Wyjazd na misje pokojowe to świadomość ryzyka, a przy tym lekcja odpowiedzialności
Wyjazd na misje pokojowe to świadomość ryzyka, a przy tym lekcja odpowiedzialności. O tym, że nie kończy się ona z chwilą powrotu do bliskich, świadczy m.in. tradycja żołnierskich spotkań świątecznych.
Irek Chodowiec, prezes siedleckiego Koła nr 42 działającego przy Stowarzyszeniu Kombatantów Misji Pokojowych ONZ i ich wielokrotny uczestnik, dobrze wie, czym są święta na obczyźnie. - Na ostatniej misji byłem w 2007 r.; trzy lata spędziłem na Bliskim Wschodzie, a dwa na Bałkanach - wyjaśnia z sugestią, że czas bynajmniej nie minimalizuje ryzyka, na które dodatkowo nakłada się niepewność, czy aby i tym razem uda się wrócić szczęśliwie.
- Znienacka możesz zostać ostrzelany, wejść na minę i, w najlepszym przypadku, stracić rękę lub nogę - zdradza kombatant misji pokojowych. A wie, co mówi, bo kierunek w służbie wojskowej starszego sierżanta polegał na rozminowywaniu terenu. - Zadanie bardzo niebezpieczne, choć, pracując zgodnie z przepisami, można zminimalizować ryzyko - przyznaje. I opowiada o brawurze kolegi, której był świadkiem, a która skończyła się tragedią.
- W 1993 r. w Syrii niszczyliśmy niewybuchy. Tomek chciał zrobić zdjęcie. Skracając sobie drogę, nastąpił na 25 g materiału wybuchowego. Urwało mu stopę - relacjonuje.
Po dwutygodniowej rekonwalescencji żołnierza czekała operacja w Polsce. Sponsorem sprowadzonej ze Szwajcarii protezy było ONZ. - Pół roku później spotkałem go na lotnisku. Świetnie funkcjonował. W szpitalu przy Saszerów poznał pielęgniarkę, z którą zamierzał wziąć ślub.
Niestety, nie wszystkie historie doczekują się happy endu. Jeden z kolegów Irka, z którym służył w Bośni i Hercegowinie, zginął później w Iraku. Miał 28 lat.
Jak w otoczeniu wszechobecnego zagrożenia i wojny nastroić serce na przyjęcie radosnej nowiny? Chodowiec podkreśla, że choć święta zawsze mijały im z Bogiem w sercu, wigilia wśród żołnierskiej braci nie do końca oddawała atmosferę tych dni. - W pełniejszym przeżywaniu radości z narodzenia Jezusa pomagała jednak nadzieja, że kolejne Boże Narodzenie upłynie już w otoczeniu najbliższych - wspomina. Mówi też o listach, które przychodziły z miesięcznym opóźnieniem i opłatku z Polski mającym koić tęsknotę za domem.
A żeby nie wszystko było na „nie”, wśród zalet wyjazdu na misje kombatant wymienia możliwość trzykrotnego stąpania po Ziemi Świętej. W pamięci Irka w sposób szczególny zapisał się również ewangeliczny obraz nakarmienia tłumu przez Jezusa, przywołany w chwili, kiedy stojąc w jeziorze, czuł ocierające się o nogi ryby.
- Święta w Syrii czy Libanie są specyficzne także ze względu na panujący klimat - potwierdza, dodając, że przykładowo próżno szukać tam śledzia, stąd w niektóre produkty na wigilijny stół musieli zaopatrywać się przed wyjazdem. - Tuż przed wieczerzą nasz kapelan odprawiał Mszę. Były życzenia, opłatek, śpiew kolęd i rozmowy w żołnierskim gronie - wymienia. A kończy wzmianką o choince - wyciętej raz podczas patrolu... sośnie.
W 2006 r. st. sierż. I. Chodowiec przeszedł na emeryturę. Koło Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ, któremu szefuje, działa od czterech lat. - Walczymy przede wszystkim o to, by żołnierzy uczestniczących w misjach pokojowych uznawać za kombatantów. Wielu spośród nich uległo groźnym wypadkom, niektórzy nabawili się choroby psychicznej. Oni muszą czuć, że nasze społeczeństwo ich szanuje. Powinni wiedzieć, że nie stoją na marginesie zbiorowości, ale są jej integralną częścią - podkreśla prezes.
Jednym ze sposobów integracji środowiska jest organizowanie od początku istnienia koła świątecznych spotkań. - Po odbyciu służby poza granicami zbieramy się raz w roku, przed Bożym Narodzeniem, łamiąc opłatkiem i wymieniając się życzeniami. W naszych wigiliach uczestniczy około 20-25 osób, a 70% z nich stanowią żołnierze służby czynnej. Wracają wspomnienia...
By pamięć nie zginęła, w trosce o formację najmłodszego pokolenia, kombatanci propagują wartości patriotyczne. Podczas organizowanych w szkołach pogadanek przekonują, że warto poświęcić się służbie. Ostatnio gościli w Pruszynie i Huszlewie.
Kontakt
O członkostwo w stowarzyszeniu może ubiegać się każdy uczestnik misji, tak żołnierz, jak i pracownik cywilny. Warunkiem jest posiadanie „medalu pokory”, jaki otrzymuje się po 90 dniach misyjnej służby. Zainteresowani są proszeni o kontakt z Irkiem Chodowcem (tel. 604-977-487; e-mail: rak54@vp.pl).
opr. ab/ab