Artykuł z tygodnika Echo katolickie 15 (719)
Przed siódmą rano, jak zwykle, wyszła do pracy. Po chwili wróciła jednak do domu. Ale tylko po parasolkę. - Mamo, to ty jeszcze nie poszłaś? - zapytał. Od pięciu lat nie usłyszała od niego ani jednego słowa.
Wyjeżdżał. Na dzień, dwa... Na dłużej - jeśli do pracy. Zawsze dzwonił. - Mamo, jestem tu i tu - słyszała w słuchawce. A jak wyjechał do kolegi w Łosicach, obiecał: - Mamusiu, będę za dwa, trzy dni.
Był na spotkaniach kółka wędkarskiego, w wojsku w Raduczu i na wyciecze na Białoruś. Wyjechał nawet do Bukowiny Tatrzańskiej, żeby ułożyć sobie życie. Był w końcu dorosły. Wtedy nikomu nie zdradził swoich planów. Zadzwonił po tygodniu. Poinformował, gdzie mieszka i że liczy na pracę u kogoś. Ale okazało się, że nie miał odpowiedniego wykształcenia. Wrócił do domu do Siedlec.
Pracował na budowach. Był specem od wykończeniówki: malowanie, glazura, terakota. Przez jakiś czas mieszkał w Markach i dojeżdżał do pracy w Warszawie. Od znajomych często nie brał pieniędzy. Był uczynny, uśmiechnięty, dobry kolega. Tak wspominają go ci, którym zostawił po sobie ślad.
Gdy mieszkał w domu, niepokoił się, kiedy mama nie wracała długo ze spaceru z psem.
- Tyle czasu cię nie było, a ja się denerwowałem! - mówił.
A ona po prostu zagadała się z sąsiadką.
- Tego dnia był jakiś dziwny - przypomina sobie mama Arkadiusza Breta, który wyszedł z domu 14 sierpnia 2004 r. Miał wtedy 29 lat.
Nie było go, gdy tego dnia wróciła z pracy. - Arek wyjechał - usłyszała od młodszej córki. Pomyślała, że pewnie tylko na parę dni, być może w związku z nową pracą. Okazało się, że wziął rower i spakował plecak. Pamięta, że uspokajał ją wtedy mąż: - Zobaczysz, przyjdzie zima, to się pojawi...
Arek zostawił swoje ulubione buty i kurtki. Wziął tylko letnie rzeczy. Zima przyszła, ale jego nadal nie było. Nie przyjechał nawet na Boże Narodzenie. - Pani sobie wyobraża, jaka to była Wigilia? On zawsze był, przynosił świeżą choinkę, ubierał. A potem raptem go nie ma...
Arek miał kolegium. Policja zatrzymała go, gdy jechał nieoświetlonym rowerem. Okazało się, że wcześniej wypił piwo. Dostał mandat 600 zł. Nie zapłacił. Nie zrobili tego też rodzice.
- Chciałam, żeby policja go szukała. I był list gończy w związku z mandatem - wyjaśnia mama Arka.
Pamięta, jak kiedyś wracał z Bukowiny Tatrzańskiej i nie miał pieniędzy na bilet. Zgłosił konduktorowi, ale za późno. Upomnienie przyszło na domowy adres. - Myślałam, że może teraz nie ma pieniędzy, że przyjdzie jakaś kara, jakiś mandat. Ale nic nie ma...
Po roku od zaginięcia Arka do jego rodziców zapukało dwóch mężczyzn. Przyjechali z Warszawy. Przywieźli wszystkie jego dokumenty: dowód osobisty, książeczkę wojskową, paszport, kartę wędkarską, notesy, zapiski, numery telefonów. Znaleźli je u Roberta, kolegi Arka. To jego szukali. Los Arka ich nie interesował. Mówili, że nigdy go nie widzieli.
Arek i Robert znali się od dziecka. Ale Robert przez długi czas miał inne towarzystwo. Kiedy odwrócili się od niego dawni znajomi, został mu tylko jeden - Arek. Robert był na bakier z rodzicami. Często przesiadywał w domu Arka. Razem wyjeżdżali na wieś do dawnego domu rodziców Arka. Karmił i opiekował się kolegą. - Arek pewnie pomagał mu z litości, a Robert chciał się mu odwdzięczyć i być może wciągnął go w jakieś interesy - zastanawia się pani Bret.
To właśnie Roberta widziała w dniu zaginięcia syna pod swoim blokiem. Jest tego pewna, chociaż była to tylko chwila... Po Robercie również ślad zaginął. Czeka na niego żona i córka.
Arek na zdjęciach jest chudziutki jak patyczek, ale uśmiechnięty. Na jednym - na przepustce, na innych: z kolegami w jednostce, na peronie, z siostrą, ze znajomymi...
- Często je przeglądam. Aruś, ta moja mordka uśmiechnięta - nie kryje wzruszenia mama. Tylko na zdjęciu na komodzie w pokoju, które mogła zobaczyć cała Polska, jest poważny. Na lodówce znowu się uśmiecha. Czekają na niego stare ubrania. Już niemodne, ale nikt nie ma serca ich wyrzucić.
Najgorsze są święta, rocznice i wieczory. Wieczorami myśli się najwięcej. A może zwyczajnie nie chce skontaktować się z rodziną? Takie myśli nie przychodzą nawet w nocy.
