O konflikcie izraelsko-palestyńskim w Ziemi Świętej i próbach jego rozwiązania poprzez dyplomację
Papież jeszcze raz angażuje swój autorytet w sprawy bliskowschodnie. Jan Paweł II skierował list do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Trwają rozmowy ambasadorów Watykanu z rządami na całym świecie. Stolica Apostolska zaprosiła do Watykanu dyplomatów Izraela i USA w celu przeprowadzenia pilnych konsultacji. Celem wszystkich działań jest przywrócenie pokoju na terenach Izraela i Autonomii Palestyńskiej.
Z trudem odnaleziona pod koniec lat dziewięćdziesiątych droga do względnego spokoju na Bliskim Wschodzie, pogrążyła się w morzu krwawego konfliktu. Po jubileuszowej pielgrzymce Papieża do Ziemi Świętej blisko było do pokojowego uregulowania sporu. Dziś jest zupełnie inaczej. Żniwo najnowszego — rozpoczętego we wrześniu 2000 roku — konfliktu to około 1500 zabitych i 30 tysięcy rannych. Najbardziej cierpi ludność cywilna. Jednak, aby rozdzielić walczących na Bliskim Wschodzie, niekoniecznie należy użyć pancernych dywizji wojsk rozjemczych. Wystarczy wymóc konkretne działania na wpływowych politykach.
— Pokój tobie Jerozolimo — powiedział Papież w Wielki Piątek. Podczas nabożeństwa Drogi Krzyżowej, odprawionego w rzymskim Koloseum, Jan Paweł II czuł się zapewne zdruzgotany doniesieniami o eskalacji działań zbrojnych w Ziemi Świętej. W orędziu „Urbi et orbi” opowiedział się po stronie konkretnych działań. — Wydaje się, że wojna została wypowiedziana pokojowi! Ale wojna niczego nie rozwiąże (...) Tragedia jest naprawdę wielka: nikt nie może pozostać cichy i bierny, żaden polityk i żaden duchowny — jednoznacznie wzywał Jan Paweł II.
Potem, jak oświadczył rzecznik Watykanu, Ojciec Święty polecił dyplomacji watykańskiej nawiązanie kontaktów z rządami Izraela, Autonomii Palestyńskiej, USA, państw Ligi Arabskiej oraz z Komisją Europejską. Chodziło o nową inicjatywę pokojową, której szczegóły owiane są tajemnicą.
Dzień później „watykański minister spraw zagranicznych” — sekretarz ds. relacji z państwami abp Jean-Louis Tauran zaprosił do siebie ambasadorów Stanów Zjednoczonych i Izraela. Akredytowani przy Watykanie dyplomaci dowiedzieli się o stanowisku Stolicy Apostolskiej wobec krwawych starć na Bliskim Wschodzie. Nie było taryfy ulgowej. Podniesiono kwestie złego traktowania Palestyńczyków i ochrony miejsc świętych. Przypomniano o rezolucji ONZ nt. bezwzględnego wycofania sił izraelskich z terenów okupowanych i wstrzymania ognia.
W końcu sam Jan Paweł II przesłał list do George'a W. Busha, w którym przypomina o wielkiej odpowiedzialności za pokój na świecie i naruszaniu zasady proporcjonalnej odpowiedzi na atak.
Pośpiech Watykanu jest wskazany, bo czas pracuje na niekorzyść umierających. Izraelczycy, walcząc z terroryzmem, sięgają po najnowocześniejszą broń i zaawansowane systemy łączności. Palestyńczycy przeciwstawiają czołgom i helikopterom kamienie, butelki z benzyną i samobójców uzbrojonych w bomby. Cierpi przede wszystkim ludność cywilna. Dlatego, widząc nieskuteczność polityki słów i rezolucji ONZ, dyplomacja watykańska szuka rozwiązania kryzysu w operatywności działań konkretnych polityków.
Już od jakiegoś czasu Watykan okazywał zniecierpliwienie brakiem efektów działania społeczności międzynarodowej. Pokój należy przywrócić, w przeciwnym razie na rękach wielu polityków zostanie krew. — Wspólnota międzynarodowa nie może czynić tak jak Piłat, umywając ręce w krwi niewinnych, w dodatku przelanej przez nienawiść w ziemi narodzin Jezusa — mówił osobisty kaznodzieja papieski, ojciec Raniero Cantalamessa.
Na Bliskim Wschodzie trudno dziś o rozsądek. — Wszyscy pragną zemsty za wczorajszych zmarłych, nikt jednak nie patrzy na dzień jutrzejszy — mówi abp Pietro Sambi, nuncjusz apostolski w Izraelu. — Dzisiejsza sytuacja jest zdeterminowana przede wszystkim osobistą nienawiścią dwóch liderów, podczas gdy ludzie są już zmęczeni konfliktem — dodaje hierarcha. Dlatego konieczna jest wyraźna postawa polityków z pierwszych stron gazet. To oni, a nie ich wysłannicy, powinni wypracować warunki pokoju i potem je wyegzekwować
Zagubiony klucz do pokoju leży niekoniecznie w szufladzie premiera Szarona czy szefa Autonomi Palestyńskiej Arafata, może znajdować się w siedzibach prezydenta Stanów Zjednoczonych, Rosji, a także szefów innych państw, takich jak Egipt i Jordania. Te osoby mogą przekonać czy nawet przymusić dwóch skłóconych liderów do pokojowego rozwiązania zadawnionego sporu. Podczas regularnej bitwy na ulicach Betlejem między izraelskimi czołgami a uzbrojonymi w butelki z benzyną bojownikami palestyńskimi nie ma miejsca na dialog. Język nienawiści przemawia tam głośniej niż język dialogu. To z gabinetów polityków musi wyjść wyraźny sygnał zakończenia konfliktu. Do tego zmierzają dyplomatyczne inicjatywy Stolicy Apostolskiej.
opr. mg/mg