Rozmowa ze specjalistą ginekologiem-położnikiem z Siedlec, członkiem Ogólnopolskiej Sekcji Ginekologiczno-Położniczej Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich
Z Józefem Fąkiem, specjalistą ginekologiem-położnikiem z Siedlec, członkiem Ogólnopolskiej Sekcji Ginekologiczno-Położniczej Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.
Panie Doktorze, poronienie powoli przestaje być tematem tabu. Mówi się o nim coraz głośniej w mediach. Jednak kobiety, które straciły ciążę, wciąż zarzucają personelowi medycznemu nieczułość. Wspominają pobyt w szpitalu jako traumę: „to poleciało”, „martwe jajo płodowe” - słyszą. Panie Doktorze, nie można by mówić „dziecko”?
W ostatnim czasie wszyscy uświadomiliśmy sobie, że poronienie, a więc strata ciąży, nierozerwalnie wiąże się ze śmiercią istoty ludzkiej w bardzo wczesnym okresie rozwoju. Lekarze używają określeń medycznych, które precyzują poszczególne etapy życia ludzkiego, np. mówimy o zarodku, a więc o życiu ludzkim do ósmego tygodnia, następnie o płodzie od ósmego tygodnia do okresu porodu, potem noworodek, niemowlę. W związku z tym trudno nam często zrezygnować z tych określeń, przekazując informacje rodzinie. Myślę jednak, że w czasie wykonywania badania USG nikt nie mówi: „to jest pani embrion” czy „płód”, tylko „to jest pani dziecko, proszę zobaczyć, jakie ma nóżki i rączki...”. Wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że te medyczne określenia używane w rozmowie z pacjentką mogą być odbierane jak jakieś neologizmy albo określenia, które niosą ze sobą nieprzyjemne odczucia. Rozwiązaniem jest bezpośrednia prośba pacjentki, aby lekarz, mówiąc o jej dziecku, używał właśnie tego określenia. Być może dzięki temu wszyscy ginekolodzy zrozumieją, że w rozmowie z ciężarną lepiej posługiwać się terminem „dziecko”?
Kiedy, zdaniem ginekologa-położnika, „zaczyna się” dziecko?
Na pytanie, kiedy zaczyna się dziecko, a więc odkąd można mówić o istocie ludzkiej, odpowiadam zdecydowanie jednoznacznie: początek życia ludzkiego to poczęcie, a więc połączenie komórki jajowej z plemnikiem. Wtedy mówimy o początku życia ludzkiego, a więc życia nie tylko cielesnego, ale też duchowego. Chciałbym przypomnieć wszystkim, że życie ludzkie w sensie duchowym jest nieśmiertelne. Zarodek - dziecko, w bardzo wczesnym okresie rozwoju również ma nieśmiertelną duszę.
Ciągle niewiele jest w naszym kraju placówek, które wdrożyły odpowiednie procedury opieki nad rodzicami, którzy stracili dziecko. Brakuje szkoleń personelu czy podstawowej wiedzy prawnej na temat poronień.
Gdy dojdzie do poronienia i uda się zidentyfikować szczątki ludzkie, obowiązują dwa zasadnicze sposoby postępowania ze zwłokami dzieci. Pierwszy polega na tym, że pochówkiem zajmuje się rodzina. W drugim przypadku, gdy rodzice rezygnują z indywidualnego pogrzebu, zwłoki przetrzymywane są przez pewien czas w odpowiednim miejscu w szpitalu i następnie zostają pogrzebane w tzw. „zbiorowym pochówku”. Na cmentarzu w Siedlcach jest grób dzieci, które zmarły w wyniku poronienia. W niektórych szpitalach można znaleźć kaplicę pożegnań, gdzie matka bądź najbliższa rodzina może pomodlić się i pożegnać ze zmarłym dzieckiem. W tym trudnym i smutnym czasie bardzo ważna jest obecność męża - ojca dziecka. Jego zadaniem jest wspieranie małżonki, ukojenie w bólu, otarcie łez i wspólna modlitwa. U niektórych rodziców pojawia się poczucie winy, wówczas wskazana jest pomoc psychologa. Bardzo ważna jest również rozmowa z kapelanem szpitala.
Pacjentki świadome tego, że poronienie wiąże się ze śmiercią dziecka, bardzo przeżywają ten fakt. Dlatego od personelu medycznego wymaga się taktu, zrozumienia i refleksji związanej z tak dramatyczną sytuacją. Niestety, nie wszyscy pracownicy służby zdrowia zdają sobie z tego sprawę. Rzeczywiście zdarzają się określenia „to poleciało”, „poroniła pani martwe jajo płodowe” itd. Mam nadzieję, że również na tym polu dojdzie do zmiany postrzegania poronienia i zmiany podejścia pracowników służby zdrowia.
Po poronieniu doradza Pan...
Z punktu widzenia medycznego wskazana jest kontrola u ginekologa z wynikiem badania histopatologicznego: część tkanek trofoblastu bądź kosmówki jest badana histopatologicznie. Ma to pomóc w ustaleniu przyczyny poronienia bądź wyeliminowaniu innych niebezpiecznych chorób, które mogły być odpowiedzialne za poronienie. Wskazane jest też wykonanie innych badań, jak np. USG, badania hormonalne itd.
Panie Doktorze, oficjalne statystyki podają, że każdego roku roni około 40 tysięcy kobiet. Czy to problem współczesnych czasów?
Trudno powiedzieć, czy w ostatnich latach liczba poronień wzrosła. Z jednej strony rozwój cywilizacji, chemizacja życia codziennego są czynnikami, które mogłyby wpływać na to, że kobiety tracą ciąże. Jednak z drugiej - większa świadomość pacjentek, rozwój medycyny, poznanie sposobów zapobiegania poronieniom, leczenie tzw. poronienia zagrażającego, zdiagnozowanie chorób, które mogą być przyczyną śmierci dziecka jeszcze przed zajściem w ciążę, wpływają na to, że liczba poronień ulega zmniejszeniu.
Jednak medycyna nie potrafi się z nim uporać...
Większość poronień prawdopodobnie spowodowana jest nieprawidłowościami genetycznymi. Współczesna medycyna jak na razie jest na tym polu bezradna. W innych sytuacjach, np. w przypadku wady macicy, radzimy sobie dobrze. Podobnie jest, kiedy mamy do czynienia z niewydolnością ciałka żółtego, zaburzeniami hormonalnymi, cukrzycą czy nieprawidłowościami immunologicznymi.
Na koniec chciałbym stwierdzić, że mimo pewnych niepowodzeń w niesieniu pomocy i czasami naszej bezradności piękno zawodu ginekologa polega między innymi na tym, że w przypadku pacjentki ciężarnej od początku ma on do czynienia z dwoma współistniejącymi i równie ważnymi istotami ludzkim. Zadaniem lekarza jest ochrona życia dziecka w bardzo wczesnym okresie rozwoju i życia matki. Myślę, że część ginekologów, gdzieś w samotności, też przeżywa śmierć dziecka po poronieniu. Wydaje mi się, że mimo wszystko na przestrzeni kilkudziesięciu lat nasza postawa jest coraz lepsza. Olbrzymi wpływ miało wyeliminowanie aborcji ze szpitali. Wierzę, że te czasy nigdy nie wrócą.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 41/2011
Utracone szczęście
Październik od ponad dwudziestu lat na świecie, a od siedmiu w Polsce obchodzony jest jako miesiąc pamięci dzieci zmarłych, a dzień 15 października jako Dzień Dziecka Utraconego.
- Został on uchwalony z inicjatywy rodziców osieroconych, rodziców przeżywających ból rozstania. Pojawia się pytanie, po co ustanowiono ten dzień? Odpowiedź jest bardzo prosta: żeby pamiętać... Dzień ten poświęcony jest pamięci dzieci przedwcześnie utraconych - w wyniku poronień lub martwych narodzin. Dzień ten poświęcony jest dzieciom, które odeszły, zanim zdążyły przyjść, zanim zdołano je przytulić, ucałować, wziąć na ręce... Jest poświęcony pamięci wszystkich zmarłych dzieci, z którymi nie dane było przeżyć rodzicom wspólnego życia - wyjaśnia dr Renata Kleszcz-Szczyrba, psycholog i psychoterapeuta, współpracująca z portalem poronienie.pl.
Każdego roku co najmniej 40 tys. rodzin doświadcza żałoby po swoim dziecku z wszystkimi jej trudnymi etapami, nawet jeśli miało ono tylko kilka milimetrów. Niestety, tym trudniejszej, że przeżywanej samotnie, w izolacji od innych ludzi. Prawie wszyscy rodzice po stracie doświadczyli ucieczki otoczenia - przyjaciele nie dzwonią, spotkani na ulicy znajomi odwracają wzrok, nikt z bliskich nie wspomina zmarłego dziecka, w pracy ciekawskie spojrzenia, wszyscy bardzo zajęci własnymi sprawami. Cierpiący rodzice wyrzucani są poza nawias społeczeństwa, które „nie wie, co powiedzieć”.
A wystarczy po prostu być obok, podać chusteczkę, wysłuchać albo pomilczeć razem. Chodzi o to, by wiedzieli, że jesteś z nimi i troszczysz się o nich. Ciepły uścisk może da więcej niż jakiekolwiek słowa.
Dzień Dziecka Utraconego dla rodziców zmarłych przedwcześnie dzieci zawsze jest okazją do modlitwy i pożegnania, a dla nas wezwaniem do głębszego zrozumienia ich straty. MD
Echo Katolickie 41/2011
opr. ab/ab