Po łańcuszku donikąd

Raczej nie rozsyłaj łańcuszków — większość z nich to bzdury...

"Idziemy" nr 31/2010

Monika Odrobińska

PO ŁAŃCUSZKU DONIKĄD

„Dziecko gaśnie, potrzebna jest Twoja krew” – taką wiadomość mailową otrzymał Rafał Grzybowski. Oddał więc krew. Pięć lat później wiadomość do niego wróciła – dziecko nadal gasło.

– Jako honorowy dawca krwi natychmiast oddałem krew, w stacji krwiodawstwa mówiąc, że to dla tej konkretnej osoby. Tam mnie wyśmiali. „Nigdy nie jest tak, że «dziecko gaśnie», bo brakuje krwi. Owszem, w jej banku są niedobory określonych grup, ale dla potrzebujących przywieziemy ją choćby z Krakowa” – usłyszałem. Gdyby chociaż 5 proc. tych, którzy bezmyślnie przekazują dalej wiadomości łańcuszkowe o potrzebnej krwi – w 99 proc. fałszywe zresztą – poszło i oddało tę krew, nie byłoby problemów z jej niedoborami – podsumowuje krótko pan Rafał.

PODAJ DALEJ

Tym, co czyni maila wiadomością łańcuszkową, jest komunikat: „Prześlij dalej” – dr Filip Graliński z Wydziału Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Adama Mickiewicza próbuje zdefiniować ten fenomen społeczny. Napisał na ten temat wiele artykułów naukowych i prowadzi stronę atrapa.net, na której gromadzi „wiadomości łańcuszkowe”, by każdy, kto je dostanie, mógł tam zweryfikować ich prawdziwość. – Klasyczny łańcuszek każe się rozesłać do przyjaciół odbiorcy, za co obiecuje mu szczęście, w przeciwnym razie zapowiada serię kataklizmów.

Dawno już skończyła się era tradycyjnych – wysyłanych listem – łańcuszków, zwanych łańcuszkami św. Antoniego. Dziś atakują nas bakcyle elektroniczne. Po co w ogóle powstają? – To pytanie w stylu: „kto wymyśla dowcipy?” – mówi Filip Graliński. – Prawie nigdy nie udaje się dotrzeć do pierwszego nadawcy, czasu i miejsca powstania wiadomości łańcuszkowej. Przyczyn można się jedynie domyślać: chęć zrobienia głupiego żartu, przeinaczenie faktów. A później rozprzestrzenia się to lawinowo. O wiele ważniejsze jest pytanie, dlaczego ludzie się w to „bawią”. Otóż taką wiadomość dostajemy zwykle od znajomego. Działa zasada zaufania: on pewnie wie więcej, niż pisze, a już na pewno pisze prawdę, w końcu go znam, to i ja prześlę dalej. Warto sobie uświadomić, że ten znajomy działa według identycznego mechanizmu: on tę wiadomość także dostał od swojego znajomego, itd, itd.

Rozsyłanie wiadomości łańcuszkowych bierze się także po trosze z naszej ludzkiej skłonności do plotkowania, po trosze z chęci uczestniczenia w jakiejś ważnej sprawie („ratujmy chore dziecko”). – Niestety często ludzie nawet nie czytają tego, co dostają i bezmyślnie to rozsyłają – mówi dr Graliński. Nierzadko też przesłanie komuś wiadomości łańcuszkowej – dotyczy to zwłaszcza ckliwych prezentacji w PowerPoincie – to jedyna forma kontaktu z tą osobą.

FAŁSZYWE I IDEOWE

Prehistorią wiadomości łańcuszkowych są łańcuszki św. Antoniego. „Święty Antoni, módl się za nami, za nasze zdrowie daj nam szczęście i uproś Błogosławieństwa Bożego dla naszej rodziny, dla znajomych, chorych i nieszczęśliwych. (…) Ten list został napisany przez misjonaża [pisownia oryginalna] w Ameryce Północnej, tą drogą ma obejść cały świat. Proszę nie przerywać Łańcuszka i wysyłać przez 13 dni po jednym liście dziennie, a po 13 dniach spotka Cię szczęście. (…) 3 panie nie wysłały Łańcuszka i wszyscy mężowie zginęli w wypadku samochodowym” – to klasyka gatunku.

Bogusław Bednarek w „Literaturze ludowej” z 1988 r. pisze: „Trudno określić dokładną datę pojawienia się pierwszych egzemplarzy dobrodajnego pisemka. Wiadomo jednak, że krążyło ono już w okresie międzywojennym, że było znane przed 1939 r.”. Kościół krytycznie odnosi się do „ułańcuszkowienia” modlitw, traktując to jako przejawy wypaczonej pobożności ludowej czy też myślenia magicznego.

Większość wiadomości łańcuszkowych niesie fałszywe treści. – Nazywam to łańcuszkowym prawem Kopernika: „Zły łańcuszek wypiera dobry” – mówi Filip Graliński. – Podkoloryzowane czy poprzekręcane informacje są zawsze atrakcyjniejsze, i te przetrwają. Dla tych, którzy otrzymują wiadomości łańcuszkowe, mam propozycję, by stosowali się do zasady: „Łańcuszek jest fałszywy, dopóki ktoś nie udowodni, że jest inaczej”. Przykład „fałszywki”: ,,Cześć, jestem 23-letnim ojcem, a na imię mam Stefek. Ja i moja żona mieliśmy razem cudowne życie. Bóg pobłogosławił nas także dzieckiem…”. I dalej o tym, jak to 10-miesięczna dziewczynka zachorowała na raka mózgu i uratować ją może rozsyłanie maili. Od jednego portal internetowy miałby rzekomo „odpalać” rodzinie potrzebującej na operację dziecka 32 grosze. I na koniec: „Nie pytajcie, jak to działa, ale działa naprawdę. Jeżeli usuniesz ten list, będzie to oznaczać, że naprawdę nie masz serca i w przyszłości nikt też ci nie pomoże”.

– Takie pseudocharytatywne łańcuszki trzeba zawsze sprawdzić, zanim się je roześle – radzi pan Filip. – Często się okazuje, że opisywane dziecko w ogóle nie istnieje. Wiarygodny byłby adres strony internetowej poświęconej danej akcji oraz numer konta, ale i taką informację należy zweryfikować. Poważne firmy nie angażują się w takie akcje. Jak to by wyglądało: tutaj umiera dziecko, a one płacą za zaśmiecanie skrzynek pocztowych. Nie ma też technicznych możliwości, żeby portal śledził takie maile i za każdego odprowadzał dla poszkodowanej rodziny oferowaną stawkę – tłumaczy naukowiec. Jest tu jeszcze jeden haczyk, na który się łapiemy: bez ruszania się z fotela można uratować komuś życie, w dodatku moi znajomi dowiedzą się, że „mam serce”. Wielka rzecz małym kosztem.

Inny typ wiadomości łańcuszkowych to wiadomości ideowe, jak ta wzywająca do ratowania delfinów. Towarzyszyło jej zdjęcie zatoki, czerwonej przy brzegu od krwi rzekomo delfinów, które mieli bestialsko mordować młodzi Duńczycy, by dowieść swego męstwa. Na koniec: wezwanie do podpisania się pod protestem. Opis ma chwytać za serce. Ale gdy człowiek zada sobie trochę trudu i poszpera w książkach, to przeczyta, że nie chodzi wcale o delfiny, tylko o podobne do nich grindwale, i nie o całe królestwo Danii, tylko o jego dość autonomiczną część – Wyspy Owcze, które nie należą do Unii Europejskiej, w związku z tym nie obowiązuje tam zakaz polowania na walenie. Nasz protest idzie na marne, a przed bardziej doinformowanymi znajomymi wychodzimy na naiwnych. W dodatku rozsyłamy ich adresy.

SENTYMENTALNE I DOWCIPNE

Dalej mamy łańcuszki uczuciowe. – Mówię na nie „sentymentalna pulpa”. Głoszą przesłanie szczęścia, przyjaźni i miłości, i każą raczyć tym komunikatem wszystkich krewnych i znajomych. Przy czym kategorie szczęścia i miłości są rozumiane raczej powierzchownie – tłumaczy Filip Graliński.

