Europejska chadecja - chrześcijańska demokracja - jest już chrześcijańska jedynie z nazwy. W wymiarze polityczno-społecznym dużo większą rolę dla zachowania chrześcijańskich wartości mają ruchy takie jak neokatechumenat
Kiedy kilka tygodni temu pisaliśmy o chadecji, na okładce „Gościa (nr 20 z 19 maja) umieściliśmy kruszący się mur. Przesłanie było jasne — chrześcijańska demokracja w Europie jest w stanie rozpadu. Z chrześcijańskich wartości zostały zaledwie resztki. Jak się okazało, była to wizja nazbyt optymistyczna. Po rozmowie z Josephem Daulem, szefem chadeków w Parlamencie Europejskim, trzeba jasno powiedzieć, że po chrześcijańskiej formacji nie zostały nawet resztki. Są tylko gruzy, nawet jeden kamień nie pozostał na drugim kamieniu (ss. 48—50). Daul albo nie rozumie, albo udaje, że nie rozumie — a jedna odpowiedź gorsza od drugiej — co się wokół niego dzieje, jakie ma zadania jako polityk odwołujący się do wiary w Jezusa. Jest jak dziecko we mgle. Z chrześcijańskiej tożsamości zostały mu pielgrzymki i inne praktyki religijne, które jednak nie mają większego znaczenia dla jego politycznej działalności. Na sugestię dziennikarza, że chadecy powinni przygotować oczywistą — jak by się zdawało — rezolucję potępiającą prawo zezwalające na adopcję dzieci przez pary jednopłciowe, ustanowione notabene właśnie we Francji, zrobił wielkie oczy. Tak zachowuje się — przypomnę — szef europejskich chadeków. Oczywiście, gdyby dobrze poszukać, to zapewne wśród chadeków udałoby się znaleźć świadomych katolików, również pochodzących z Polski. Ale muszą być w zdecydowanej mniejszości, jak rodzynki w cieście, skoro na swojego szefa wybrali człowieka bez właściwości, dodajmy — chrześcijańskich właściwości.
Chadecja umarła — jak mi się zdaje — głownie z powodu braku wiary jej członków. Dlatego na wagę złota są wszyscy, którzy chcą i potrafią w innych budzić żywą wiarę. Do takich osób niewątpliwie należy Kiko Arguello, założyciel Drogi Neokatechumenalnej. Człowiek niezwykle utalentowany artystycznie — maluje, komponuje wielkie dzieła muzyczne, ale przede wszystkim głosi żywego Jezusa. I to z niezmiennym od lat entuzjazmem. W wydanej właśnie w Polsce książce „Kerygmat. Z ubogimi w barakach” wyznał: „Nie ma nic większego na świecie niż przepowiadanie Ewangelii”. W tych dniach Kiko Arguello przebywał w Polsce i m.in. otrzymał tytuł doktora honoris causa KUL (więcej na ss. 30—31). Nigdy nie miałem okazji bliżej współpracować z grupami neokatechumenalnymi. Spotykałem natomiast poszczególnych neonów, jak popularnie ich się nazywa. Na pewno można o nich powiedzieć, że nie są to ludzie bez właściwości. Mają jasno określony pogląd na życie — Jezus jest dla nich naczelną wartością. Co dla wielu katolików wydaje się nieprawdopodobne, dla nich jest oczywiste. Potrafią spakować całą, najczęściej wielodzietną rodzinę i przenieść się do innego kraju, by tam budzić żywą wiarę. Jeżeli europejscy chadecy mają się podnieść z popiołów, to przynajmniej niektórzy powinni zapisać się do neokatechumenatu.
opr. mg/mg