Kolejna tragiczna katastrofa dotknęła Polaków. Tym razem kilkanaście osób zginęło w wypadku autokaru, który wiózł wycieczkę z Hiszpanii
"Idziemy" nr 41/2010
Kolejna tragiczna katastrofa dotknęła Polaków. Tym razem kilkanaście osób zginęło w wypadku autokaru, który wiózł wycieczkę z Hiszpanii. Zauważyłem, że przy tego rodzaju informacjach na forach internetowych wśród różnych komentarzy pojawiają się również drwiny z wiary w Boga. Pod jedną z wiadomości o wypadku na berlińskiej obwodnicy znalazłem taki oto wpis: „No i co, katolicy, przecież wasz Bóg tego chciał. Czyż nie tak nauczają księża w kościołach? No to się cieszcie, bo przecież duszyczki poszły do nieba. Ha, ha, tylko głupcy w takie rzeczy wierzą”. Tego rodzaju komentarzy można było znaleźć więcej.
Ktoś powie, że to takie wygłupy smarkaczy i że nie ma co zajmować się internetowym chamstwem. Być może, ale mam wrażenie, że sporo osób ma rzeczywiście wykrzywiony obraz wiary katolickiej. I ci, którzy sobie drwią, mają w pewnym sensie rację, tyle że tak naprawdę drwią z własnych mylnych wyobrażeń o katolicyzmie, a nie z autentycznej wiary w Boga Jezusa Chrystusa, której po prostu nie znają. Problem jest zresztą bardzo stary. W Biblii znajdujemy skargi np. psalmistów, którzy ubolewają, że Bóg pozwala, aby szydercy drwili sobie z wiary: „Czemu mają mówić poganie: »A gdzież jest ich Bóg?«” (Ps 115, 2). W podobny sposób szydzono też z Jezusa na krzyżu, wołając, aby wybawił sam siebie, skoro jest Mesjaszem.
Czy jeśli wydarzają się powodzie, pożary, katastrofy, to znaczy, że Bóg tak chciał? Że zmiażdżony w wypadku człowiek jest wyrazem Boskiej woli? Czy takiego Boga objawił nam Jezus z Nazaretu? Żadną miarą! Ale z drugiej strony Bóg chrześcijan nie jest kimś, kto nieustannie ingeruje w prawa natury, które sam stworzył, czy też zawiesza wolność człowieka, kiedy ta zmierza ku złu. Bóg Ojciec nie powstrzymał tych, którzy doprowadzili do ukrzyżowania Jezusa. A jak zareagował? Odpowiedzią Ojca jest zmartwychwstanie Syna, a także przebaczenie oprawcom. Bóg nie chce nieszczęścia, ale też nie tłumaczy się, dlaczego do niego dochodzi (może Go o to kiedyś zapytamy). W obliczu śmierci Bóg daje nadzieję, że ostatnie słowo będzie należeć jednak do życia. Warto też zauważyć, że jeśli Bóg wie, że coś się stanie, to nie musi wcale znaczyć, że chce, aby tak się stało. A wszechmoc nie oznacza, że wszechświat jest teatrzykiem kukiełek, którymi Bóg wszechmocnie zarządza. Wszechmoc Boga nie jest wszechmocą robienia wszystkiego (dobra i zła), ale wszechmocą miłości, która czasami wydaje się słabością.
Ktoś, kto ma mocną nadzieję życia wiecznego, w obliczu tragicznej śmierci smuci się jak każdy normalny człowiek. Wiara w istnienie nieba po śmierci nie czyni z wrażliwej osoby „uśmiechniętego zawsze prosięcia”. Tak samo, jak to, że wierzymy, iż Chrystus zmartwychwstał, nie oznacza, że się nie smucimy, iż w Wielki Piątek został okrutnie ukrzyżowany. Jezus wiedział, że Łazarz zostanie wskrzeszony z martwych, a jednak autentycznie smucił się z powodu jego śmierci. Modlimy się za ofiary katastrof. Może nawet ufamy, że są już w niebie i że są szczęśliwsze od nas, ale to przecież nie oznacza, że nie bolejemy nad niespodziewanym, dramatycznym przerwaniem ich ziemskiej historii. W życiu tak bywa, że ból przenika się z nadzieją, że uśmiechamy się przez łzy.
Jaki sens ma w tej perspektywie modlitwa o oddalenie nieszczęść i błogosławieństwo? Czy pomimo modlitwy sprawy i tak nie idą swoim torem – raz lepiej, raz gorzej? A jednak wiemy, że Bogu podobają się nasze modlitwy. Możemy sobie wyobrazić, że Bóg wiedział o nich, zanim je wypowiedzieliśmy, co nie zmienia faktu, że są one owocem naszej wolnej woli. W jaki sposób nasze modlitwy wpływają na rzeczywistość, nie potrafimy dociec. Wierzymy, że Bóg wysłuchuje ich na swój sposób, tak że – pomimo nieszczęść – ostatecznie wszystko będzie tak, jak być powinno. A my, czy w życiu, czy w śmierci, należymy do Boga.
opr. aś/aś