I wreszcie łańcuszki dowcipne. – Z reguły nie są to Himalaje satyry, dominują wątki wulgarno-kloaczne – przestrzega dr Graliński. Ale zdarzają się i takie, które pomagają obśmiać zwykłe ludzkie przywary. „Ostatnio stwierdzono u mnie Syndrom Starczego Braku Skupienia Uwagi (SSBSU). Przejawia się on następująco: decyduję się na podlanie ogrodu. Kiedy rozwijam wąż do podlewania ogrodu, patrzę na samochód i stwierdzam, że wymaga umycia. Kiedy udaję się po kluczyki, zauważam na stole pocztę i rachunki. Postanawiam przejrzeć je przed umyciem samochodu. Kładę kluczyki na stole, wrzucam reklamy do kosza i zauważam, że jest pełny (…)” – pod koniec dnia ogród jest niepodlany, samochód – nieumyty, rachunki – niezapłacone, śmieci – niewyrzucone, choć nadawca tej wiadomości calutki dzień uwijał się jak mrówka. Na koniec ma prośbę: przekaż tę informację wszystkim, których znasz, bo nie pamiętam, komu ją już opowiadałem. Starzenie się jest nieuniknione. Doroślenie jest opcjonalne. Śmianie się z samego siebie jest terapeutyczne”.

GROŹNE BAKCYLE

Łańcuszki, choć wydaja się niewinne, niosą pewne niebezpieczeństwa. Niektórzy mogą uwierzyć w fałszywe informacje zawarte w łańcuszkach, a gdy będą one ostrzegały przed wirusem, e-panika murowana. Nie mówiąc o panice w świecie rzeczywistym: przed Bożym Narodzeniem krążył łańcuszek z ostrzeżeniem przed zamachem terrorystycznym w jednym z centrów handlowych. Można sobie wyobrazić, ilu klientów mu to odebrało. Czasem nie zauważamy, że wraz z mailem, który przesyłamy dalej, rozsyłamy stopkę z naszym nazwiskiem, adresem, telefonem. – Znajomy przez parę miesięcy odbierał telefony w sprawie szczeniaczków do wzięcia, aż nagrał na sekretarkę tekst: „Nie mam z tą sprawą nic wspólnego”, wreszcie zmienił numer – mówi Filip Graliński. Łańcuszki pseudocharytatywne znieczulają i w rezultacie przeoczymy ten prawdziwy.

monika.odrobinska@idziemy.com.pl


Co zrobić z wiadomością łańcuszkową?

1. Raczej nie rozsyłaj łańcuszków — większość z nich to bzdury.
2. Większość apeli o pomoc w postaci listów łańcuszków to głupie żarty, fałszywki lub wręcz oszustwa. Nie daj się nabrać, pamiętaj, że zasypując sieć niepotwierdzonymi apelami, stępiasz wrażliwość na rzeczywistą krzywdę. Jeśli decydujesz się rozsyłać dalej apel o pomoc, koniecznie szukaj wcześniej potwierdzenia.
3. Uwaga: apele o krew (ale o krew, nie o pieniądze) bywają z rzadka autentyczne, jeśli pochodzą z Polski i nie zawierają typowych znaków rozpoznawczych fałszywek (takich jak brak adresu kontaktowego, schematy typu „firma X płaci choremu dziecku Y centów za każdego rozesłanego e-maila”). Jednak nawet jeśli apel jest autentyczny, to i tak najczęściej jest przedawniony. Jeśli w środku e-maila nie ma daty, taki łańcuszek może krążyć w sieci latami.
4. Ostrzeżenia o wirusach koniecznie weryfikuj na stronach producentów oprogramowania antywirusowego, np. Symanteca lub firmy MKS. Pamiętaj, że prawie wszystkie takie ostrzeżenia-łańcuszki to fałszywki.
5. Jeśli już rozsyłasz łańcuszek, nie dołączaj stopki ze swoimi danymi osobowymi.
Więcej na: www.atrapa.net.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama