Mamy obowiązek przyjmować uchodźców, którzy chcą skorzystać z gościny właśnie u nas, i nie chcemy się od tego uchylać. Ale inaczej ma się sprawa z imigrantami ekonomicznymi, których Niemcy rękami Brukseli chcą do nas wepchnąć wbrew ich woli
Niemieckich obozów dla uchodźców na polskich ziemiach najmniej nam potrzeba
Histeria wokół imigrantów, która zapanowała ostatnio wśród dziennikarzy, polityków, a nawet ludzi Kościoła, pcha nas w stronę irracjonalnych decyzji i deklaracji. Najbardziej antykościelne media prześcigają się w oskarżaniu katolickiego społeczeństwa o bierność, wykorzystując do tego wybrane cytaty z Ewangelii. Z ust hierarchów zagrożonych oskarżeniami o ksenofobię, nacjonalizm i rasizm padają na wyprzódki deklaracje o gotowości przyjęcia konkretnej liczby imigrantów, wśród których tylko część stanowią faktyczni uchodźcy. Kto się nie zdeklaruje, będzie czarną owcą. W dziwnym amoku zaczynamy wchodzić w nie swoje role. Bo o ile Kościół ma uwrażliwiać sumienia i angażować się po stronie potrzebujących pomocy, o tyle decyzja o przyjmowaniu imigrantów musi być suwerenną decyzją władz państwowych. Ludzie Kościoła mogą na tę decyzję wpływać zgodnie z zasadami demokracji, ale to nie proboszcz ani biskup ją podejmie. Deklaracja udzielenia gościny tym, których państwo zdecyduje się przyjąć, jest pięknym gestem miłości bliźniego, ale polityka imigracyjna i zapewnienie bezpieczeństwa państwa nie należą do prerogatyw Kościoła. Dobrze, że w chwili oddawania tego numeru „Idziemy” do druku Prezydium Konferencji Episkopatu Polski postawiło tę sprawę jasno w specjalnym komunikacie.
Nikt przyzwoity nie zaprzecza, że należy bezwzględnie pomagać uchodźcom, którzy proszą u nas o schronienie, aby ratować swoje życie i wolność wobec zagrożeń czyhających w ich krajach. W sytuacji zagrożenia fundamentalnych praw człowieka nie mają znaczenia jego religia, narodowość czy poglądy. Dlatego przyjmujemy i mamy moralny obowiązek przyjmować dalej tych uchodźców, którzy proszą nas o schronienie i chcą się u nas osiedlić. Korzystają z tego Wietnamczycy, Czeczeni, Ukraińcy, Białorusini i wielu innych, którym Polska, choć biedna, jest kulturowo bliższa niż bogate Niemcy. Jednakże najnowsza fala imigrantów, wśród których jakąś część stanowią pewnie także uchodźcy, została wywołana ewidentnym zaproszeniem skierowanym do nich przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel. To zaproszenie wpisuje się w szczególną dbałość Niemców o ich wizerunek w świecie. Pani kanclerz zaś po bezdusznym potraktowaniu w połowie lipca przed kamerami palestyńskiej nastolatki z Rostoku, której nie dała szansy na dalszy pobyt i naukę w Niemczech, stroi się teraz w szaty dobrej cioci. Niestety, cudzym kosztem. Bo o ile imigranci koczujący na Węgrzech czczą jej wizerunki jako swojej niedoszłej dobrodziejki, o tyle tymi niedobrymi, którzy siłą mają ich zatrzymać przed dotarciem do niemieckiej ziemi obiecanej, są źli Węgrzy. A niebawem mają do nich dołączyć nie mniej źli i nacjonalistyczni Polacy. Ci sami źli Polacy, przed którymi dobrzy Niemcy musieli ratować Żydów w czasie Zagłady. Naprawdę nie kpię, tylko przestrzegam.
Więcej pisze na ten temat w celnym felietonie Dorota Gawryluk. Kulisy sytuacji na Bliskim Wschodzie i możliwości rozwiązania sytuacji pokazuje Dawid Wildstein, który niedawno wrócił z kurdyjskich terenów na pograniczu Syrii i Turcji. Biedne ofiary wojny są zakładnikami interesów wielkich mocarstw. Warto przy tej okazji przypomnieć to, co na naszych łamach pisał w wakacje Stefan Meetschen: że za te same pieniądze, które w Niemczech przeznacza się na utrzymanie jednego uchodźcy lub imigranta, można by utrzymać całą wioskę w kraju, z którego on przybywa. O niepodnoszonych gdzie indziej kwestiach mówi też ks. Waldemar Cisło, pisze Jacek Karnowski, Marek Jurek i wielu innych naszych autorów. To trzeba przeczytać, zanim zacznie się o tym rozmawiać.
Powtarzam: mamy obowiązek przyjmować uchodźców, którzy chcą skorzystać z gościny właśnie u nas, i nie chcemy się od tego uchylać. Ale inaczej ma się sprawa z imigrantami ekonomicznymi, których Niemcy rękami Brukseli chcą do nas wepchnąć wbrew ich woli. Polska nie jest przecież w stanie powstrzymać dramatycznej emigracji własnych młodych i wykształconych obywateli na bogaty Zachód. W jaki sposób ma zatrzymać u siebie innych? Dlatego, chociaż realnie potrzebujemy imigrantów, którzy zapełnią naszą dziurę demograficzną, to muszą to być ludzie, którzy świadomie wybierają Polskę i nie będą przewiezieni tu siłą. A niemieckich obozów dla uchodźców na polskich ziemiach akurat najmniej nam potrzeba.
"Idziemy" nr 37/2015
opr. ac/ac