Nie możemy generalizować zbrodniczych zachowań na wszystkich Ukraińców, bo i tu - jak w każdej zawierusze historii - znajdowali się ludzie, którzy stawali po dobrej stronie, ratując, broniąc i ukrywając Polaków
Recenzja książki: Stanisław Srokowski, "Strach. Opowiadania kresowe", Fronda
Dwanaście opowiadań pełnych wstrząsających, drastycznych i przerażających treści. Opisy tortur i niepojętego cierpienia, zadawanego w imię fałszywie rozumianej wolności Ukrainy. I to jedno, co je łączy – strach. Atmosfera ogromnego strachu, niepewności, lęku o siebie i najbliższych. I ciągle nowe wieści o kolejnych brutalnie zamordowanych oraz o tych, dla których mordowanie stało się życiowym celem i radością.
Książka Stanisława Srokowskiego, który jako dziecko był świadkiem kresowych tragedii, nie jest dla każdego. Nie polecam jej szczególnie wrażliwym. Jest za to dla odważnych i dla tych, którzy chcą poznać prawdę i atmosferę tamtych czasów. I potrzebna – jako przypomnienie i jako przestroga.
„Gdyby ludzie nie opowiadali nam świata, gdyby nie mówili, że świat ten jest zły, stałby się jeszcze gorszy. A przez to, że mówimy, zło się trochę cofa, zatrzymuje się, choćby na moment, by sprawdzić, czy już o nim wiemy. I wtedy szukamy ratunku” – zdanie włożone w usta ciotki Elzy, zdaje się być mottem autora. A ja zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest tak, jak mówi narrator. „Gdyż zło się nie cofnęło ani nie zatrzymało”. Brutalność, przekazywanie ogromnej porcji przemocy, dokładne opisy szczegółów zbrodni oraz wzbudzanie silnych emocji czytelników nie zatrzyma wyrządzonego już zła, nie naprawi go, nie umniejszy.
To zło wciąż trwa w naszej pamięci, ukazując coraz straszliwsze oblicze. Nieustannie docierają do nas kolejne fakty i wspomnienia. To dobrze. O rzezi wołyńskiej należy pamiętać, poznawać przebieg wydarzeń i próbować je zrozumieć. Nie można jednak skupić się w tym wszystkim na szczegółach każdego morderstwa, na rodzajach i brutalności tortur, na nieludzkim zachowaniu band OUN. Bo grozi nam wtedy niebezpieczeństwo przejścia od zainteresowania do nienawiści, co z pewnością nie pozwoli zatrzymać spirali zła. Nie możemy też generalizować zbrodniczych zachowań na wszystkich Ukraińców, bo i tu – jak w każdej zawierusze historii – znajdowali się ludzie, którzy stawali po dobrej stronie, ratując, broniąc i ukrywając Polaków. I tu plus dla autora, który wspomina również takich bohaterów, którzy próbowali stanąć w poprzek fali morderstw i opierali się presji, by pozbyć się własnych sąsiadów.
„To jedno jest ważne. Bo ważne, by w morzu krwi, zbrodni, kłamstw znaleźć iskierkę nadziei i światła. By człowiek nie sparszywiał. Nie zeszmacił się. Nie zdegenerował” – jak pisze autor. A ja bym dodała jeszcze – by umiał także wybaczyć.
Wierzę, że lektura tej książki, zgodnie z intencją autora, stanie się przestrogą, czasem zastanowienia i podjęcia działań, by podobne zdarzenia nie miały miejsca już nigdy.
I wbrew naturalnej kolejności, polecam zacząć ją od posłowia, które w moim odczuciu powinno być przedmową. Poznajemy w nim motywy napisania książki , jej recenzje , wspomnienia autora i historyczne fakty.
opr. aś/aś