Zastanawiam się nad tym, czym w ogóle jest pokolenie, a to za sprawą kolejnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.
Zastanawiam się nad tym, czym w ogóle jest pokolenie, a to za sprawą kolejnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.
Jesienią 1941 roku działo się bardzo wiele. Niemcy ruszyli na Moskwę, Japończycy na Pearl Harbor, a niebo przesłaniały ciemne kłęby (nie tylko chmur). Młody, dwudziestoletni poeta napisał wówczas wiersz, który zatytułował „Pokolenie”. Padły w nim słowa: „Do palców przymarzły struny z cienkiego krzyku roślin. Tak się dorasta do trumny, jakeśmy w czasie dorośli”. Smutne. Człowiek młody, a wyznaje, że jego pokolenie to generacja ludzi, którzy dorośli za szybko do trumny. Nie chodzi wszak o pokolenie Stanisławów Kostków, które „wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżyło czasów wiele”, ale raczej o pokolenie ofiar tragicznego kataklizmu, jakim była wojna.
Rozważania o pokoleniach nie są czymś nowym – i Pan Jezus używał wielokrotnie tego terminu, na przykład przyrównując sobie współczesnych do dzieci bawiących się na rynku. Pisząc te słowa, zastanawiam się nad tym, czym w ogóle jest pokolenie, a to za sprawą kolejnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości i tekstu Andrzeja Grajewskiego, który w bieżącym numerze „Gościa Niedzielnego” rozważa długi łańcuch pokoleń wpisanych w historię tejże niepodległości. Narodzenie, uczestnictwo i idea – te trzy elementy nasz publicysta wymienia jako istotne determinanty konstytuujące pokolenia. I mnie się to rozróżnienie podoba. Spoiwo, które łączy grupę ludzi, z całą pewnością ich przecież determinuje, może jednakowoż przy tym zepsuć albo uszlachetnić. No właśnie... Tu jest pies pogrzebany, bo co determinuje pokolenia współczesne, psując je przy tym bądź uszlachetniając? I w związku z tym: jaka jest przyszłość świata tworzonego przez te właśnie pokolenia? Budzi się niepokój, nienowy rzecz jasna, od wieków po wieki pokolenia „stare” zastanawiają się nad porządkami, które „nowe” zaprowadzą. I z uporem powtarzają przy tym, że czasów tak złych jak obecnie to nigdy nie było. Takie jest prawo pokoleń, nie mam nic przeciwko temu. Wspominam jednak jeden z felietonów z 2002 roku mojego poprzednika, księdza Stanisława Tkocza, w którym powołał się on na francuskiego intelektualistę Regisa Debraya, ongiś towarzysza Che Guevary, i jego książkę „Szlakiem Boga”. Ówczesny naczelny „Gościa” odniósł się zwłaszcza do stwierdzenia, iż jeżeli nie ma Boga, to ludzie nie uporają się z pytaniami o sens istnienia: po co żyją i dokąd zmierzają, jak również z przesytem, którego doświadcza człowiek Zachodu na skutek nieograniczonego produkowania i konsumowania dóbr. Konkluzja księdza Tkocza jest zasadnicza: „Regis Debray przestrzega: ludzie usiłowali już w przeszłości, zwłaszcza w XX wieku, usunąć Boga i religię z przestrzeni życia publicznego i skończyło się to piekłem na ziemi. Nie miejmy złudzeń, jeśli ludzie zechcą powtórzyć ten eksperyment, może się sprawdzić przepowiednia André Malraux: XXI wiek albo będzie religijny, albo go w ogóle nie będzie”. Otóż i mamy wiek XXI. Kolejne pokolenia „dorosły”. Do „trumny”, do zabawy czy raczej do odpowiedzialnego i szczęśliwego przy tym życia? Osąd należy do każdego z nas. Ale przepowiednię Malraux uważam za wciąż aktualną.
ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac