Wybory do Europarlamentu są nie mniej ważne dla nas jako katolików niż dla nas jako Polaków
"Idziemy" nr 20/2014
Wybory do Europarlamentu są nie mniej ważne dla nas jako katolików niż dla nas jako Polaków
Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego mam na kogo głosować. Dobrze znam kandydata na europosła, jego poglądy, uczciwość, poziom intelektualny oraz przywiązanie do wartości chrześcijańskich i patriotycznych. A to, że startuje on z list formacji politycznej, z którą nie do końca się zgadzam, w tych akurat wyborach nie ma dla mnie większego znaczenia. Nie głosuję na partię, tylko na człowieka. Do tego samego zachęcam naszych Czytelników: wspierajmy ludzi sumienia, o których mówił św. Jan Paweł II w 1995 r. w Skoczowie. Nie kierujmy się pozycją kandydata na liście wyborczej. Niech to będzie nasz wybór, a nie szefów partii.
Wybory do Europarlamentu to coś o wiele więcej niż tylko plebiscyt poparcia dla partii politycznych, choć próbuje się je sprowadzić do sparingu przed decydującym starciem o realną władzę w Polsce, czyli przed wyborami parlamentarnymi w przyszłym roku. Może i w tym trzeba szukać przyczyn niezbyt wysokiej frekwencji w eurowyborach. Bo ludzie, jak już mają wyjść z domu i głosować, to muszą wiedzieć, że zależy od nich coś więcej niż tylko samopoczucie polityków i słupki w sondażach. Tymczasem niewiele się robi, aby uświadomić społeczeństwu, czym zajmuje się Europarlament. Co więcej, nie wie tego nawet wielu kandydatów startujących w wyborach, zwłaszcza celebrytów, których jedynym zadaniem na listach jest zwiększenie ich atrakcyjności i przeciągnięcie głosów.
Podobnie zresztą jak nie sprzyja powadze tych wyborów traktowanie eurowyborów przez szefów partii jako okazji do obdzielenia synekurami zasłużonych towarzyszy. Nie jest przecież tajemnicą, że zwykły europoseł z wynagrodzeń, diet, zwrotów za podróże, hotele i prowadzenie biura może w ciągu jednej kadencji odłożyć półtora miliona złotych. A sprytny i nieuczciwy – nawet do trzech milionów. Finansowe kulisy zasiadania w Europarlamencie odsłonił niedawno europoseł Marek Migalski w książce „Parlament Antyeuropejski”. Z jego zwierzeń i analiz (szkoda, że dopiero na koniec kadencji) wynika, że Parlament Europejski jest instytucją wyjątkowo kosztowną i faktycznie niepotrzebną, która na forum europejskim i krajowym służy korumpowaniu elit politycznych. Mimo to chyba nikt z polityków nie będzie głosował za jego rozwiązaniem, bo jego istnienie zapisane jest jednak w unijnej „konstytucji”, a i każdy może potrzebować politycznej emerytury. Więc – z nami czy bez nas – Europarlament będzie istniał dalej.
Po co jednak przekonywać ludzi do udziału w eurowyborach? Bo w Brukseli decyduje się o sprawach może nawet dla nas ważniejszych niż gospodarka, polityka zagraniczna czy finanse państw. Chociaż Europarlament zatwierdza budżet Unii (ok. 1 proc. PKB krajów UE), wydaje regulacje dotyczące handlu, usług i wielu innych spraw, to jego wpływ na ekonomiczne warunki życia w poszczególnych krajach jest niewielki. Ale to w Parlamencie Europejskim toczą się dzisiaj największe spory, które wpływają na kształt i przyszłość naszej cywilizacji. Tam decyduje się o pierwszeństwie prawa do życia przed prawem do śmierci, o definicji małżeństwa i rodziny, wychowaniu dzieci oraz o tożsamości człowieka. Przykładem był niedawny spór o proaborcyjny i gwałcący sumienia raport Estreli, potem o genderowy raport Zuber, który postulował uznanie aborcji w krajach UE za jedno z praw człowieka, czy wreszcie o raport Bauer, przez który lobby LGBT usiłowało wymusić na wszystkich krajach unijnych zrównanie związków homoseksualnych z małżeństwami. Wszystkie te projekty zostały odrzucone niewielką większością głosów. A jak będzie w przyszłości? Wszystko zależy od tych eurowyborów.
Dlatego właśnie musimy w tych wyborach uczestniczyć. Bo tu chodzi o obronę prawa Bożego, zdrowego rozsądku i godności człowieka – fundamentów naszej cywilizacji. Do Brukseli musimy wysłać nie działaczy partyjnych, ale ludzi sumienia, wystarczająco pracowitych, by wczytywali się w tomy głosowanych dokumentów, by pociągali własnym przykładem i kulturą, ludzi znających języki i potrafiących zjednywać sobie sojuszników dla najważniejszych spraw wśród przedstawicieli wszystkich państw i frakcji w Europarlamencie. Te wybory są nie mniej ważne dla nas jako katolików niż dla nas jako Polaków. Są sprawą naszego sumienia.
opr. aś/aś