Tajna sieć finansowa islamskich terrorystów - fragmenty
© Copyright by Wydawnictwo "M", Kraków 2007
Wydawnictwo "M"
ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków
tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
www.wydm.pl
e-mail: wydm@wydm.pl
Wiele lat przed zamachami z 11 września na Nowy Jork i Waszyngton organizacja Osamy ben Ladena, al Kaida, a także inne grupy terrorystyczne systematycznie budowały siec finansowa, która byłaby w stanie wesprzeć realizacje ich głównego celu, tj. przeniesienia wojny do Stanów Zjednoczonych.
W rzeczywistości ben Laden najpierw osiągnął znacząca pozycje nie jako bojownik, ale jako najbardziej wpływowy sponsor walki mudzahedinów o wyprowadzenie sowieckiej armii z Afganistanu.
— To ta finansowa konstrukcja służyła mu, kiedy zajął się terroryzmem, i to ona stanowi podstawę finansowania al. Kaidy — mówi William F. Wechsler, członek Narodowej Rady Bezpieczeństwa w ostatnich dwóch latach rządów administracji Clintona, specjalizujący się w śledzeniu metod finansowania terroryzmu.
W okresie, gdy ben Laden korzystał ze schronienia u talibów w Afganistanie w 1996 roku i budował stabilna bazę operacyjna, poszukując funduszy dla al Kaidy mógł właściwie poprzestać na swoim kieszonkowym notesie z adresami. W ciągu kilku lat szlak finansowy al Kaidy objął rozległy obszar od tropikalnych pól diamentowych Afryki Zachodniej po rynki złota Zjednoczonych Emiratów Arabskich, od pakistańskich bankierów po przedmieścia Waszyngtonu. Połączenie znacznych zasobów finansowych z kontrola nad krajem uczyniło z al Kaidy organizacje terrorystyczna niemająca sobie równej.
Ale niewiele wiadomo na temat funkcjonowania samej sieci. Nawet Źródło środków finansowych, których użyto do opłacenia zamachów z 11 września pozostaje tajemnica. FBI i CIA wyśledziły przepływ pieniędzy z Dubaju, bogatego pustynnego szejkanatu, będącego częścią Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ale nie udało im się ustalić, skąd wzięły się pozostałe fundusze. Pieniądze przepływały z Dubaju za pomocą przelewów i kart debetowych na konta bankowe w Stanach Zjednoczonych, podczas gdy porywacze uczęszczali do amerykańskich szkół lotniczych, wynajmowali amerykańskie domy i przemieszczali się po Stanach właściwie niezauważeni.
Oficerowie wywiadu byli w stanie szczegółowo opisać przelewy pieniężne dokonywane miedzy mocodawcami a żołnierzami al Kaidy, ponieważ pieniądze te były przekazywane poprzez systemy finansowe podlegające kontroli. Wiadomo, ze 23 czerwca 2001 roku Mustafa Ahmed al-Hawsawi, najważniejsza osoba zajmująca się finansami w al Kaidzie, oraz Fayez Banihammad, otworzyli konta w dubajskiej filii Standard Chartered Bank z Hong Kongu. Al-Hawsawi przedstawił się jako biznesmen, użył saudyjskiego paszportu i zażądał do swojego konta dwóch kart debetowych. Dwa dni póŹniej Banihammad poleciał na Florydę, stając się jednym z porywaczy, którzy zaatakowali wieże World Trade Center. Al-Hawsawi był obecny w Zjednoczonych Emiratach Arabskich za każdym razem, kiedy któryś z porywaczy przejeżdżał tedy, i dostarczał im fundusze na zakup czeków podróżnych. Kilka tygodni po tym, jak al-Hawsawi otworzył konto, kolejna karta debetowa do tego konta została wydana na nazwisko Abdulrahmana A. A. al-Ghamdi, którego FBI póŹniej zidentyfikowało jako szejka Khalida Mohammeda. Mohammed był mózgiem zamachów z 11 września. W ciągu kilku dni od otwarcia konta wpłynęła na nie seria przelewów na kwotę 102 tysięcy dolarów. Wciągu paru tygodni al-Hawsawi przesłał 15 tysięcy dolarów komórce al Kaidy w Hamburgu w Niemczech.
Tam pieniądze zostały podjęte przez Ramziego bin al-Shibha, kolejnego spiskowca z 11 września. W ciągu kilku dni bin al-Shibh przesłał 14 tysięcy dolarów do Stanów Zjednoczonych rzekomemu „dwudziestemu porywaczowi”, Zacariasowi Moussaoui1.
Moussaoui, oskarżony o działalność terrorystyczna, oczekuje na proces w Stanach Zjednoczonych. Szejk Khalid Mohammed i al-Hawsawi zostali aresztowani w Pakistanie w marcu 2003 roku. Również bin al-Shibh został zatrzymany przez Amerykanów.
Amerykańscy oficerowie wywiadu odkryli kolejne przelewy.
Od lipca 1999 roku do listopada 2000 roku około 100 tysięcy dolarów zostało przelanych z konta bankowego w Dubaju na komórkę porywaczy w Niemczech. Wiadomo, ze w lipcu 2000 roku dwóch terrorystów z tej komórki otworzyło wspólny rachunek bieżący w banku SunTrust na Florydzie i przez następne dziesięć tygodni na konto wpłynęły cztery przekazy pieniężne w sumie na kwotę 109 500 dolarów. Pieniądze te zostały przesłane z Dubaju. Al-Hawsawi dysponował pełnomocnictwem na kilka kont porywaczy. Parę godzin przed atakami z 9 września al-Hawsawi skonsolidował i wycofał pieniądze pozostawione na kontach, które kontrolował. Było to około 42 tysięcy dolarów. Potem natychmiast poleciał do Karaczi i ukrył się.
Amerykańscy oficerowie wywiadu wiedza, ze porywacze rozporządzali pieniędzmi w sposób zdyscyplinowany i skrupulatny.
Wyszło to na jaw kilka dni przed zamachami, kiedy kilku porywaczy, świadomych, ze zgina i nie będą mogli wydać
pozostających jeszcze w ich dyspozycji pieniędzy, zwróciło około 18 tysięcy dolarów swoim mocodawcom z Dubaju.
— Nie było żadnych potknięć — powiedział Kongresowi dyrektor FBI, Robert S. Mueller. — Dyscyplina ani razu się nie załamała. Zamachowcy niczym się nie zdradzili. Przybyli zgodnie z prawem. Żyli zgodnie z prawem. Szkolili się zgodnie z prawem. Wsiedli do samolotu zgodnie z prawem. Korzystali ze wszystkiego, od bezkresu Internetu po otwartość amerykańskiego społeczeństwa, żeby zrobić to, co chcieli zrobić bez bycia odkrytym2.
Ale ślad pieniędzy urywa się nagle na al-Hawsawim. Co zrobił z pozostałymi środkami finansowymi, pozostaje tajemnica tak samo, jak sposób funkcjonowania samej terrorystycznej siatki finansowej. A tymczasem ta podziemna struktura nieprzerwanie napędza największe zagrożenie, jakie Stany Zjednoczone widziały od zakończenia zimnej wojny.
Natknąłem się na diamentowy szlak al Kaidy kilka tygodni po zamachach z 11 września, pracując jako szef biura „Washington Post” na Afrykę Zachodnia. Przy lunchu w Abidzanie na Wybrzeżu Kości Słoniowej, Cindor Reeves, weteran zbrodniczego podziemia zajmującego się handlem diamentami i bronią w zachodniej Afryce, opisał kryjówkę, która wynajął w stolicy Liberii, Monrowii, w imieniu nowej grupy chronionych przez prezydenta Liberii, Charlesa Taylora, handlarzy diamentami. Reeves zaniepokoił się, kiedy nowi arabscy mieszkańcy, kupujący od rebeliantów w sąsiednim Sierra Leone diamenty warte miliony dolarów, powiesili zdjęcia ben Ladena na ścianach i spędzali większość wolnego czasu oglądając filmy wideo pokazujące palestyńskie samobójcze
zamachy bombowe.
Ta rozmowa sprawiła w końcu, ze wyruszyłem w podróż przez cztery kontynenty i zebrałem wiele informacji na temat niezbadanego dotąd świata finansowania terroryzmu. To, co zaczęło się jako próba odkrycia związków terrorystów z handlem diamentami, ostatecznie poprowadziło mnie dookoła świata i z powrotem do Stanów Zjednoczonych, a informacje, które zdobyłem podczas podróży, często wyprzedzały wiedze amerykańskich służb wywiadowczych, prześcigających się po zamachach z 11 września, żeby zrozumieć sposób finansowania al Kaidy.
Dowiedziałem się, w jaki sposób wysokiej jakości diamenty występujące w dużej ilości w niektórych częściach Afryki Zachodniej, wybierane zwykle do pierścionków zaręczynowych, stały się integralna częścią finansów al Kaidy. W sumie diamenty z Afryki Zachodniej stanowią mniej niż 10 procent światowego handlu diamentami, przyjmującego obroty rzędu 7 miliardów dolarów. Większość z nich to „krwawe diamenty” lub kamienie wydobywane i sprzedawane przez prowadzące ze sobą wojnę frakcje w Afryce, począwszy od Sierra Leone po Kongo i Angole. „Krwawe diamenty” stanowią około 4 procent globalnego handlu diamentami. Inwestycja al Kaidy w zachodnioafrykański handel diamentami najprawdopodobniej wynosi mniej niż 50 milionów dolarów, czyli stanowi zaledwie ułamek światowego handlu, ale jest ona dla terrorystów bardzo ważnym Źródłem finansów.
Jest jasne, ze terroryści wiedzieli, jak skorzystać z nagłego zniesienia kontroli, które przyszło wraz z globalizacją, kiedy to międzynarodowe transfery finansowe stały się bardzo szybkie i trudne do śledzenia. Nie ma niestety podręcznika uczącego, jak tropić towary wprowadzane na światowy rynek z podupadłych państw, takich jak Sierra Leone i Liberia.
W zamian za diamenty terroryści zapłacili gotówka wielu najokrutniejszym zabójcom w Afryce. Niektórzy handlarze brali udział w uzbrajaniu talibów i al Kaidy, dostarczali broni amunicje Charlesowi Taylorowi w Liberii, a także wielu innym międzynarodowym przestępcom, którzy dopuścili się masowych zbrodni przeciwko ludzkości. Al Kaida pozostawiła wiele śladów wskazujących na ich udział w handlu kamieniami szlachetnymi, ale ślady te nie zostały dostrzeżone przez służby wywiadowcze. Stenogramy z procesów kilku członków al Kaidy, postawionych przed sadem jeszcze przed zamachami z 11 września, starannie przeanalizowane w ich następstwie, wyraŹnie pokazują zaangażowanie terrorystów w handel kamieniami szlachetnymi, które sięga przynajmniej 1996 roku. Ale najistotniejsze dowody, liczne zapiski po arabsku w zeszytach i na wizytówkach handlarzy diamentami, zostały zignorowane przez FBI i CIA, wielu z nich nawet nie przetłumaczono. Nawet kiedy zagrożenie terroryzmem wzrosło, Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) zaprzepaściła kilka kluczowych okazji, by zrozumieć, co się dzieje w Afryce. Wprawdzie żadna z dostępnych informacji nie zapobiegłaby zamachom z 11 września, ale mogły one przygotować naród do obecnie prowadzonej wojny. Dla al Kaidy decydujący moment nadszedł po sierpniowych zamachach z 1998 roku na ambasady Stanów Zjednoczonych w Kenii i Tanzanii. Do tego momentu al Kaida i jej partner, talibowie w Afganistanie, trzymali duża cześć pieniędzy w oficjalnym sektorze bankowym. To był błąd, który miał ich drogo kosztować i którego już nie powtórzyli. W lipcu 1999 roku administracja Clintona zamroziła w zachodnich bankach 240 milionów dolarów należących do talibów i al Kaidy, z których większość w formie rezerw złota została zdeponowana w Amerykańskiej Rezerwie Federalnej.
Uświadomiwszy sobie stopień zagrożenia, przywódcy al Kaidy zamienili dziesiątki milionów dolarów z banków na towary takie jak diamenty, złoto, szmaragdy i szafiry. Wszystkie kamienie SA zasadniczo równorzędnymi walutami, które łatwo jest przetransportować, przemycić i zamienić. Amerykańskie i europejskie służby wywiadowcze zupełnie nie dostrzegły tej zamiany. W rzeczywistości do czasu zamówienia u wielu służb wywiadowczych wspólnej oceny finansowego imperium ben Ladena — a było to w 1999 roku, po zamachach z 1998 roku — większość oficerów wywiadu była przekonana, ze ben Laden korzystał z prywatnych środków finansowych — wypisując czeki — aby opłacić wydatki al Kaidy. — Po zamachach bombowych zapytaliśmy urzędników: „Co wiemy o finansowaniu terroryzmu?” i otrzymaliśmy odpowiedz: „prawie nic” — mówi William Wechsler z Narodowej Rady Bezpieczeństwa.
Jeszcze przed zakończeniem prac nad zlecona ocena było jasne, ze siatka finansowania al Kaidy znajdowała się na miejscu w Stanach Zjednoczonych. Dopiero teraz staje się ona zrozumiała.
Z diamentami i innymi towarami w ręce, tajni agenci al. Kaidy odwrócili się od banków w zachodnim stylu w stronę własnych bankierów w Arabii Saudyjskiej, Dubaju, Karaczi i Lahore. Al Kaida zamienia teraz gotówkę na towary i towary na gotówkę dzięki przychylnym i przedsiębiorczym handlarzom złotem i kamieniami szlachetnymi, a także za pomocą hawali, tradycyjnego arabskiego i azjatyckiego systemu przesyłania pieniędzy poprzez pośredników. Gotówkę można również zamienić na bron, amunicje, telewizory, telefony satelitarne albo złoto, które jest zwolnione od obowiązku rejestracji, następnie towary te SA umieszczane w systemie hawala. Dzięki temu często pieniądze w ogóle nie są przesyłane, a jednak setki tysięcy dolarów przechodzi z rak do rak bez żadnego formalnego odnotowania tego faktu, jedynie z pomocą prostego e-maila lub telefonu miedzy wspólnikami w interesach.
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy osobista fortuna ben Ladena była w dużej mierze wyczerpana, a nowe powstania muzułmanów szerzyły się na całej kuli ziemskiej, al Kaida i inne islamskie grupy terrorystyczne coraz częściej zwracały się po środki finansowe do muzułmańskich organizacji charytatywnych. Wiele islamskich organizacji tego typu jest uczciwych i stara się ochronić przed nadużyciami. Ale również znaczna ich liczba jest związana z garstka bardzo zamożnych rodzin saudyjskich, wierzących w szerzenie radykalnej wizji islamu — wahhabizmu, który ma swoje korzenie w Arabii Saudyjskiej i uczy dosłownej interpretacji Koranu, a w formie przyjętej przez ben Ladena i talibów promuje nietolerancje, często zachęcając do stosowania przemocy wobec ludzi, którzy nie słuchają absolutystycznego nauczania. Islamskie organizacje charytatywne są doświadczone w zbieraniu funduszy i rozmieszczaniu ich po całym świecie. Podczas gdy duża cześć pieniędzy idzie na szlachetne cele, cześć z nich jest wyprowadzana, aby finansować przemoc i terror. Wiele organizacji charytatywnych, które poddano kontroli w Stanach Zjednoczonych i Europie, zostało założonych w ciągu ostatnich dwudziestu lat przez członków Bractwa Muzułmańskiego posiadającego dość luŹna strukturę. Założone w latach dwudziestych dwudziestego wieku, Bractwo przez pokolenia wspierało agresywne grupy muzułmańskie w ramach sieci firm, zagranicznych banków i organizacji charytatywnych, i otworzyło nowe możliwości finansowania dla grupy ben Ladena. Organizacje charytatywne przesłały miliony dolarów dla al Kaidy i innych ugrupowań terrorystycznych oraz dostarczyły ich tajnym agentom dowody tożsamości i zagwarantowały bezpieczna podróż przez Afganistan, Europę i Afrykę.
Dzięki strategii dywersyfikacji al Kaidy obietnica prezydenta George'a W. Busha złożoną po 9 września, dotyczącą „zahamowania przepływu pieniędzy terrorystów”, i jego nakaz zamrożenia wszystkich aktyw terrorystów, nie mogły być w pełni zrealizowane. W ciągu trzech miesięcy od zamachów ponad 112 milionów dolarów zostało przechwyconych, z czego 34 miliony skonfiskowano w samych Stanach Zjednoczonych. Ale wiele pieniędzy zostało ostatecznie odmrożonych, ponieważ rządy różnych krajów uważały, ze ich własne prawo nie pozwala im przetrzymywać tego majątku. W niektórych krajach finansowanie terroryzmu nie było nawet nielegalne. W innych przypadkach rządy zarzuciły zbyt duża siec i nie mogły powiązać firm i jednostek z działalnością terrorystyczna, w efekcie czego proces przejmowania funduszy al Kaidy szybko ustał.
Pomysłowość al Kaidy pozwoliła przetrwać jej finansowej strukturze prawie całkowita militarna porażkę w Afganistanie. Wielkość funduszy al Kaidy po 11 września pozostaje tajemnica. Szacunki oscylują miedzy 30 a 300 milionami dolarów. Nie jest również jasne, ile al Kaida wydała u szczytu swoich wpływów w Afganistanie. Analitycy wywiadu uważają, ze potrzebowała ona rocznego budżetu w wysokości około 100 milionów dolarów, aby wspierać talibów, prowadzić obozy szkoleniowe, wypłacać pensje i finansować powiązane z nią grupy na Filipinach i w Azji Południowo-Wschodniej. Moje artykuły publikowane w „Washington Post” na temat handlu diamentami i podobne relacje wytrawnych korespondentów „Wall Street Journal”, Roberta Blocka i nieżyjącego Daniela Pearla, na temat związków miedzy al Kaida a handlem tanzanitem okazały się znacznie wyprzedzać informacje służb wywiadowczych. Te artykuły zapoczątkowały kongresowe śledztwo i zadania wyjaśnień kierowane głównie do CIA. W odpowiedzi na artykuły agencje rządowe rozpoczęły ofensywę, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłem w czasie mojej trwającej siedemnaście lat współpracy z amerykańskimi urzędnikami podczas kontrowersyjnych konfliktów na Salwadorze, w Nikaragui, Kolumbii i na Haiti. Zamiast badać prawdziwość historii, CIA i inne agencje zaczęły atakować nasza osobista wiarygodność i po cichu rozgłaszały, ze historie te zostały przez nas sfabrykowane dla sławy lub pieniędzy, albo może z obydwu powodów. Urzędnicy państwowi tracili czas i pieniądze próbując raczej zdyskredytować rozmówców niż podążać szlakiem handlu szlachetnymi kamieniami. Dzisiaj, prawie trzy lata po 11 września, w Stanach Zjednoczonych zaczyna się dostrzegać rozmiary działalności terrorystów w tym kraju: dwóch mężczyzn w Detroit zostało skazanych za przynależność do komórki al Kaidy; sześć osób w Nowym Jorku przyznało się do terrorystycznych związków z al Kaida; w Ohio kierowca ciężarówki przyznał się do planowania sabotażu mostu bruklinskiego i wykolejenia pociągów w imieniu al Kaidy; w Chicago dyrektor jednej z największych muzułmańskich organizacji charytatywnych na świecie zawarł umowę z urzędnikami federalnymi dotycząca finansowania fundamentalistycznej islamskiej działalności za granica; komórka Hezbollahu w Karolinie Północnej, przekazująca pieniądze z powrotem na Bliski Wschód, została zlikwidowana, a organizacje charytatywne i firmy kojarzone z Hamasem zostały zmuszone do zamknięcia działalności.
Ale siec towarów, podziemnych systemów transferu, organizacji dobroczynnych i przychylnych bankierów wciąż istnieje, a finansowe środki al Kaidy nadal są starannie gromadzone, rozsyłane po całym świecie i gotowe w każdej chwili wesprzeć kolejny zamach al Kaidy.
1 M. Hosenball, M. Isikoff, Al Qaeda's Money Man, „Newsweek”,
24.03.03, s. 13.
[Jesli nie zostało zaznaczone inaczej, cytaty i informacje w tej ksiazce
pochodza z osobistych wywiadów z osobami bezposrednio zaangazowanymi
w opisywane wydarzenia. Funkcje i tytuły wymienianych osób były aktualne
w czasie prowadzenia wywiadów. Informacje wydawnicze, dotyczace
zródeł, znajduja sie w Bibliografii].
2 Zeznanie R. Muellera, Joint Intelligence Committee Inquiry, 25.09.02.
opr. aw/aw