Zagraniczne koncerny kontrolują dzisiaj w Polsce 76 proc. rynku prasy, a w segmencie prasy regionalnej ponad 90 proc. Wydają 138 tytułów czasopism o łącznym nakładzie ponad 560 mln egzemplarzy
Zagraniczne koncerny kontrolują dzisiaj w Polsce 76 proc. rynku prasy, a w segmencie prasy regionalnej ponad 90 proc. Wydają 138 tytułów czasopism o łącznym nakładzie ponad 560 mln egzemplarzy.
Miarka się przebrała. Sprawiła to wpadka z ujawnieniem korespondencji Marka Dekana, prezesa Ringier Axel Springer Polska AG do pracowników mediów wydawanych w Polsce przez ten niemiecko-szwajcarski koncern (m.in. „Fakt”, „Newsweek”, Onet). Korespondencja zawierała instruktaż, w jakim kierunku należy urabiać polską opinię publiczną po wyborze Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. I w jaki sposób prezentować rozmiar porażki polskiego rządu. Jako „niefortunną” miał określić tę korespondencję nawet wiceminister spraw zagranicznych Niemiec, o czym poinformował wiceminister spraw zagranicznych Polski Jan Dziedziczak.
Problem dominacji obcych koncernów na polskim rynku mediów narastał od początków transformacji. Postsolidarnościowe rządy, niezależnie od partyjnych barw, w zachodnim kapitale widziały szansę na zrównoważenie dominacji postkomunistów w mediach. Zagraniczne koncerny nie miały w tej dziedzinie żadnych ograniczeń. Skala medialnych inwestycji i przejęć była tak wielka, że, jak twierdzi b. premier Leszek Miller, zdziwienie polską niefrasobliwością wyraził w rozmowie z nim nawet Günter Grass.
Zagraniczne koncerny kontrolują dzisiaj w Polsce 76 proc. rynku prasy, a w segmencie prasy regionalnej ponad 90 proc. Wydają 138 tytułów czasopism o łącznym nakładzie ponad 560 mln egzemplarzy. W przytłaczającej większości są to koncerny niemieckie, co dla nas ma szczególne znaczenie. Żaden inny zachodni kraj nie ma bowiem tak żywotnych interesów we wpływaniu na polskie sprawy, jak Niemcy. I nigdzie chyba na Zachodzie media nie są tak bezpośrednim narzędziem realizacji celów politycznych, jak w Niemczech.
Jednocześnie nasi zachodni sąsiedzi bardzo chronią swój rynek medialny przed obcą kontrolą. Głośnym echem odbiła się próba przejęcia jednego tylko i niewiele znaczącego dziennika „Berliner Zeitung” przez brytyjskiego wydawcę Roberta Maxwella. Niemieckie elity polityczne i intelektualne uznały za niedopuszczalne, żeby obcy wpływali na niemiecką opinię publiczną. Inwestor musiał się wycofać. Tak samo z inwestowania w niemiecki rynek medialny musiał zrezygnować amerykański potentat Robert Murdoch.
Podobny przykład obrony własnego rynku medialnego przed obcym kapitałem dali nam przed paroma miesiącami Włosi, kiedy francuski koncern Vivendi chciał przejąć kontrolę nad należącym do Silvia Berlusconiego włoskim Mediasetem. Włoskie elity, niezależnie od zastrzeżeń do Berlusconiego, nazywały Francuzów „niedomytymi najeźdźcami”, którzy znowu podnoszą rękę na niepodległość Italii. „Włochy nie są bankomatem dla Francuzów” – pisali tak nawet niechętni Berlusconiemu włoscy komuniści.
Mówienie o repolonizacji polskiego rynku mediów jest więc jak najbardziej uzasadnione i wtapia się w trendy obowiązujące w krajach zachodnich. Repolonizacji nie powinniśmy jednak mylić z ich upaństwowieniem. Ciągłe zamieszanie wokół Polskiego Radia i TVP niech nam wystarczy. Nie należy też histeryzować, że każdy obcy kapitał jest zły, a każdy polski kapitał jest dobry. Repolonizację – pod rządami PO-PSL – Prespubliki (wydawcy m.in. „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”) na rzecz Grzegorza Hajdarowicza oprotestowali – słusznie – głównie ci, którzy dzisiaj są największymi zwolennikami repolonizacji. A osławiona Agora także ma polski kapitał, w znacznej części z OFE…
Jeśli rządzący szczerze myślą o repolonizacji mediów, a nie o ich upartyjnieniu, to ze szczególną troską powinni podejść do już istniejących mediów z polskim kapitałem. Do takich należą z pewnością te media katolickie, które mają wyłącznie polskich wydawców, stoją na straży ważnych dla nas wartości i nie podlegają politycznym koniunkturom. Trwające w Warszawie Targi Wydawców katolickich są dobrą okazją do zapoznania się z ich ofertą i potencjałem.
W repolonizacji nie chodzi przecież o skupowanie od zachodnich koncernów za wielkie pieniądze wydmuszek medialnych i o ściganie się w liczbie posiadanych tytułów. Najważniejszy jest ich zasięg. Potrzeba więc takiego wsparcia autentycznie polskich mediów, aby mogły docierać do większej liczby mieszkańców naszej ojczyzny, niżeli analogiczne media obce. Rząd ma w tej dziedzinie wiele instrumentów, doskonale znanych na Zachodzie. A czy je wykorzysta – to będzie sprawdzian szczerości intencji, czy naprawdę chodzi o dobrą zmianę.
"Idziemy" nr 14/2017
opr. ac/ac