Podjąć krzyż to przełamać strach i wstyd

O grupach wsparcia dla małżonków i dzieci alkoholików opowiada duszpasterz i terapeuta

Apostolstwu Trzeźwości w Polsce od ubiegłego roku towarzyszy hasło: „Rodzina szkołą trzeźwości”. Okazuje się, ze pomocy potrzebują nie tylko pijący alkoholicy, ale też ich najbliżsi. W jakim celu powstała w Radzyniu Podlaskim grupa wsparcia dla współuzależnionych kobiet, w której pomocą służy nie tylko psycholog, ale też ksiądz - terapeuta?

Zawiązała się ona ponad dziesięć lat temu i na początku funkcjonowała jako grupa psychoedukacyjna. Kładliśmy duży nacisk na edukację i przekładania wiedzy teoretycznej na swoje życie. Ważne jest bowiem, by kobiety nie tylko zrozumiały chorobę alkoholową, ale także siebie, by zobaczyły analogie między uzależnieniem a współuzależnieniem, nauczyły się rozpoznawać toksyczne schematy, w których tkwią w rodzinie, małżeństwie, a następnie starały się je zmieniać. Pomocy potrzebuje zarówno osoba uzależniona od alkoholu, jak i jej towarzysz życia. I tak, jak alkoholik ma różne opory, by pójść na terapię, tak też często nie jest to proste dla jego żony.

Co jest treścią spotkań grupy wsparcia?

Do przyjścia motywuje kobiety przede wszystkim nadzieja, że znajdą tu skuteczny sposób na alkoholika. Idąc za ich motywacją, zastanawiamy się najpierw nad tym co można zrobić, by alkoholik nie pił. Okazuje się, że kobiety miały różne pomysły na to, by skłonić mężów do zaprzestania lub przynajmniej ograniczenia picia. Każdy ze sposobów sprawdzały po kilka razy i nie znalazły żadnego, który w dalszej perspektywie okazałby się w pełni skuteczny. Kiedy już pogodzą się z tym, że nie ma stuprocentowego sposobu na alkoholika, zaczynamy szukać rozwiązań zwiększających prawdopodobieństwo dostrzeżenia przez niego problemu i podjęcia leczenia odwykowego.  W trakcie spotkań  mówimy paniom, jak w tym celu można wykorzystać narzędzia instytucjonalno-proceduralne, np. komisje do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych, a nawet sąd. Jak doprowadzić do tego, by alkoholik otrzymał sądowy nakaz podjęcia leczenia odwykowego lub nawet został zawieziony przez policję na oddział terapii uzależnień. Pokazujemy też kobietom, jaka strategia przez nie stosowana może zwiększyć prawdopodobieństwo podjęcia  przez alkoholika leczenia. Jej istotą jest zgoda na ponoszenie konsekwencji picia, doświadczanie negatywnych jego skutków, by alkoholik miał okazję przeżyć wstyd, pocierpieć. Chodzi o nie ukrywanie jego picia, nie wyręczanie w pracy, nie usprawiedliwianie zaniedbań obowiązków. Jeśli dobrowolnie nie daje pieniędzy na wychowanie dzieci, to trzeba wnieść sprawę o alimenty, jeśli jest agresywny, wezwać policję. Taka postawa żony pomaga alkoholikowi zobaczyć, że z powodu picia ma więcej przykrości niż przyjemności. Sprawia, że zaczyna on myśleć nad zmianą swego życia,  zmierzać powoli  w kierunku terapii odwykowej. Wiele pań z takich metod skorzystało. W wielu wypadkach do ich rodzin wróciła trzeźwość.

Jak w tej patologicznej sytuacji ma odnaleźć się kobieta?

Nie jest to proste. Na naszej grupie dużo pracujemy nad samym problemem współuzależnienia. Jego istotą  jest koncentrowanie się osoby współuzależnionej na osobie uzależnionej. Tak jak życie alkoholika kręci się wokół picia, tak życie osoby współuzależnionej koncentruje się wokół alkoholika. Żona nie tylko pracuje za pijącego męża, ale też myśli za niego, a nawet za niego czuje. Krótko mówiąc, żyje nie swoim życiem, ale problemami alkoholika. W środowisku terapeutów zwykło się mówić, że jeżeli osobę współuzależnioną zapyta się o to, co u niej w życiu nowego, ona wypowiada się nie za siebie, ale za męża. Mówi np.: „mój mąż pije już pięć dni...”, albo „mój mąż nie pije już dwa tygodnie...”. Ponieważ nie jest możliwe życie za dwie osoby, za siebie i za alkoholika, kobieta zaczyna zaniedbywać dzieci i siebie, co w konsekwencji prowadzi ją do przemęczenia fizycznego i wyczerpania psychicznego. Stąd w ramach terapii współuzależnienia pracuje się dużo nad takimi problemami, jak. np. nadkontrola czy nadodpowiedzialność. Panie uczą się tego, jak żyć swoim życiem, trochę obok męża.

Czy teoretyczne poznawanie problemów ułatwia pracę nad konkretami? 

Pracujemy na bieżąco nad zgłaszanymi problemami. Jeśli ze strony osoby zgłaszającej go jest gotowość przyjrzenia się mu bliżej,  robimy to. Wówczas wykorzystujemy nie tylko wiedzę, ale także doświadczenia innych kobiet. Staramy się nie teoretyzować, lecz pokazywać sprawdzone w życiu sposoby wyjścia z trudnej sytuacji. Wiedzę bowiem można zdobyć z książek, znaleźć w internecie, ale osobistego przekonania, że warto ją zastosować w życiu można nabyć tylko w grupie wsparcia. Jak już wspomniałem, panie są nastawione na to, że znajdą jakiś cudowny sposób na to, by alkoholika uzdrowić i to je często motywuje  do przyjścia. Na spotkaniach próbujemy stopniowo zmienić tę motywację na inną: by przychodziły nie po to, żeby znaleźć sposób na alkoholika, ale by zmienić coś w sobie. Kobiety uświadamiają sobie, że nawet jeśli mąż nie zmieni swego życia i będzie nadal pił, to one mogą wiele zmienić w podejściu do całej tej sytuacji, by ona mniej je raniła, by nie cierpiały, by były szczęśliwsze.

Dlaczego warto być w grupie wsparcia?

Zauważam, że dzięki niej panie wprowadziły w swoim życiu wiele zmian. Niektóre zaczęły się kształcić, mimo że wcześniej nie mogły sobie na to pozwolić. Inne zdecydowały się na podjecie pracy, by uniezależnić się finansowo od męża i czerpać z pracy satysfakcję. Rozpoczęły szkolenia, kursy, zaczęły działać w kołach zainteresowań, tańczyć w zespołach, śpiewać w chórach. W wypowiedziach pań da się słyszeć spokój, wyciszenie, nie ma drżącego głosu jak często było na początku, nie ma łamanych słów, wycierania łez. To efekt pracy w grupie wsparcia. W wielu przypadkach zmiana postaw ze strony żony przyczyniała się do zmiany funkcjonowania męża. Znam wiele przykładów na to, że mężowie przestali pić. A nawet, jeśli nie przestali, to kobiety nauczyły się z tym sobie radzić i  alkoholizm męża już je tak nie niszczy. Świadectwa składne przez uczestniczki grupy wlewają nadzieję w serca tych kobiet, które cierpią, którym wstyd albo strach nie pozwalają na to, by wyjść z problemem na zewnątrz, szukać pomocy. Ta grupa jest także dowodem na to, że pomoc jest skuteczna, że można swoje życie zmienić, poprawić jakość funkcjonowania. Żony, matki, niezależnie od tego czego wcześniej doświadczały, mogą być szczęśliwe.

W jaki sposób łączy Ksiądz rolę specjalisty-terapeuty i kapłana?

Jako ksiądz podkreślam, że kobieta, która wybrała danego mężczyznę na męża i ślubowała mu miłość, powinna być tej miłości wierna. Ale niech to będzie miłość mądra, wymagająca, troszcząca się o jego dobro w taki sposób, by wrócił do normalności, nie krzywdził siebie i rodziny. Pokazuję że często to, co żona alkoholika interpretuje jako przejaw heroicznej miłości ze swej strony, niejednokrotnie jest wyrządzaniem krzywdy nie tylko sobie, czy dzieciom, ale także pijącemu mężowi. Jeśli żona jest za bardzo wyrozumiała dla jego picia, tolerancyjna dla zaniedbywania  obowiązków, zbyt łatwo wybaczająca, wówczas stwarza mu komfort picia. A ten pijąc dalej, marnuje swoje życie.

Jak spojrzeć na uczestnictwo w grupie z religijnego punktu widzenia?

Schematy niewłaściwego myślenia religijnego mogą przeszkodzić kobiecie w zmianie życia, w skorzystaniu z terapii. Mówi się, że jeżeli męża trzeba kochać, to jak można jego sprawę oddać do komisji rozwiązywania problemów alkoholowych czy też wnieść sprawę o znęcanie do prokuratury? Pasywną postawę w sytuacji doświadczania problemów alkoholowych czy przemocy w rodzinie tłumaczy się tym, że każdy człowiek powinien dźwigać swój krzyż; więc kobiety nie powinny próbować go zrzucać z ramion, nie powinny się buntować. Ja patrzę na to w takim kierunku: „Tak, męża trzeba kochać i krzyż swój trzeba dźwigać”. Tylko trzeba zadać sobie pytanie: „W jaki sposób tego męża mam kochać i co jest treścią mojego krzyża?”. Bo kochać człowieka, to troszczyć się o jego dobro: prawdziwe, obiektywne, to czasami zrobić coś wbrew jemu samemu, by go uratować, pomóc. A w przypadku alkoholika często trzeba tak postępować. Kochać kogoś to nie spełniać poleceń, które są patologią, nie dawać sobą manipulować, nie pozwalać się wykorzystywać. Miłości nie należy mylić z naiwnością, a bardziej kojarzyć z roztropnością. Kochać trzeba mądrze i rozsądnie. Trzeba też zadawać sobie pytanie: „Co jest moim krzyżem?”. Czy jest nim to, że pozwalam się bić, upokarzać, pozwalam żyć dzieciom w domu, w którym nie ma spokoju, w rodzinie, w której nie ma poczucia bezpieczeństwa? Krzyż z natury jest narzędziem zbawienia. Pobłażliwość wobec pijącego alkoholika, uległość wobec sprawcy przemocy, nie zbawi ani żyjącej w takich warunkach kobiety, ani dzieci, ani tym bardziej alkoholika. Dla kobiety, która żyje z takim mężem podjąć krzyż, to przełamać swój strach i wstyd, to podjąć wysiłek, ryzyko i zacząć szukać pomocy na zewnątrz. To nie dać się zastraszyć, przyjść do punktu konsultacyjnego, zacząć korzystać z grupy wsparcia. To w pewnych sytuacjach umieć podnieść telefon i zadzwonić na policję, napisać pismo do komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. Wszystko to wymaga wysiłku i zaparcia się siebie. Jest swoistą drogą krzyżową. Ale jest to droga, która prowadzi do wyzwolenia, do zbawienia alkoholika, żony, dzieci i rodziny.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 8/2012

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama