Namieszają?

Czy Piskorskiemu uda się reaktywacja SD?

Czy Piskorskiemu uda się reanimacja Stronnictwa Demokratycznego? Sądzę, że tak, ale pożytku wielkiego z tego nie będzie.

Pomysł, aby zamiast w mozole budować struktury nowej partii, tchnąć życie w starą, nie jest pozbawiony szansy na sukces. Politycznie SD się nie liczy, ale ma terenowe struktury oraz majątek wyceniany nawet na 100 mln zł. Jeszcze zarządza nim fundacja „Samorządność i Demokracja”, ale Piskorski już ją kontroluje i trwają przygotowania do wielkiej wyprzedaży. W przyszłym roku, kiedy zacznie się kampania przed wyborami samorządowymi, SD będzie dysponowało wystarczającymi środkami finansowymi, aby konkurować z wielką czwórką (PO, PiS, SLD, PSL), systematycznie karmioną dotacjami z budżetu państwa. Akcja Piskorskiego może więc być hitem sezonu politycznego. A jeszcze niedawno nic nie wskazywało, że pała on tajnym afektem do ugrupowania, o którym wszyscy już zapomnieli.

Zawsze na cztery łapy

Piskorskiego do wielkiej polityki wciągnął Tusk pod koniec lat 80. Był wtedy szczupłym studentem historii, aktywistą nielegalnego NZS Uniwersytetu Warszawskiego o dość radykalnych poglądach antykomunistycznych. Z Tuskiem tworzył Kongres Liberalno-Demokratyczny, później poszedł z nim do Unii Wolności, wreszcie do PO. Został sekretarzem generalnym PO i jednym z najbardziej wpływowych polityków tej formacji. Sukcesom politycznym towarzyszyły finansowe, choć one także stały się przyczyną upadku Piskorskiego. W latach 1999—2002 był prezydentem Warszawy. Władzę przejmował w trudnych warunkach. Brakowało środków, a rząd SLD obciął dotację na budowę metra. Stolica podzielona była na szereg gmin i urzędów z krzyżującymi się kompetencjami. Na tym śliskim gruncie Piskorski radził sobie nieźle, przeprowadzając kilka ważnych inwestycji drogowych. Cieniem na te sukcesy kładły się skandale korupcyjne i prokuratorskie postępowania w tzw. aferze mostowej i w sprawie tzw. układu warszawskiego. Piskorski odpierał zarzuty, mówiąc, że nigdy nie miał prokuratorskich zarzutów. Tuskowi to jednak wystarczyło, aby pod pretekstem oczyszczania życia publicznego usunąć Piskorskiego oraz całą jego grupę z Platformy. Jego problemy zaczęły się jednak wcześniej. Gdy w 1997 r. został posłem Unii Wolności, okazało się, że dysponuje wśród parlamentarzystów jednym z większych majątków. Gdy przyszło do wyjaśnienia źródeł bogactwa, wskazał na szczęśliwy los, który pozwolił mu w 1992 r. wygrać w kasynie kwotę, wartą obecnie ok. pół miliona złotych. Na dowód Piskorski przedstawił stosowne zaświadczenie wydane przez szefa kasyna. Okazało się jednak, że zaświadczenie było sfałszowane, a kasyno nie odnotowało takiej wygranej. Prokuratura była bezradna, gdyż sprawa w tym czasie uległa przedawnieniu. Trwa natomiast postępowanie dotyczące umowy Piskorskiego z antykwariuszem z 1997 r., na której miał zyskać 900 tys. zł. Powstały wątpliwości, czy umowa jest autentyczna. Prawdy trudno będzie dociec, ponieważ antykwariusz był na tyle taktowny, że w tym czasie zmarł. Do politycznej legendy przeszedł także zakup przez Piskorskiego

setek hektarów ziemi, którą zalesił i otrzymał ogromną dotację z UE oraz przezwisko „gajowego”. Ze wszystkich tych spraw Piskorski wyszedł może z nie najlepszą reputacją, ale także bez żadnych formalnych zarzutów. Wydawało się, że po zakończeniu kadencji w Brukseli pójdzie na przymusową emeryturę, gdy nagle został wybrany na przewodniczącego Stronnictwa Demokratycznego.

Stronnictwo Drżących

Stronnictwo Demokratyczne (SD) powstało w 1939 r. z inicjatywy różnych lewicowych środowisk inteligenckich, częściowo o rodowodzie masońskim. Po wojnie większość działaczy SD doszlusowała do obozu rządzącego, stając się „pasem transmisyjnym” PZPR w środowiskach inteligencji i rzemieślników. Oznaczało to wyrzeczenie się samodzielności i bytowanie z łaski PZPR. Stąd wzięło się ówczesne mało zaszczytne przezwisko tej formacji „Stronnictwo Drżących”. Z uległości wynikały jednak niemałe profity: działacze SD byli dopuszczani do pewnych funkcji politycznych.

Najlepszy czas tej formacji przypadł na okres solidarnościowej rewolucji po Sierpniu 1980 r. Wtedy politycy SD wystąpili z kilkoma inicjatywami, które rozluźniły nieco twardy gorset totalitarnego państwa. Chodziło o propozycje powołania Trybunału Stanu, Trybunału Konstytucyjnego, Biura Rzecznika Praw Obywatelskich oraz przywrócenia Senatu. W stanie wojennym SD szybko wróciło do ekipy gen. Jaruzelskiego i tak dociągnęło do końca PRL. Miało wówczas 150 tys. członków oraz 30 posłów w Sejmie. W ostatnich latach praktycznie znikło z mapy politycznej kraju, a liczba członków płacących składki nie przekraczała 3 tys.

Nowy początek

Nie bez znaczenia dla szans SD jest fakt, że jest ono idealnym miejscem robienia kariery dla ludzi, którzy w wielkiej polityce zamierzają dopiero debiutować albo weszli w konflikt z władzami poprzednich formacji politycznych. Stare kadry SD robią ciągle dobrą minę, ale każdy już wie, że na listach wyborczych znajdą się głównie „piskorczycy”, ludzie z zaciągu nowego lidera, a nie postacie o wieloletnim stażu w Stronnictwie. W SD obecnie nie ma ściśle ustalonej partyjnej hierarchii, jak jest w innych ugrupowaniach. To powoduje, że szanse wybicia się u nich będą większe. Na to zapewne liczył Piskorski, gdy ogłaszał, że chce zburzyć dotychczasowy monopol PO i PiS na scenie politycznej, tworząc formację centrolewicową. Ma reprezentować interesy klasy średniej, drobnych przedsiębiorców, liberalnej części inteligencji i zamożniejszych rolników. W wypowiedziach Piskorskiego nie ma wielu konkretów, chętnie atakuje PO i premiera Tuska. Podkreśla, że chce się zwrócić do ludzi o poglądach centrowych, aby stworzyć im alternatywę wobec oferty programowej PO. Miarą talentów organizacyjnych Piskorskiego jest to, że Stronnictwo, chociaż nie wygrało żadnych wyborów, ma obecnie własny klub parlamentarny. Stworzyli go członkowie koła demokratów — Bogdan Lis i Marian Filar, którzy opuścili Partię Demokratyczną, oraz Jan Widacki (był bezpartyjny), którzy wstąpili do SD.

Projekt Prezydent

Jednak najmocniejszym zagraniem Piskorski popisał się, gdy obwieścił, że Andrzej Olechowski odchodzi z PO, a w przyszłości może być kandydatem SD w wyborach prezydenckich. Olechowski startował już w tych wyborach w 2000 r., otrzymał wówczas ponad 17 proc. głosów, co skutecznie wyeliminowało z gry lidera AWS-u Mariana Krzaklewskiego i otworzyło drogę do zwycięstwa w pierwszej turze Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Także dzisiaj może sporo namieszać, odbierając przede wszystkim głosy Tuskowi. Olechowski jest jednym z najbardziej doświadczonych polskich polityków, z szerokimi koneksjami w świecie biznesu oraz mediów. Od lat bryluje na salonach politycznych z wystudiowaną pozą dandysa, ironicznie i z dystansem odnoszącego się do siebie i polityki. Do kręgu jego bliskich znajomych zalicza się także gen. Gromosław Czempiński, b. funkcjonariusz wywiadu PRL, a później szef UOP. Być może to Czempiński był oficerem nadzorującym w latach 80. w Szwajcarii pracę kontaktu informacyjnego „Must”, pod jakim zarejestrowany został Andrzej Olechowski. Znajomość sprzed lat przypomniał niedawno sam Czempiński, przechwalając się, że był inicjatorem powołania PO. Zainspirować do działania miał m.in. Piskorskiego i Olechowskiego. Odwołując się do powiedzenia o trzech tenorach Platformy, jak nazywano Tuska, Olechowskiego i Płażyńskiego, można powiedzieć, że scena, na której występowali, miała także sprawnego suflera — Czempińskiego. Pytanie, jaką rolę odgrywać może gen. Czempiński i jego koledzy w nowym projekcie Piskorskiego i Olechowskiego, pozostaje otwarte.

Reaktywacja SD może sporo namieszać w polityce. Prawej stronie nie zaszkodzi, ale z pewnością osłabi środowiska konserwatywno-prawicowe w PO. Już teraz rozlegają się tam głosy, że partia jest zbyt zachowawcza, a niezadowolonych tym stanem rzeczy przejmie SD. Taki rachunek musi także zrobić Tusk, jeśli chce skutecznie startować w wyborach prezydenckich. Jakie za tym kryją się gry różnych środowisk i grup nacisku, nie wiemy, ale z pewnością reprezentują jedynie partykularne interesy, a nie dobro publiczne. Jedno jest pewne, na naszych oczach dokonuje się dość czytelny zabieg socjotechniczny, który z demokracją ma niewiele wspólnego.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama