Artykuł z tygodnika Echo katolickie 39 (743)
Niektórzy nadal utożsamiają się ze stwierdzeniem, że język obcy jest nam obcy. Na szczęście coraz większa liczba przyznaje rację przysłowiu: Tyle razy jesteś człowiekiem, iloma językami mówisz. Dzięki temu porozumiewanie się za granicą wyłącznie przy pomocy rąk może powoli odejść do lamusa. Choć wciąż jeszcze z naciskiem na „powoli”...
Przepustka do lepszej pracy i swobodnego poruszania się poza granicami kraju - to podstawowe powody, dla których nasi rodacy skwapliwej przykładają się do nauki języków obcych. Pomogło nam w tym również wstąpienie Polski do Unii Europejskiej, czego konsekwencją było otwarcie granic. To spowodowało, że w wielu krajach możemy się bez większych problemów osiedlać i podejmować pracę. Aby jednak czuć się komfortowo na obcej ziemi, trzeba poznać język, w którym porozumiewają się obywatele danego kraju.
- Przed dwoma laty przebojem na rynku okazały się języki skandynawskie, takie jak norweski czy szwedzki. Norweski prześcignął w rankingu popularności język francuski i prawie dogonił hiszpański. Wzrost popytu na te języki był związany z pojawieniem się w tamtym czasie możliwości legalnej pracy w Skandynawii - wyjaśnia Jerzy Gorzeń, dyrektor marketingu Europejskiej Szkoły Kształcenia Korespondencyjnego (ESKK). Bez znajomości obcego języka trudno też marzyć o karierze w prestiżowych instytucjach finansowych w krajach Unii. - Ich dyrektorzy nawet nie zapytają, iloma językami włada kandydat do pracy, bo dla nich jest oczywiste, że musi znać przynajmniej dwa - przyznaje Karolina, która od dwóch lat pracuje w jednym z londyńskich banków.
Ale nawet tych, którzy za granicą spędzają jedynie urlopy, za to w Polsce chcą być aktywni zawodowo, nie ominie egzamin z umiejętności lingwistycznych. Przeprowadzą go na nich pracodawcy. - Wiem, że wymaganie od sekretarki, aby mówiła po angielsku, wzbudza jeszcze u wielu szyderczy uśmiech. Ja muszę mieć jednak pewność, że będzie potrafiła w tym języku porozmawiać przez telefon czy napisać oficjalne pismo, nie zawracając mi głowy - wyjaśnia Sławomir, prezes firmy eksportowej, który biegle mówi po angielsku i niemiecku. - Dzięki czemu nie muszę się stresować przy rozmowach ze swoimi kontrahentami ani zatrudniać tłumacza w celu ustalenia warunków kontraktu - dodaje.
Niezbyt optymistyczne dla nas są jednak wyniki badań przeprowadzonych przez CBOS. Ponad połowa dorosłych Polaków przyznaje, że nie zna żadnego języka obcego. Na szczęście ich odsetek z roku na rok maleje. Niemal jedna czwarta badanych (24%) deklaruje, że potrafi się porozumieć w języku angielskim, jedna piąta (20%) natomiast zna rosyjski. Od kilku lat systematycznie wzrasta odsetek Polaków przyznających się do umiejętności mówienia po angielsku. Jego popularność, pomimo że nie jest najbardziej rozpowszechnionym językiem na świecie, ustępując chińskiemu, nie dziwi socjologa Adama Bobryka. - To język międzynarodowych kontaktów, a więc przepustka do świata. Do jakiego kraju nie pojedziemy, porozumiemy się w nim. Angielski jest też podstawowym językiem wszelkiego rodzaju instrukcji czy oprogramowań w informatyce. Bez jego znajomości możemy czuć się jak we mgle - przyznaje Bobryk.
Wielu osobom znajomość języka angielskiego otworzyła drzwi do kariery. Potwierdza to przykład Damiana, który od kilku lat pracuje w amerykańskim Detroit. - Bez znajomości angielskiego nie mógłbym nawet marzyć o studiach za granicą, a po nich pracy w jednym z międzynarodowych koncernów. Bez angielskiego zrobiłbym w życiu najwyżej kilka procent tego, co udało mi się zrobić - podkreśla.
Jednak dopiero w tym roku język angielski wyprzedził dominujący do tej pory język rosyjski. Z badań wynika, że w angielskim potrafi się porozumieć niemal co czwarty badany, podczas gdy rosyjski zna co piąty. Zdaniem A. Bobryka do deklaracji dotyczących znajomości języka naszych wschodnich sąsiadów należy podchodzić z dystansem. Uważa on, że wiele osób, krępując się przyznać do braku posługiwania się językiem obcym, wskazuje ten, który rozumie jako tako, co nie oznacza, że go zna. A to w konsekwencji może doprowadzić do wielu śmiesznych sytuacji. - Gafę popełnił nawet jeden z wiceministrów spraw zagranicznych, kiedy przyjmując delegację rosyjskojęzyczną przed ministerstwem, wypowiedź zaczął od słów: „Ja was witaju” - przypomina Bobryk.
