Samobójstwo: bohaterstwo, ofiara złożona w obronie wartości czy gest rozpaczy?

Jakie przesłanie płynie z samobójczej śmierci Piotra Szczęsnego? Czy chrześcijanie mogą - i czy powinni - w jej obliczu zachować milczenie?

19 października 2017 r. na warszawskim Placu Defilad doszło do tragicznego zdarzenia: Piotr Szczęsny wygłosił manifest przeciwko działaniom rządu PiS, takim jak ograniczanie wolności obywatelskich i niszczenie niezależności Trybunału Konstytucyjnego, a następnie w akcie protestu oblał się łatwopalną substancją i podpalił. Na skutek doznanych oparzeń zmarł 10 dni później.

Znaczna część mediów i osób publicznych zachowała daleko idący umiar w relacjonowaniu tego zdarzenia, zapewne mając na względzie dwa nie dające się ze sobą pogodzić aspekty: tragizm ludzkiej śmierci oraz zasadność (lub jej brak) tez stawianych przez Szczęsnego.

Nie wszyscy jednak uznali, że lepiej milczeć, niż powiedzieć zbyt wiele. Co gorsza, nie potrafili powstrzymać się od komentowania także niektórzy przedstawiciele hierarchii, m.in. ks. Adam Boniecki, o. Grzegorz Kramer SJ (który później przeprosił za swój wpis internetowy), ks. Wojciech Lemański i bp Tadeusz Pieronek. Podkreślają oni bohaterski wymiar czynu Piotra Szczęsnego czy też donośność jego protestu. Czy jednak chrześcijanin może uznawać tego rodzaju czyn za bohaterstwo? Czy istnieją takie okoliczności, które nie tylko usprawiedliwiałyby śmierć samobójczą, ale wręcz czyniłyby z samobójcy bohatera?

Tego rodzaju wypowiedzi wprowadzają olbrzymi zamęt w umysłach chrześcijan i należy je umieścić w kontekście politycznym — trudno nie dostrzec, że są one pozbawione głębszej refleksji nad wartością moralną czynu samobójczego. Ofiara złożona z własnego życia jest czymś diametralnie różnym od samobójstwa motywowanego choćby najszlachetniejszymi pobudkami. Własne życie wolno ofiarować tylko w obronie drugiego życia; nie można go kłaść na jednej szali z jakimikolwiek innymi wartościami.

Ofiara złożona z własnego życia za życie drugiego człowieka spotyka się z wielkim uznaniem Kościoła. Przykładami są tu osoby świętych: Maksymiliana Kolbe, który oddał swe życie za współwięźnia czy Joanny Beretty Molli, która zrezygnowała z terapii, aby ocalić życie swego nienarodzonego dziecka. W lipcu 2017 r. Papież Franciszek zatwierdził nową procedurę kanonizacyjną związaną z faktem ofiarowania swojego życia za innych, jako odrębny przypadek od tzw. heroiczności cnót oraz męczeństwa. W motu proprio Maiorem hac dilectionem czytamy m.in. „Nie ulega wątpliwości, że heroiczne ofiarowanie życia, podyktowane i wspierane przez miłość, jest wyrazem prawdziwego, pełnego i przykładnego naśladowania Chrystusa, a zatem zasługuje na taki szacunek, jakim wspólnota wiernych zazwyczaj otacza tych, którzy dobrowolnie zaakceptowali męczeństwo krwi bądź w stopniu heroicznym praktykowali cnoty chrześcijańskie”.

Samobójstwo jest jednak czymś zasadniczo różnym od tego rodzaju ofiary. Z punktu widzenia teologii moralnej można wskazać na pewną analogię: kontrast między ofiarowaniem się za drugiego człowieka a ostentacyjną śmiercią samobójczą opiera się na tej samej przesłance co rozróżnienie między powstrzymaniem się od uporczywej terapii a eutanazją bezpośrednią. W pierwszym przypadku nie pozbawiamy człowieka życia, ale sam człowiek przyjmuje nieuchronną śmierć, rezygnując z terapii ze względu na istotne okoliczności, takie jak niewspółmiernie wysokie koszty wobec słabej nadziei ocalenia życia lub znaczne ryzyko spowodowania jeszcze większego cierpienia. W przypadku samobójstwa czy eutanazji bezpośredniej mamy natomiast akt pozbawienia życia (siebie samego lub drugiego człowieka), który nie może być usprawiedliwiony (poza przypadkiem uprawnionej obrony własnego życia przed napastnikiem).

Jak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego:

Eutanazja bezpośrednia, niezależnie od motywów i środków, polega na położeniu kresu życiu osób upośledzonych, chorych lub umierających. Jest ona moralnie niedopuszczalna. (KKK 2277)

W podobnym tonie Katechizm naucza na temat samobójstwa:

Samobójstwo zaprzecza naturalnemu dążeniu istoty ludzkiej do zachowania i przedłużenia swojego życia. Pozostaje ono w głębokiej sprzeczności z należytą miłością siebie. (2281) Samobójstwo popełnione z zamiarem dania „przykładu", zwłaszcza ludziom młodym, nabiera dodatkowo ciężaru zgorszenia. (2282).

Kościół mówi więc jasno, że samobójstwo jest ciężkim grzechem; wyjątkowo zaś ciężkim, jeśli zawiera w sobie ukryte przesłanie, mogące pociągnąć innych do naśladownictwa. W obliczu cudzego samobójstwa chrześcijanin może prosić Boga o miłosierdzie dla zmarłego (ponieważ tylko Bóg znał tajniki jego sumienia), nie może jednak w żaden sposób pochwalać takiego czynu. Określanie samobójstwa bohaterstwem jest jawnym zaprzeczeniem nauczania Kościoła.

Ci, którzy wykorzystują cudzą samobójczą śmierć do wspierania własnych tez politycznych, są cynikami lub frustratami. Cynikami — ponieważ traktują ludzkie życie jak kartę przetargową w sporze politycznym. Frustratami — bo nie umieją przekonać społeczeństwa do słuszności własnych tez, próbują więc szantażować oponentów ostatecznym tragizmem cudzej śmierci. W karykaturalny sposób postawę takich cyników-frustratów ukazał w swoim dramacie Nikołaj Erdman (Samobójca, 1928). Co ciekawe, do udręczonego bohatera dramatu ustawiają się w kolejce artyści, przedstawiciele inteligencji i duchowni — aby swym samobójstwem uwiarygodnił ich postulaty. Jeśli rosyjski dramaturg był w tym względzie prorokiem, to bardzo gorzkie to proroctwo...

Celowo nie rozważam tu słuszności tez stawianych przez Piotra Szczęsnego. To, w jakim stopniu są one prawdziwe jest kwestią podlegającą dyskusji, faktem jest natomiast, że zdrowy na umyśle człowiek został doprowadzony do stanu, w którym zdecydował się targnąć na własne życie — w geście rozpaczy czy może w poczuciu przytłoczenia otaczającą go rzeczywistością. Jeśli z tego samobójstwa chrześcijanie mogą wyciągnąć jakąś lekcję, to przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na dramat rozbicia naszego społeczeństwa na dwa plemiona, które nieustannie oskarżają się o najcięższe wykroczenia — takie, jak zdrada; dwa wrogie obozy, które nie potrafią ze sobą rozmawiać bez sięgania po broń. Retoryka współczesnej polityki i publicystyki medialnej nie służy rozwiązywaniu problemów ani dialogowi. Wręcz przeciwnie: służy zaognianiu problemów i pogłębianiu podziałów. Uznając pozytywne strony działań obecnego rządu, takie jak polityka prorodzinna czy uszczelnienie systemu podatkowego, nie musimy (a wręcz nie możemy — jako chrześcijanie) godzić się na retorykę dzielącą Polaków na „nas” i „ich”. Wyrażenia takie jak „oni stoją tam, gdzie stało ZOMO”, „najgorszy sort Polaków”, „zdradzieckie mordy” są czymś skandalicznym i nie pojmuję, jak mogą paść z ust kogoś, kto uważa się za katolika. Podobne, a nawet ostrzejsze sformułowania padają także z ust mówców z drugiej strony sceny politycznej — wystarczy przypomnieć słynny wywiad Stefana Niesiołowskiego z Moniką Olejnik z 2011 r., w którym oskarża politycznych oponentów o zdradę, a Kościół — o popieranie zdrajców.

Ja sam deklaruję, że będę pamiętał w modlitwach o Piotrze Szczęsnym. Mam nadzieję, że Bóg okaże mu swoje miłosierdzie. Wierzę także, że wszechmoc Boża wyraża się w tym, że każde zło jest w stanie przemienić w dobro. Niech więc z tragicznego faktu samobójczej śmierci popłynie przesłanie: skończmy z retoryką wzajemnego poniżania się, z językiem nienawiści i z szukaniem przyczyn wszelkiego zła u innych. Spójrzmy najpierw na siebie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama