Dlaczego USA tak aktywnie wspierają Izrael?
Lobby żydowskie ma zbyt wielkie wpływy w Białym Domu i na Kapitolu -tego typu stwierdzenia pojawiają się regularnie od kilkudziesięciu lat, jednak wojna Stanów Zjednoczonych z Irakiem spowodowała, że ostatnio rozbrzmiewają coraz częściej.
W tym duchu wypowiadają się głośno zarówno przedstawiciele prawicy (m.in. były kandydat na prezydenta USA Pat Buchanan), jak i lewicy (np. były minister obrony Niemiec Rudolf Scharping). Oskarżają oni Waszyngton, że prowadzi politykę zgodną z interesami Izraela i nie liczącą się z opinią innych państw.
9 lutego br. na pierwszej stronie „Washington Post" Robert Kaiser napisał: „Po raz pierwszy amerykańska administracja i rząd Likudu [partia prawicowa, będąca obecnie u władzy w Izraelu - przyp. red.] prowadzą niemal identyczną politykę". Zacytował też słowa jednego z przedstawicieli amerykańskiego rządu: „Teraz naprawdę rządzą likudnicy". W podobnym duchu wypowiada się redaktor „Washington Times" Arnaud de Borch-grave, nazywając obecną politykę USA „doktryną Busha-Sharona".
Czy rzeczywiście Żydzi mają tak wielki wpływ na politykę obecnej administracji USA?
W ostatnich latach pojawiło się w Stanach Zjednoczonych wiele książek napisanych przez amerykańskich Żydów, którzy analizują sytuację swojej mniejszości w tym kraju. Z prac takich autorów, jak Alan Dershowitz, Arthur Hertzberg czy J.J. Goldberg, wyłania się bardzo ciekawy obraz żydowskiej społeczności w USA. Chociaż stanowią oni mniej niż 2 proc. amerykańskiej populacji (ok. 6 milionów ludzi), to ich odsetek wśród pracowników najlepszych wyższych uczelni i firm prawniczych wynosi 20 proc. Na liście 400 najbogatszych Amerykanów magazynu „Forbes" jedną czwartą stanowią Żydzi. Co trzeci miliarder w USA jest pochodzenia żydowskiego.
Na liście 200 najbardziej wpływowych intelektualistów amerykańskich połowa jest Żydami po obojgu rodzicach, a trzy czwarte co najmniej po jednym. Stanowią też oni 35 proc. obywateli USA, którzy otrzymali Nagrodę Nobla. Mają także spore wpływy w polityce - 10 proc. senatorów i 7 proc. kongresmenów to Żydzi.
Raphael Patai w książce pt. „Umysł żydowski" wymienia trzy podstawowe źródła sukcesów tej nacji. Pierwszy to rodzina, w której dzieci zawsze otaczane były wyjątkową uwagą, jeszcze w okresie płodowym oraz w pierwszych, decydujących dla późniejszego rozwoju, miesiącach życia. Drugi powód - to edukacja. Żydzi są narodem autodydaktów i niezwykły nacisk kładą na wykształcenie, co wiąże się ściśle z tradycją rabinacką i talmudyczną. Trzecią przyczyną jest niezwykle trudne doświadczenie historyczne, które zmuszało ten naród, jeśli miał przetrwać, do zajęć wymagających wyostrzonego intelektu, zręczności umysłu i umiejętności odnajdowania się w groźnych sytuacjach. Nic więc dziwnego, że badania przeprowadzone w Kalifornii wykazały, iż dzieci wybitnie uzdolnionych ze wskaźnikiem inteligencji IQ od 135 do 200 jest najwięcej właśnie wśród społeczności żydowskiej.
Przeprowadzony rok temu sondaż Instytutu Gallupa wykazał, że aż 90 proc. obywateli amerykańskich pochodzenia żydowskiego popiera Partię Demokratyczną, a tylko 10 proc. jest zwolennikami Partii Republikańskiej. Co ciekawe, tylko 45 proc. żydowskich mieszkańców USA akceptuje obecną politykę Ariela Szarona, nastawioną na konfrontację z Palestyńczykami. W poprzedniej administracji Billa Clintona przedstawiciele społeczności żydowskiej piastowali o wiele więcej kluczowych stanowisk niż w obecnym gabinecie George'a W. Busha (m.in. sekretarza stanu, obrony, skarbu czy doradcy ds. bezpieczeństwa).
Skąd biorą się więc opinie, że obecna administracja waszyngtońska prowadzi najbardziej proizraelską politykę i sprzyja wyjątkowo lobby żydowskiemu? Otóż intelektualne zaplecze dzisiejszej ekipy Busha stanowi m.in. formacja neokonserwatystów, która była mocno związana jeszcze z prezydentem Ronaldem Reaganem. Cechował ją wówczas pryncypialny antykomunizm i popieranie konfrontacji ze Związkiem Sowieckim. Przedstawiciele tej orientacji publikują m.in. w tak opiniotwórczych pismach, jak np. „Weekly Standard", „Commentary", „New Republic" czy „National Review". Ich opinie często zamieszczane są niemal jako stanowiska redakcyjne w „Wall Street Journal".
Wśród neokonserwatystów znajduje się sporo Żydów, m.in. Norman Podhoretz, Paul Wolfowitz, Robert Kagan, Lawrence Kapłan czy Eliot Cohen, jest jednak również wiele osób pochodzenia nieżydowskiego, np. Jeane Kirkpatrick, Bili Bennett czy James Wilson, tak więc mówienie o nich jako o środowisku żydowskim jest grubą przesadą. Faktem pozostają jednak powiązania niektórych przedstawicieli obecnego establishmentu republikańskiego z izraelskim przemysłem zbrojeniowym (przypadek Richarda Perle'a).
Kto wie jednak, czy o wiele większy wpływ niż żydowscy neokonserwatyści wywierają na proizraelski kierunek obecnej polityki zagranicznej USA ewangeliccy aktywiści. Portretując ich na lamach „Gazety Wyborczej", redaktor naczelny polsko-amerykańskiego pisma „2B" Tomasz Tabako stwierdził złośliwie, że w porównaniu z nimi „Liga Polskich Rodzin jawi się jako bastion tolerancji", a „Radio Maryja jest zbyt liberalne". Chodzi o największe ugrupowanie religijnej prawicy w USA, czyli Koalicję Chrześcijańską. Ich reprezentantem w waszyngtońskiej administracji jest obecny prokurator generał John Ashcroft, zdecydowany przeciwnik aborcji.
George W. Bush wypełnia wiele postulatów Koalicji Chrześcijańskiej. Mianował np. na sędziów Sądu Najwyższego osoby przeciwne klonowaniu, sprzeciwił się klonowaniu ludzi, zezwolił instytucjom religijnym na korzystanie z funduszy państwowych przy prowadzeniu programów pomocy społecznej, ograniczył dalsze badania nad ludzkimi embrionami, poparł programy szkolne, które zamiast antykoncepcji propagują wstrzemięźliwość seksualną i czystość przedmałżeńską.
19 stycznia br. George W. Bush uczestniczył w Dniu Świętości Życia (święto to jest obchodzone w Stanach Zjednoczonych w niedzielę poprzedzającą rocznicę legalizacji aborcji w USA, którą umożliwił werdykt Sądu Najwyższego wydany 20 stycznia 1973 roku). „Każde dziecko jest błogosławieństwem i powinno być z radością oczekiwane i przyjmowane" - tymi słowami rozpoczął prezydent swoje przemówienie, w którym powiedział m.in.: „Moja administracja walczy o stworzenie alternatywy dla aborcji. Stanowią ją domy opieki dla matek oczekujących dziecka, zachęcanie do adopcji i promowanie abstynencji seksualnej." Swoje orędzie Bush zakończył zdaniem: „Chroniąc słabych, niedoskonałych i niechcianych, współtworzymy cywilizację nadziei i lepszą przyszłość dla wszystkich".
W sierpniu ub.r. prezydent podpisał tzw. Born-Alive Protection Act. Jest to ustawa obejmująca ochroną prawną dzieci, które przeżyły próbę aborcji. Latem Bush podpisze też ustawę zakazującą dokonywania aborcji w zaawansowanej ciąży. Ta metoda, która polega na sztucznym pobudzeniu dziecka do opuszczenia organizmu matki, a następnie na ukręceniu mu karku, została zalegalizowana przez Billa Clintona.
Znany francuski duszpasterz o. Daniel Ange powiedział: „Myślę, że to, co uczynił prezydent George Bush, było opatrznościowe. Gdy tylko doszedł do władzy, natychmiast zmienił politykę swego poprzednika i wstrzymał dotacje międzynarodowym organizacjom finansującym aborcję". Warto dodać, że gdy administracja Busha zaprzestała dofinansowywania ONZ-owskich agend, zajmujących się propagowaniem sterylizacji i aborcji w krajach Trzeciego Świata, natychmiast brakujące miliony dolarów przeznaczyła na ten cel Unia Europejska.
Co ciekawe, w Partii Republikańskiej, której ideowy ton nadaje właśnie religijna prawica, przeważają nastroje proizraelskie i antypalestyńskie. Wspomniany już sondaż Instytutu Gallupa wykazał, że aż 67 proc. republikanów popiera Izrael, a tylko 8 proc. Palestyńczyków. Obecna polityka Ariela Szarona, obliczona na konfrontację z Arabami, cieszy się większą sympatią protestantów w Partii Republikańskiej niż Żydów w Partii Demokratycznej. Skąd się to bierze?
Różne sympatyzujące z republikanami organizacje, np. Koalicja Chrześcijańska, Amerykańskie Wartości czy Nowa Chrześcijańska Prawica składają się głównie z przedstawicieli różnych denominacji protestanckich, takich jak np. baptyści, metodyści, prezbiterianie czy reprezentanci innych tzw. „wolnych kościołów". Łączy ich uznawanie Biblii za absolutny autorytet i drogowskaz życiowy. Ze studiowania Pisma Świętego wynieśli oni przekonanie, że wśród sześciu objawionych nam znaków drugiego przyjścia Jezusa dwa dotyczą Żydów.
Pierwszy znak to powrót Żydów z wygnania do Ziemi Obiecanej, drugi zaś to nawrócenie Żydów.
Ich zdaniem, powrót z diaspory urzeczywistnił się w roku 1948, kiedy to powstało państwo Izrael. Istnienie tego kraju jest zaś warunkiem koniecznym, by mogło nastąpić przyjęcie przez Żydów chrześcijaństwa. Wcześniej bowiem żyjący w diasporze Żyd, który przyjął chrzest, przestawał być Żydem, gdyż musiał się wtopić w dominujące otoczenie. Państwo Izrael po raz pierwszy stwarza szansę, by Żyd, który uzna Jezusa za Mesjasza, nie musiał rezygnować ze swojego żydostwa i wtapiać się w obce mu środowisko. Dlatego też - zdaniem wielu amerykańskich protestantów - osłabianie Izraela, które może doprowadzić do zniszczenia tego państwa przez arabskich sąsiadów, jest w rzeczywistości oddalaniem terminu ponownego przyjścia Chrystusa, czyli nadejścia Królestwa Bożego.
Rabin Byron L. Sherwin tak komentuje tą postawę: „Nikt na świecie nie popiera Izraela silniej niż amerykańscy radykalni protestanci, ewangelicy. Wspierają go nawet silniej niż wielu Żydów. Kiedy się z nimi rozmawia, mówią: 'Nie oddamy („my" nie oddamy, „my"! - mówi ktoś z Dallas albo z Teksasu) ani cala Zachodniego Brzegu czy wschodniej Jerozolimy!' Mówią: 'Nie oddamy!', jakby to była ich ziemia. To nie jest ich ziemia. To najwięksi na świecie poplecznicy Izraela. Udzielają mu dużego wsparcia politycznego i ekonomicznego. Ale są przy tym najaktywniej zaangażowani w próby nawracania Żydów. Dlaczego tak wspierają Izrael? Ponieważ wierzą, że spowoduje to powtórne przyjście Chrystusa, że najpierw Żydzi odzyskają Izrael, a potem powtórnie nadejdzie Jezus i wszyscy Żydzi się nawrócą, zostaną chrześcijanami... Mój przyjaciel, rabin z Teksasu, powiedział mi: „Oni kochają nas na śmierć. Tak nas kochają, że nie chcą, abyśmy żyli dalej jako Żydzi, wyznawcy judaizmu."
opr. mg/mg