Łatwo nie będzie

Dla Kościoła w Polsce nadszedł kolejny czas próby. Jak z niej wyjdziemy, to zależy również od nas, z zachowaniem ewangelicznej zasady: „Komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie”.

Dla Kościoła w Polsce nadszedł kolejny czas próby. Jak z niej wyjdziemy, to zależy również od nas, z zachowaniem ewangelicznej zasady: „Komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie”.

Jest coś, co we mnie siedzi jak cierń od początku kapłaństwa. Otóż pobyt w seminarium duchownym jest częściowo odpłatny. Połowę należności kandydat do kapłaństwa wnosi co miesiąc w czasie studiów, a drugą już po święceniach. Tym, których na to nie stać, znajduje się ofiarodawców, którzy anonimowo fundują stypendia. Jakież było moje zdziwienie, kiedy przełożeni dali mi kontakt do osoby, której miałem podziękować za sześcioletnie stypendium. Za mój pobyt w seminarium płacili przecież moi rodzice i brat. Wysłałem do pani – emerytowanej nauczycielki – zaproszenie na Mszę. Intencje, o które prosiła, corocznie odprawiam. Ale do rodzinnego domu na prymicje jej nie zaprosiłem. Nie wiedziałem, co miałbym w takiej sytuacji powiedzieć rodzicom i bratu. Do dzisiaj mam z tego powodu wyrzuty sumienia, bo ta pani z emerytury fundowała też stypendium, które przydzielono jednemu z kleryków, ale ten do święceń nie doszedł. I co miano jej powiedzieć? Że jej ofiarność poszła na marne? Ja zaś nie chciałem wziąć odpowiedzialności za kogoś innego. Po ludzku było to normalne, ale nie w duchu Chrystusowego kapłaństwa. Bo przecież On oddał życie za nieswoje grzechy.

Naszło mnie na taki rachunek sumienia w kontekście smutnych wydarzeń w Kościele. One też zdradzają braki postawy kapłańskiej nawet wśród kardynałów odzianych w purpurę, która ma symbolizować gotowość przelania krwi dla Chrystusa i Kościoła. Zdarzają się przecież tacy, którzy cynicznie pną się po szczeblach kościelnej kariery, traktując purpurę jako swoisty immunitet. Nie wszyscy oczywiście. Dla przeciwwagi wspomnijmy kard. George’a Pella, który będąc jednym z najbliższych współpracowników papieża Franciszka, nie zasłaniał się immunitetem. Zgodził się odpowiadać przed sądem i cierpiał uwięzienie, zanim uznano jego niewinność. Każdemu papieżowi życzyłbym takich współpracowników.

Problemem świętych jest jednak to, że zwykle nie mają szczęścia do ludzi. Mierzą swoją miarą i są za mało podejrzliwi. Tak było też ze św. Janem Pawłem II. A teraz nie widać, aby chociaż ci, którzy byli najbliżej niego i najwięcej mu zawdzięczają, chcieli zaryzykować swoje dobre imię dla obrony prawdy o jego świętości. Bo on był świętym. Taka była intuicja wiernych o nim natychmiast po jego śmierci, zanim ogłosił to Kościół. Stąd wzięło się wołanie „Santo subito”.

W tej kampanii, której jesteśmy świadkami, nie chodzi jedynie o osobistą świętość Jana Pawła II, lecz o zakwestionowanie jego nauczania i unieważnienie decyzji kanonizacyjnych Kościoła. Jakieś „odchudzenie” kultu św. Jana Pawła II, którego domagają się niektórzy biskupi z USA, może nam wyjść na dobre, ale czym innym są takie formy kultu, którym on sam był za życia przeciwny, a czym innym obrona prawdy, którą głosił, i którą o nim ogłosił Kościół.

Nie czuję się powołany, w kontekście bolesnych oskarżeń, aby kogokolwiek osądzać. Nie można ferować wyroków na podstawie takich „dokumentów” jak film Marcina Gutowskiego. Film trzeba bowiem odbierać jak film, a nie jak akta sądowe. Ani data jego emisji nie była przypadkowa (przed długo zapowiadanym raportem o kard. McCarricku), ani cała sekwencja zdarzeń z audiencją kard. Dziwisza dla Piotra Kraśki. Stworzono pełną napięcia narrację. Nic tu nie jest przypadkowe. W filmie zaś przemawia wszystko: padający deszcz, muzyka, światło, tembr głosu, dobór wypowiadających się autorytetów filmowych. Bo film ma działać na wyobraźnię i emocje, a nie na rozum. Aż dziw, że jakąś rolę zechciał w czymś takim zagrać także ks. prof. Andrzej Kobyliński. Po tym, jak dla jednej z gazet do wywiadu o pedofilii dał się sfotografować na placu zabaw na dziecięcej huśtawce? Media to nie coś, co można oswoić, to raczej pole minowe, na którym giną nawet doświadczeni spece. Czy w słusznej sprawie oczyszczenia Kościoła powinniśmy korzystać z pomocy TVN albo „Gazety Wyborczej”? Bóg może posłużyć się i nimi, jak posługiwał się Asyryjczykami dla nawrócenia Izraela. Ale czy to powód, abyśmy podrygiwali do ich muzyki?

Wiadomo, że w najbliższym czasie łatwo nie będzie. Ale wierzymy, że „Bóg z tymi, którzy go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28). Z tego, co się teraz dzieje, też wyjdzie dobro. Tylko trzymajmy się Chrystusa.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama