaj powiedziano dialog, był sposobem poszukiwania prawdy. To jednak działo się w ciemnym średniowieczu. Dzisiaj dialog oznacza rozmowę z kimś, kto myśli dokładnie to samo, a tolerancja jest tylko dla tych, którzy mają poglądy identyczne z naszymi.

Histeria na polskich uczelniach nie jest czymś nowym. To samo dzieje się od lat na uczelniach amerykańskich. Na wielu wydziałach, jeśli tylko poglądy wykładowcy odbiegają od mainstreamu, to może ona zostać zapluty przez kolegów, studentów i całe środowisko uniwersyteckie. Wielu wykładowcom uniwersyteckim nawet nie przyjdzie dzisiaj do głowy, aby prowadzić dialog lub wysłuchać poglądy adwersarzy. Spór, rozmowę i dyskusję zastąpiło wykrzykiwanie dogmatów, którym przypisuje się wartość obiektywną. Co ciekawe to właśnie zarzucano Rebecce: że nie jest obiektywna.

Gdyby Rebecca była stara lub brzydka, lub byłaby nudnym profesorem w sutannie, to by pewnie nie wywołała takiej burzy. Zgrabna, ładna i inteligentna — to chyba najbardziej  rozzłościło kapłanki i kapłanów poprawnościowej religii. Niestety w porównaniu np. do prof. Magdaleny Środy (oburzonej możliwością, że jej studenci mogliby wysłuchać Amerykanki) Rebecca prezentuje się nie najgorzej. I w tym właśnie problem.

W całej tej aferze można wyłuskać dwie prawdy. Pierwsza to o sile słowa. Ludzie panicznie boją się słowa, ponieważ może ono zagrozić ich wierzeniom i wyznawanym zabobonom. Dlatego właśnie warto mówić i przekonywać. Zawsze do kogoś dotrze. Druga to o sile  świadectwa: słowa uczą, a przykłady pociągają. I to drugi powód dlaczego Rebecca Kiessling sprowokowała taką agresję. Słowo połączone ze świadectwem jest najlepszym sposobem przekazywania prawdy. A prawda boli.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama