Przez życie na dwóch kółkach

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 26 (730)


Marcin Mazurek

Przez życie na dwóch kółkach

Choroba może pokrzyżować plany w życiu człowieka. Paradoksalnie może też otworzyć nowe możliwości. Zwłaszcza, kiedy ktoś ma pasję, wierzy w Boga i bezgranicznie Mu ufa. Przekonał się o tym Andrzej Szczygielski z podsiedleckiego Rakowca, który kilka dni temu wyruszył skonstruowanym przez siebie rowerem na rajd do Gdyni.

Zanim zachorował na astmę, pokonał na rowerze setki kilometrów. Zjeździł całą Polskę i Europę. W 1984 r. ataki duszności, uciążliwy kaszel i uciski w klatce piersiowej stały się na tyle częste, że pan Andrzej musiał pożegnać się ze swoją pasją. Próbował walczyć z chorobą, biorąc większe dawki leków. Niestety, astma wzięła górę.

- Na początku czułem smutek, jednak powoli zacząłem oswajać się z chorobą - opowiada A. Szczygielski. Przeczytał wiele artykułów na temat astmy oraz sposobów jej kontroli. Okazało się, że wielu sportowców na nią cierpi, a mimo to odnosi sukcesy.

Mężczyzna zrozumiał, że astma to nie wyrok i zaczął myśleć o tym, by znowu wsiąść na rower, poczuć powiew wiatru na twarzy. Jednak nie mógł to być zwyczajny jednoślad, ale taki, który sprawi, że nie będzie się męczył. Bo przy astmie z wysiłkiem fizycznym nie wolno przesadzać. A w przypadku pana Andrzeja zadyszkę powodowało nawet wchodzenie po schodach, o szybkim marszu nie wspominając.

Potrzeba matką wynalazków

Jako pasjonat jednośladów wiedział o nich wiele. Przypomniał sobie, że w latach trzydziestych ubiegłego stulecia skonstruowano rower półpoziomy. To dawało cień szansy i nadziei na powrót do przeszłości. Jednak rowery półpoziome już sto lat temu nie były popularne, a wręcz zakazano używania ich podczas zawodów. Wynalazek został więc szybko zapomniany.

Kilka lat temu pan Andrzej, przeglądając strony internetowe, natknął się na reklamę nowoczesnego jednośladu półpoziomego, którego producentem była jedna z czołowych firm światowej branży rowerowej. Niestety, wysoka cena sprawiała, że przeciętny Polak raczej nie mógł sobie pozwolić na zakup pojazdu. Poza tym sklepy nie sprowadzały takich „dziwactw”.

Pan Andrzej nie dał jednak za wygraną. Postanowił, że sam zbuduje sobie taki rower. O planach opowiedział Andrzejowi Oknińskiemu, właścicielowi zakładu samochodowego. Jego reakcja była, delikatnie mówiąc, niezbyt entuzjastyczna. - Najpierw popukał się znacząco w czoło, a następnie wygonił mnie ze swojego zakładu - opowiada „Szczygieł”.

Pan Andrzej nie poddawał się łatwo i wyrzucony drzwiami wchodził oknem. Upór się opłacił, bo kilka tygodni później w zakładzie A. Oknińskiego powstał pierwszy półpoziomy jednoślad. Na cześć jego wynalazcy nazwano go „Sczyglant”. - Jako pierwsi wyjechali na nim pracownicy zakładu - opowiada z uśmiechem A. Szczygielski.

„Szczyglantem” przez świat

Niestety, szybko okazało się, że rower nie spełnia potrzeb chorego na astmę pana Andrzeja. - Po prostu wysiłek fizyczny, jaki trzeba było włożyć w pedałowanie, sprawiał, że szybko dostawałem zadyszki i zaczynało brakować mi tchu - mówi mężczyzna. - Zacząłem zastanawiać się nad możliwością zastosowania silnika. Ale na rynku dostępne były tylko spalinowe. To jednak mijało się z celem. Bo jak rozkoszować się ciszą czy śpiewem ptaków przy terkocie silnika? - zaznacza pan Andrzej. Kolejny problem to uruchamianie maszyny, które wymagało wysiłku niemal równego z pedałowaniem. - Doszedłem do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zastosowanie silnika elektrycznego. To stało się moim marzeniem - opowiada. Po wielu latach poszukiwań i ciężkiej pracy miało się ono spełnić. Udało się połączyć rower półpoziomy z silnikiem elektrycznym.

Dzisiaj, kiedy pan Andrzej wyjeżdża na ulice na swoim jasnozielonym jednośladzie, jego wynalazek wywołuje różne reakcje. Jedni pokazują go palcami, inni śmieją się, a jeszcze inni gratulują pomysłu. - Niech sobie ludzie gadają. Ja wiem, że dzięki temu rowerowi znowu mogę poczuć wiatr we włosach - uśmiecha się. Zaznacza jednak, że „Sczyglant” mógłby być jeszcze lepszy, ale nowoczesne, lekkie akumulatory kosztują majątek. - Te, których używam, są ołowiane i sporo ważą. W dodatku rower nie jest zbudowany z materiałów kompozytowych, ultralekkich stopów, ale ze stali - tłumaczy. Jednak mimo tych niedoskonałości pan Andrzej przejechał na skonstruowanym przez siebie rowerze prawie 25 tysięcy kilometrów.

Kilka dni temu wraz z dwoma przyjaciółmi wybrał się na wyprawę do Gdyni, aby wziąć udział w zlocie pojazdów napędzanych silnikami elektrycznymi. Razem z nim pojechał Andrzej Okniński, ten sam, który kilka lat temu sceptycznie podszedł do pomysłu „Szczygła”. Dzisiaj nie dość, że jest szefem wyprawy, to w dodatku sam podróżuje na „Szczyglancie”. Do ekipy dołączył także Maciej Maliszewski, z którym A. Sczygielski założył Niezależne Towarzystwo Cyklistów.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama