Kto kupił polskie stocznie? Tego nie wie nikt, nawet odpowiedzialny za naszą gospodarkę wicepremier
Dwie polskie stocznie — szczecińska i gdyńska — znalazły nowych właścicieli. A właściwie jednego właściciela. Kto je kupił? Nie wie tego nawet odpowiedzialny za naszą gospodarkę wicepremier.
Polskie stocznie — i tak w kiepskiej sytuacji finansowej — stanęły na skraju bankructwa, gdy okazało się, że były — zdaniem Komisji Europejskiej — dofinansowywane albo, bardziej ogólnie, wspierane przez polski rząd nielegalnie. Choć z dzisiejszego punktu widzenia w pomaganiu kulejącym przedsiębiorstwom nie ma nic złego (pół Europy dopłaca do swojego przemysłu, który popadł w kryzysowe kłopoty), decyzja o oddaniu pomocy publicznej zapadła w Brukseli wiele miesięcy temu. Wtedy wszyscy oburzali się na samą myśl, że Polska, łamiąc zasady wolnego rynku, pomaga stoczniom. Dzisiaj Paryż, Berlin czy Londyn już się nie oburzają. Decyzja jednak zapadła. Stocznie, szczecińska i gdyńska, miały zostać zlicytowane w otwartym i nieograniczonym przetargu. Gdańska została kupiona wcześniej przez ukraińskie konsorcjum ISD Związek Przemysłowy Donbasu, który w chwili obecnej posiada 83 proc. firmy.
Komu stocznie, komu?
United International Trust (UIT) to firma, która wygrała przetarg na stocznie z Gdyni i Szczecina. Co się z tymi stoczniami stanie? Może stać się w zasadzie wszystko. Przetarg był prowadzony bez warunków wstępnych i choć nowy inwestor zapewnia że na nabrzeżach dalej będą powstawały statki, wcale tego zapewnienia nie musi dotrzymać. Nie ma też obowiązku inwestować w zakład, nie musi też utrzymywać pracowników. Tak właściwie kupił dwie stocznie bez pracowników, bo ci z dniem ostatniego maja kończą pracę. Razem około 9 tys. osób. Jedynym kryterium przy wyborze nowego właściciela była cena, jaką jest w stanie zapłacić. I tak za Stocznię Gdynia UIT zapłaciło około 288 mln zł, a za szczecińską 161 mln zł. Czy to dużo? Dla porównania. Kilka miesięcy temu somalijscy piracie porwali tankowiec Sirius Star. Żądali około 80 mln złotych (czyli 25 mln dolarów). Właściciel okup zapłacił (choć nie wiadomo w jakiej kwocie), bo nowy tankowiec to koszt rzędu kilkuset milionów złotych. Koszt około 1,5 razy większy niż kwota, jaką UIT zapłaciła za obydwie stocznie. Do prowadzonego przez Internet przetargu przystąpiło 36 firm. United International Trust dał najwyższą ceną. I stocznie zmieniły właściciela. To nie kwota, za jaką stocznie sprzedano, powinna jednak budzić wątpliwości, tylko sam inwestor. Nie wiadomo o nim kompletnie nic. Komu rząd sprzedał dwa przedsiębiorstwa, nie wie nawet wicepremier tego rządu, odpowiedzialny za sprawy gospodarcze, Waldemar Pawlak. — Brak mojej wiedzy wynika z procedur przetargowych — tłumaczył się niedawno. I wskazywał, że jedyną osobą, która taką wiedzę ma, jest minister skarbu Aleksander Grad. — Mam nadzieję, że ci inwestorzy zostali sprawdzeni — dodawał premier Pawlak. Na razie nadzieja co do wiarygodności inwestora, czy jego zapewnień co do dalszej produkcji w zakładach, to jedyna rzecz, jaka pozostała. Choć od prywatyzacji stoczni minęło już wiele dni, minister Grad ani słowem nie zająknął się, kim jest nowy właściciel stoczni. Natura nie lubi próżni, więc dziennikarze zaczęli węszyć.
Izrael, Katar czy może Kuwejt
Polskie stocznie kupił fundusz United International Trust N.V. za pośrednictwem innego funduszu Stichting Particulier Fonds Greenrights. Obydwa są zarejestrowane w jednym z rajów podatkowych na Antylach Holenderskich. O samych firmach wiadomo bardzo niewiele. UIT powstała dwa lata temu. Jej formalnym właścicielem jest Fortis Intertrust, właściciel belgijskiego Fortis Banku (działającego także w Polsce). Fortis chciał kupić stocznie już za poprzednich rządów PiS. Wtedy jednak oferta funduszu została odrzucona (jak chcą jedni, np. PO) albo w ogóle nie została domknięta (jak twierdzą drudzy, np. politycy PiS). Tym razem się udało. Fortis Intertrust czy samo UIT N.V. to jedynie fundusze, przedstawiciele, a nie posiadacze kapitału. Kto więc stoi za wygranymi przetargami? Scenariuszy jest kilka. Według jednego, obydwie polskie stocznie kupił rząd Kuwejtu. Inni wskazują, że kapitał pochodzi raczej z Kataru. Gospodarki obydwu tych krajów oparte są na wydobyciu ropy naftowej i gazu. W niektórych mediach pada nazwa holenderskiej grupy Bluewater Holding BV. Tak jak poprzednio, firma działa w przemyśle wydobywczym, ale ma także praktykę w przebudowywaniu czy remoncie statków. Inne tropy prowadzą do... Izraela. UIT wchodzi w skład konsorcjum Sapiens. W zarządzie Sapiens są przynajmniej cztery osoby związane z wywiadem i siłami zbrojnymi Izraela. Sama firma Sapiens należy do holdingu Formula Systems (FS). Zdaniem portalu Niezalezna.pl, FS już kilka lat temu został wykupiony przez Emblaze Group. Członkiem zarządu i dyrektorem tej spółki jest były szef izraelskich służb specjalnych (Mossadu) Nahum Admoni. Serwis Niezalezna.pl pyta — czy nasze stocznie kupił rząd (służby specjalne) Izraela?
„Gość Niedzielny” rozmawiał z człowiekiem, który w „biznesie stoczniowym” jest bardzo dobrze zorientowany. Na pytanie, kto mógł kupić stocznie, odpowiada, że ktoś, kto z tej transakcji ma jakieś dodatkowe profity, bo „na samych stoczniach jakikolwiek wynik finansowy jest nie do wykręcenia”. Gdy pytam, dlaczego tak jest, słyszę odpowiedź, że stary i zniszczony sprzęt oraz zła organizacja pracy powoduje, że statki budowane w stoczniach gdyńskiej i szczecińskiej są droższe niż u konkurencji. Różnice w cenach mają sięgać aż kilkunastu procent. Produktywność stoczni mierzy się w roboczogodzinach na CGT (Compensated Gross Tonnage). Dla nowoczesnych stoczni ten współczynnik wynosi od 15 do 20. Eksperci oceniają, że dla naszych stoczni wynosi około 40. Oznacza to — w skrócie — że na wyprodukowanie tego samego statku polskie stocznie potrzebują ponaddwukrotnie więcej czasu (roboczogodzin) niż dobre stocznie europejskie. Kiepska wydajność to kwestia organizacji pracy, ale przede wszystkim sprzętu, który nowoczesny był w latach 70. XX wieku. — Polskie stocznie to zużyta fabryka polonezów. W Gdyni jest jeden duży bardzo dobry dźwig i dwa doki wymagające pewnych remontów, ale ogólnie są OK. Cała reszta na niewiele się nadaje — mówi nasz rozmówca.
Transakcja wiązana?
Paweł Poncyliusz, dzisiaj poseł PiS, a za rządów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, zapytał publicznie, czy sprzedaż stoczni nie jest przypadkiem transakcją wiązaną. Czy nabywca, kupując przestarzałe zakłady i obiecując, że wznowi w nich produkcję, nie dostał „w pakiecie” na przykład polskiej energetyki. Poncyliusz odpowiedzi nie otrzymał. Rozmówca „Gościa Niedzielnego” mówi wprost, że transakcja wiązana to jedyne sensowne wytłumaczenie zaistniałej sytuacji. Oczywiście pod warunkiem, że inwestor — kimkolwiek jest — rzeczywiście chce w kupionych zakładach produkować statki. Takiego obowiązku nie ma. Maszyny może pociąć na żyletki, a na atrakcyjnym terenie zajmowanym przez stocznie wybudować ekskluzywne osiedle. Przy założeniu jednak, że będzie budował statki, musi mieć — zdaniem naszego rozmówcy — jakąś zachętę czy raczej rekompensatę z racji tego, że statki budowane w Gdyni czy Szczecinie będą droższe niż te u konkurencji. Czy rząd milczy o tożsamości inwestora, bo naprawdę nie wie, komu sprzedał stocznie, czy raczej chodzi o ukrycie warunków, na jakich to zrobił? Albo, innymi słowy, jakie bonusy mógł dostać kupujący stocznie? Tutaj scenariuszy może być wiele. Może poseł Poncyliusz ma rację, a może chodzi o coś zupełnie innego. Wyobraźmy sobie, że stocznie kupił ktoś, kto handluje gazem. Powiedzmy ktoś z Zatoki Perskiej. Może zgodził się na produkcję statków pod warunkiem, że Polska zacznie kupować od niego gaz. Gaz przewożony w gazowcach wyprodukowanych w Szczecinie czy Gdyni. Inwestor zysku na statkach miał nie będzie, może będzie miał nawet stratę, ale zarobi krocie na sprzedaży gazu. Gdyby tak było rzeczywiście, w pewnym sensie dalej będziemy dopłacali do polskich stoczni. Tyle tylko, że via region Zatoki Perskiej. To oczywiście nielegalne, ale w gąszczu funduszy, firm, holdingów i konsorcjów trudno jednoznacznie wskazać, kto dał pieniądze na zakup stoczni. Tak samo trudno będzie udowodnić, że tym kimś jest inwestor, który ze sprzedaży Polsce na przykład gazu czerpie zyski.
opr. mg/mg