Warto bacznie patrzeć na Wschód. Tam rozgrywają się właśnie ważne sprawy Kościoła i świata.
Nie wiemy jeszcze, jakie będą owoce spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z prezydentem Donaldem Trumpem. Rozpocznie się ono w czasie, kiedy ten numer „Idziemy” trafi do drukarni. Tymczasem bardzo ważne sprawy dzieją się na Wschodzie.
Nasze media pokrywają milczeniem dopiero co zakończone wielkie rosyjsko-chińskie manewry wojskowe, w których uczestniczyło ok. 300 tys. żołnierzy. Był to wyraźny sygnał dla USA i ich sojuszników – w tym dla nas. Rosja w ten kosztowny sposób straszy, że jeśli nie będzie traktowana jako partner USA, to może wejść w sojusz z Chinami. Byłby to sojusz dla Zachodu zgubny, a dla Rosji w dalszej perspektywie samobójczy. Nie tylko Zachód wie, że bez pomocy Rosji nie poradzi sobie z chińską potęgą, i dlatego nie chce osłabiać imperium Putina. Ale i Rosja zdaje sobie sprawę, że tylko w nieformalnym sojuszu z Zachodem może się opierać przed naporem półtoramiliardowego, dynamicznie rozwijającego się, głodnego surowców i nowych terenów sąsiada. USA i Rosja są więc skazane na współpracę. To zaś, co się obecnie dzieje na Dalekim Wschodzie i w Syrii, jest zbrojnym licytowaniem się mocarstw, żeby uzyskać jak najlepsze dla siebie warunki. My szczególnie musimy sobie z tego zdawać sprawę, bo jak mówi afrykańskie przysłowie: „Gdzie słonie walczą, tam trawa się gniecie”.
Nie mniej ciekawe i ważne jest to, co się obecnie dzieje w światowym prawosławiu. Patriarchat Moskiewski zrywa właśnie więzy jedności z Ekumenicznym Patriarchatem Konstantynopola, który dzierży prymat wśród prawosławnych Kościołów. Bezpośrednim powodem jest rozpoczęcie przyznawania autokefalii Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej, a tym samym wyjęcie jej spod jurysdykcji patriarchy moskiewskiego. O skomplikowanych relacjach i rozłamach między Kościołami prawosławnymi na Ukrainie zamieścimy niebawem oddzielny artykuł. Z wnioskiem o przywrócenie samodzielności metropolii kijowskiej i podporządkowanie jej bezpośrednio Konstantynopolowi wystąpiły ostatnio władze Ukrainy i część hierarchii. Począwszy od chrztu Rusi w roku 988, aż do siłowego podporzadkowania Moskwie w 1686 r., istniała bowiem metropolia kijowska w ramach patriarchatu Konstantynopola.
Powodem nerwowości w Patriarchacie Moskiewskim i wśród rosyjskich elit władzy jest perspektywa ostatecznej utraty Ukrainy. Po aneksji Krymu przez Rosję i rozpętaniu rebelii w Donbasie Ukraińcy stają się coraz bardziej antyrosyjscy. Cerkiew moskiewska stanowiła jedno z ostatnich narzędzi podtrzymywania ich w podległości wobec Rosji. Prócz tego, po wchłonięciu metropolii kijowskiej Patriarchat Moskiewski stał się najliczniejszy i najbogatszy w świecie. Z tego powodu uważał się za „Trzeci Rzym” – po upadku Rzymu i Konstantynopola. Uzurpował siebie specjalne prawa stając nawet ponad Konstantynopolem. Wystarczy przypomnieć choćby splendor towarzyszący wizycie w Polsce patriarchy Cyryla w 2012 r., okoliczności jego spotkania z papieżem Franciszkiem na Kubie w 2016 r., kiedy to Cyryl był panem i gospodarzem, czy wreszcie bojkot ubiegłorocznego panprawosławnego soboru na Krecie, żeby zrozumieć, za kogo uważa się Cyryl. Teraz, po przywróceniu autokefalii Kijowowi, wszystko może się zmienić. Moskwa utraciłaby swoje szczególne miejsce na rzecz Kijowa, który miałby pod sobą więcej parafii, duchowieństwa i wiernych. W rywalizacji z Moskwą zyskałby także patriarchat Konstantynopola. Osłabienie Moskwy mogłoby również zmienić sytuację w dialogu ekumenicznym z prawosławiem, w którym Patriarcha Wszechrusi jest największym hamulcowym.
Można się spodziewać, że nie tylko patriarcha Cyryl, ale i Władimir Putin użyją wszelkich wpływów, żeby do autokefalii Kijowa nie dopuścić. Jakkolwiek by się stało, prawosławie w świecie stoi przed historycznym wyzwaniem. Równolegle do tego Święty Synod Patriarchatu Ekumenicznego na początku września tego roku zapowiedział, że zezwoli na powtórne małżeństwo duchownym, którzy owdowieli lub zostali opuszczeni przez żony. Dotychczas w prawosławiu, podobnie jak w katolickich obrządkach wschodnich, możliwe było święcenie żonatych mężczyzn, ale w przypadku ich owdowienia, a tym bardziej rozwodu, kolejny związek nie był możliwy, choć prawosławie dopuszczało błogosławienie kolejnych związków wśród świeckich. Odejście od tej zasady może poważnie osłabić chrześcijańską naukę o nierozerwalności małżeństwa.
Warto wiec bacznie patrzeć na Wschód. Tam rozgrywają się właśnie ważne sprawy Kościoła i świata.
"Idziemy" nr 38/2018
opr. ac/ac