Jeśli chcemy, żeby wszystko pozostało po staremu, wiele musi się zmienić Te słowa księcia Fabrizio jak ulał pasują do pozornie zmieniających się ideologii i pomysłów na społeczeństwo
Echo Katolickie 3/2014
Obserwując rzeczywistość społeczną w naszym kraju (nie tylko polityczną, ponieważ ta jest ostatnio niezwykle nudna), stwierdziłem, że wypada powrócić do dawno zapomnianych już książek, pokrytych warstewką kurzu. Ciągłe gonienie za nowościami jest cokolwiek męczące.
Jedną z pierwszych książek mojej młodości, która wpadła mi w ręce, było dzieło Tomasa di Lampedusy - „Lampart”. Sięgając po tę książkę, przypomniałem sobie sentencję księcia Saliny, który w czasie rewolty Garibaldiego wypowiada znamienne słowa: „Jeżeli chcemy, by wszystko pozostało po staremu, wiele musi się zmienić.” Mam nieodparte wrażenie, że nasza sytuacja w Polsce po 25 latach od w jednej trzeciej wolnych wyborów doskonale oddaje sentencję księcia Fabrizio.
Choć nadal można w internecie obejrzeć zapomnianą już dzisiaj frazę Joanny Szczepkowskiej, ogłaszającej koniec komunizmu w Polsce, mało kogo jednak obchodzą dzisiaj te właśnie słowa. Pierwszego lepszego spytanego na ulicy człowieka zaskoczy zapewne zadanie mu pytania o istotę komunizmu. Przecież w mentalności społecznej dzielą nas od niego wręcz lata świetlne, jeśli w ogóle można mówić o zaistnieniu tego systemu na terenie naszego kraju. Niejaka pani Bratkowska, która chwaliła się wszem i wobec, że w wigilię świat Bożego Narodzenia dokona zabójstwa swojego nienarodzonego dziecka (przy czym, jak się dzisiaj wydaje, jej ciąża była tylko urojona), kilka dni później obwieściła światu, że jak kania dżdżu oczekuje na ustanowienie komunizmu jako najdoskonalszego z ustrojów. W swoich tezach posunęła się nawet do zapewnień, że bardziej wolałaby żyć na Kubie pod rządami boskiego Fidela, aniżeli w Stanach Zjednoczonych. Znaleźli się natychmiast ochotnicy, którzy zaofiarowali się przetransportować rzeczoną panią do jej ziemskiego raju na wyspie jak wulkan gorącej. Nie słyszałem jednak, by ich propozycja spotkała się z zainteresowaniem owej pani. Problem jednak w tym, że o komunizmie (zwłaszcza w jego bolszewickiej wersji) wiemy cokolwiek mało. Leopold Tyrmand w swojej książce „Cywilizacja komunizmu” doskonale podsumował to zjawisko: „Zawsze bawiły mnie dywagacje komunistów spoza komunizmu i ich sympatyków na temat, jak oni zrobią komunizm lepiej. Moim zdaniem są to romantyczne mrzonki i komunizm wszędzie będzie taki sam, mimo odmiennych, zależnych od klimatu i tradycji makijażów. Wirus komunizmu jest jeden, tylko chemizm różnych organizmów narodowych może być różny. Znaczy to tylko, że będą niejednakowo reagowały na chorobę, inaczej ją w sobie zwalczały, produkowały inne antytoksyny. Ale zużywanie i niszczenie żywej tkanki przez wirus będzie zawsze takie samo i ostateczny rezultat zawsze taki sam. Napisałem o tym, jak żyje się w komunizmie już ustanowionym i sprawdzonym przez miliard ludzi. Wierzę, że tak żyć się będzie w każdym modelu polityczno-społecznym, o jaki walczy dzisiaj totalitarna lewica”.
Dywagując dzisiaj na temat komunizmu, najczęściej utożsamiamy go ze straszliwymi zbrodniami (co nie jest raczej dziwne, biorąc pod uwagę statystykę potworności, która nie ma sobie równych w dziejach świata - nawet wydumane przez Oświecenie stosy inkwizycyjne jawią się przy nich jak pryszcz na nosie w porównaniu do nowotworu w ostatniej fazie) lub łączymy go z trudnościami ekonomicznymi (ocet na półkach i puste haki na wędlinę) oraz brakiem wolności (zwłaszcza słowa). Tymczasem to są tylko objawy (historycznie i kulturowo uwarunkowane) czegoś głębszego. Porównując hitleryzm z komunizmem, wspomniany przeze mnie Leopold Tyrmand wskazał na zasadniczą cechę tego ostatniego: „Jest wydarciem człowieka z jego własnego istnienia bez pozostawienia jemu strzępu świadomości sensu tegoż istnienia. (...) Komuniści umieli zabrać ludziom wszystko, nawet ich identyczność, nawet ich cień. (...) nawożąc glebę życia myślami Lenina i Stalina rozsiał wokół człowieka gąszcz, w którym nie mógł on już zaufać nawet samemu sobie, a ponadto kształtom, kolorom, zapachom, powietrzu. Komunizm uczynił samo życie swoim narzędziem ucisku (...), a człowiek wpłynął na koszmarną rafę, na której zginąć musi jako człowiek, zaś odrodzić się może już tylko jako coś innego. Co - tego nie wiemy.” Istotą bowiem komunizmu jest wytworzenie (produkcja, hodowla, ukształtowanie, czy jak tam zwał) nowego człowieka. I chociaż w terminologii chrześcijańskiej pojawia się ten sam termin, to jednak komunistyczny zapęd w „tworzeniu nowego ładu” jawi się jak diabelski chichot wobec stwórczego działa Boga. Chrześcijańska wizja odnowy zakłada powrót do tego, co wyszło z dobrej ręki Boga, a więc człowieka wolnego i w wolności swojej wybierającego dobro rozpoznane w prawdzie. Natomiast komunistyczna wizja zakłada, że człowiek ma być obliczalny i dokładnie sterowalny w zachowaniach, myśleniu i wyborach, a jego jedyną wolnością mogą być co najwyżej zachowania związane z instynktami biologicznymi.
Na tak postawione pytanie każdy dzisiaj złapie się za głowę i za łyżką z pewnej reklamy zakrzyknie: „To niemożliwe!” Przyjrzawszy się jednak temu, co dzieje się na naszych oczach, niemożliwe staje się niestety faktem. Całą dyskusja wokół gender to nie tylko dywagacje na temat, czy można sobie w swoim ciele coś przyciąć lub doszyć, ani też rozważania na temat dwóch panów chcących robić coś w jednym łóżku. Łącząc to z proponowaną przez WHO „edukacją seksualną”, która już dzieciom w wieku do 4 lat chce ukazywać „radość płynącą z masturbacji”, wyraźnie można zobaczyć ukierunkowanie na „jedyną wolność w komunizmie”, która realizuje się w biologii. Reszta jest terenem zakazanym i dokładnie sterowanym przez „speców od społeczeństwa”. Przy czym wyszydzanie i obśmiewanie ludzi trzeźwo myślących jest tylko najmniejszym działaniem podejmowanym przez nich. Mało kto wie, że chociażby władze naszego eurokołchozu postanowiły wraz z wyborami do parlamentu europejskiego połączyć referendalny sprawdzian na temat powołania do życia tzw. Stanów Zjednoczonych Europy, w których zasadniczą i prawie nieograniczoną władzę będzie miała Komisja Europejska. Cóż z tego? - zapyta ktoś. Otóż, jeśli zabierze się człowiekowi gwarancje wolności zawarte w religii, rodzinie, narodzie, tradycji i samostanowieniu, wówczas pozostanie miazga, realizująca się tylko w wolności instynktów biologicznych (zwierzę z gatunku homo sapiens). Warto może na koniec zacytować jeszcze raz Leopolda Tyrmanda: „Mój stosunek do komunizmu jest prostym wynikiem mego życia w komunizmie. W ciągu tych lat nauczyłem się nienawidzić komunizmu za zawarte w nim zło. A także bać się go ze względu na jego metafizyczną zdolność do zawierania w sobie coraz więcej i coraz więcej, i coraz więcej zła”.
Echo Katolickie 3/2014
opr. mg/mg