Co ciekawe, język rosyjski zajął dopiero dziewiąte miejsce w rankingu przygotowanym przez ESKK. - W latach 2006-2008 był on nawet mniej popularny niż egzotyczny i traktowany jako hobby japoński - przyznaje J. Gorzeń. Jednak dzięki temu, że Rosja jest krajem, który stale się rozwija, a jego obywatele chętnie podróżują, rośnie liczba państw, w których możemy dogadać się po rosyjsku. Choćby w takich krajach jak Turcja czy Egipt, które otwierają się na rosyjskich turystów i korzystają na tym finansowo. W Polsce też powoli obserwuje się powrót do nauki języka rosyjskiego, choćby dzięki wzrostowi zainteresowania studentów filologią rosyjską. To cieszy socjologa Bobryka, który coraz większą sympatię do języka rosyjskiego uważa za bardzo dobre zjawisko. - Z przyczyn politycznych ten język został odstawiony na boczny tor, na czym my, jako kraj, bardzo tracimy - zauważa. Jego zdaniem, aby prowadzić skuteczne kontakty handlowe na Wschodzie, lepiej porozumiewać się w języku rosyjskim niż angielskim. - Również na Zachodzie możemy zyskiwać dzięki temu, że jesteśmy komunikatywni na Wschodzie - dodaje.
Kolejnym językiem, w którym potrafimy się porozumieć, jest niemiecki. Zna go co ósmy badany, czyli w sumie 12% rodaków. Potem w rankingu następuje wielka przepaść. Wyłania się z niej dopiero francuski, do znajomości którego przyznaje się zaledwie 2% Polaków. A. Bobryk potwierdza, że znaczenie języka, którym przed wiekami posługiwano się w kręgach arystokratycznych, dawno zmalało, aczkolwiek nadal jest językiem ważnym. - By mógł się rozwinąć, musiałby być wykładany w szkołach średnich. A na Podlasiu to nieliczne placówki - przyznaje.
Polacy za to coraz chętniej zapisują się na kursy nauki języków egzotycznych czy niszowych. - Nas ten fakt cieszy. Chociaż duński, fiński, portugalski, czeski czy chiński nie znalazły się w pierwszej dziesiątce najbardziej popularnych języków, to jednak co roku mamy chętnych na te kursy - dodaje dyrektor marketingu ESKK.
Nikomu nie trzeba chyba już dziś tłumaczyć, że warto znać mało popularne i rozpowszechnione języki. Przekonał się o tym A. Bobryk. - Uczestnicząc niedawno w konferencji na Słowacji, musiałem mieć przetłumaczony tekst na język słowacki. Skontaktowałem się ze znajomymi, którzy tam mieszkają, z prośbą, by znaleźli mi tłumacza. A oni odesłali mnie do Warszawy. Zapłaciłem znaczną kwotę za przetłumaczenie, a kiedy zasugerowałem, że to drogo, usłyszałem: Po co wybrał pan egzotyczny język? Trzeba było wybrać angielski, to byśmy przetłumaczyli za połowę - opowiada.
Na naukę ponoć nigdy nie jest za późno i, okazuje się, że również - nie za wcześnie. Do siedleckiego Centrum Języka Angielskiego „Prime” przyjmowane są nawet półroczne dzieci. Nauka odbywa się metodą Helen Doron. - Czas zajęć uzależniony jest od wieku dziecka. Dla najmłodszych uczestników to 30 minut. Potem ten czas wydłuża się - wyjaśnia Monika Leszczyńska, właścicielka szkoły. W domu natomiast dzieci słuchają płyt, na których nagrane są teksty i piosenki. - Osłuchują się z fonetyką, z melodią języka. Gdy przychodzą na zajęcia, poznają znaczenie tych dźwięków i słów, które słyszały podczas nagrania. Dzięki temu dziecko uczy się języka w sposób bezbolesny, bez wkuwania słówek - tłumaczy Leszczyńska. Jej zdaniem w ten sposób maluch nabywa pewien zasób słownictwa, które zna, umie wypowiedzieć i nazwać, ale ma również o wiele większą bazę języka biernego, czyli rozumie sens słów, choć ich nie używa.
Do podnoszenia swoich umiejętności lingwistycznych przyznają się również osoby po 60 roku życia, które coraz mniej siedzą w domach, za to chętniej podróżują. Bo przecież jeżeli znamy język obcy, podnosimy poczucie naszej wartości. I jak mówi przysłowie, kiedy człowiek poznaje drugi język, to tak jakby dostał drugą duszę.
opr. aw/aw