- On był, on jest... Widzi pani, mówię o nim w czasie przeszłym, a nie powinno tak się mówić. Ale tak długo już go nie ma... Arek to otwarty, szczery chłopak. On mógł się pokłócić, ale za dwie godziny przychodził i normalnie rozmawiał. Były konflikty, jak pewnie w każdej rodzinie. Nigdy się nie odgrażał - zapewnia mama. Zgubić go mógł słaby charakter, łatwowierność i dobroduszność. Kiedy ona dawała żebrzącemu na ulicy 2 zł, Arek dawał 15.
Niedawno policja znalazła zwłoki. Długo leżały w ziemi. Do identyfikacji potrzebne było DNA. Pobrali je od rodziców Arka. Teraz czekają na wynik. Procedura trwać może nawet dwa miesiące. - Nie sądzę, że to on - kwituje pani Bret. Ale chciałaby już wiedzieć, nawet to najgorsze. - Gdybym dowiedziała się, że nie żyje, to chociaż byłyby jakieś szczątki, jakiś grób by miał. A teraz tylko ciągle myślę, czy wróci, w jakim stanie, może schorowany, może połamany...
Mama Arka wie, że nie może żyć tylko dla jednego dziecka. Jest przecież jeszcze dwoje rodzeństwa, jeden wnuk, drugi w drodze.
- Jakbym zareagowała, gdyby Arek teraz się pojawił? Nie wiem. Chyba by mnie ścięło z nóg. Ale życzyłabym sobie tego. Obojętnie, w jakim byłby stanie, aby tylko przyjechał. Bardzo bym tego chciała...
Służymy pomocą
Aktualnie pomagamy w poszukiwaniach ponad tysiąca osób
Jak wiele osób ginie bez wieści?
W 2007 r. zgłoszono w Polsce 15.671 zaginięć. Ze statystyk policyjnych wynika, że największy odsetek zaginionych to osoby w wieku średnim. Wśród nich 4,5 tys. stanowią dzieci. Spośród nieletnich statystycznie najwięcej zaginięć przypada na grupę wiekową 14-17 lat. Seniorzy stanowią 20% wszystkich poszukiwanych.
Jakie są przyczyny zaginięć?
Są one silnie skorelowane z grupą wiekową. Małe dzieci giną najczęściej z powodu niewłaściwej opieki lub nieprzestrzegania poleceń rodziców. Wiele zaginięć młodzieży jest wynikiem sytuacji, kiedy to młody człowiek zetknął się z przerastającymi go problemami. Kłopoty z pracą, konflikty w rodzinie, rozpad małżeństwa, wyjazdy zagraniczne w poszukiwaniu pracy i kłopoty finansowe - to częste przyczyny zniknięć dorosłych. Osoby starsze giną najczęściej z powodu kłopotów z pamięcią i innymi dolegliwościami związanymi z wiekiem.
Jak można przeciwdziałać zaginięciom osób starszych?
Seniorami, którzy mają poważne problemy z pamięcią i orientacją, należy opiekować się w sposób szczególny. To osoby, którym bardzo trudno poradzić sobie samodzielnie. Warto na wewnętrznej stronie ubrania naszego bliskiego wszyć „metki” z imieniem, nazwiskiem i adresem oraz numerem telefonu, pod który należy dzwonić, jeśli dana osoba nie będzie wiedziała, jak trafić do domu. Trzeba też dopilnować, aby bliski regularnie przyjmował leki, zawsze miał ze sobą telefon komórkowy, warto znać jego ubrania, aby na wszelki wypadek móc opisać ubiór w dniu zaginięcia. Jeśli starszy człowiek mieszka sam, należy minimum raz dziennie nawiązać z nim kontakt oraz poprosić sąsiadów, aby mieli na uwadze, czy z naszym bliskim nie dzieje się nic złego.
Co zrobić, kiedy zaginie nam ktoś bliski? Ile trzeba czekać, aby zgłosić taką informację na policji?
Zaginięcie należy zgłosić bezzwłocznie zarówno na policję, jak i do ITAKI. Nie jest prawdą, że policja przyjmuje zgłoszenie zaginięcia po upływie 24 godzin. W trybie natychmiastowym należy też zadzwonić do najbliższych szpitali i zapytać o zaginionego oraz o osobę NN (zaginiony mógł zgubić dokumenty lub trafić do szpitala nieprzytomny). Warto skontaktować się z dalszą rodziną i przyjaciółmi zaginionego, wydrukować ze strony ITAKI www.zaginieni.pl plakat ze zdjęciem, wywiesić go w miejscach publicznych oraz wysłać do noclegowni i jadłodajni, których baza znajduje się na stronie ITAKI.
Czy zapewniają Państwo wsparcie bliskim osób, które zginęły bez śladu?
Jesteśmy do ich dyspozycji 7 dni w tygodniu przed 24 godziny na dobę. Nasi ludzie dyżurują pod numerem 0801-24-70-70. Proponujemy również spotkania w grupach wsparcia, gdzie można porozmawiać z psychologiem, prawnikiem i innymi ludźmi, którym zaginął ktoś bliski. Wszelką pomoc świadczymy nieodpłatnie.
ITAKA jest jedyną polską organizacją pozarządową zajmującą się zaginionymi. Ilu osób poszukiwaliście i ile odnalazło się dzięki Waszym działaniom?
Poszukiwaliśmy ponad 6 tys. osób, a 68% spraw zakończyło się już pomyślnym rozwiązaniem. Aktualnie pomagamy w poszukiwaniach ponad tysiąca osób.
opr. aw/aw