Reformy w czasach nienawiści
Leżę w szpitalu. Czekam na operację. Nie wiem, co będzie jutro.
Może dlatego trochę nabrałem dystansu do rzeczywistości. I z tego dystansu widzę jedno: pośród polskich problemów jeden jest największy. Jeśli uda się go rozwiązać, inne także uda się rozwiązać. Jeśli nie - nie ma szans. Tym problemem jest skłócenie, postawienie jednych przeciw drugim. Jesteśmy jak w morderczym klinczu. Żadna "dobra zmiana" nie uda się, jeśli będzie wprowadzana wbrew społeczeństwu. Żaden program gospodarczy, reformy systemowe nie przyniesie istotnej poprawy, jeśli ludzie nie będą do tego przekonani. Co więcej - nie tylko będą przekonani, ale będą chcieli współpracować.
Czytam artykuły, posty, publicystykę, zarówno z tej "demokratycznej", jak i "antydemokratycznej" strony. Poziom agresji i przekonania o własnej słuszności jest tak wysoki, że nie przypominam sobie takiej sytuacji w ciągu całego swojego 47-letniego życia. Nie chodzi tu o rację, ale o wolę rozwiązania problemów. Ja nie podsunę rozwiązań, wyliczę tylko kilka problemów, które, jak jestem przekonany, są fundamentalne dla Polski. Jeśli się co do tego zgodzimy, możemy dyskutować, sprzeczać się co do konkretnych pomysłów, jak się do tego zabrać. Bez tej zgody nie ma szans na sukces.
Tak więc, w porządku ważności.
1. "Pion moralny". Społeczeństwo, którego jedyną wartością jest konsumpcja, jest skazane na wyginięcie. Bez trwałych wartości ludzie dryfują, nie mają woli życia. Trzeźwiącym ostrzeżeniem jest to, co dzieje się w zachodniej Europie.
2. Demografia. Krzywe demograficzne dla Polski są zatrważające. Jest jasne, że bez zastępowalności pokoleń runie gospodarka, ZUS będzie niewypłacalny, a wszelkie finansowe spekulacje stracą sens wobec permanentnego kryzysu.
3. Biurokracja. Istnieje pewne optimum, konieczne do zarządzania i organizacji życia w państwie. W moim odczuciu to optimum zostało już bardzo dawno przekroczone. Zarówno działalność gospodarcza, jak codzienne życie (przykładowo - budowa domu) stały się koszmarem. W gąszczu przepisów, pozwoleń, formularzy nie orientują się nawet urzędnicy, co dopiero zwykli ludzie.
4. Bezpieczeństwo. Zarówno wojsko, jak i policja wymagają reformy w kierunku rzeczywistej skuteczności. Również one obciążone są demoralizującą biurokracją, presją na wyniki "papierowe", w oderwaniu od rzeczywistości.
5. Sądownictwo. Zarówno długotrwałość procesów, jak i kuriozalne ich wyniki podważają zaufanie do wymiaru sprawiedliwości. Sądzę, że jako pierwsze redmedium należałoby wprowadzić w Polsce coś na kształt angielskich "magistrates", które odciążają sądy powszechne. Nie wiem, czy powinny to być sądy 24-godzinne, czy inna forma - chodzi o wszelkie sprawy typu wandalizm, pijani rowerzyści itp.: nie powinno tu być żadnej "niskiej szkodliwości społecznej", każde wykroczenie powinno być ukarane (np. pracami społecznymi). W przeciwnym razie jako społeczeństwo godzimy się na demoralizację, na patrzenie na zło przez palce. To jest jak rak wyniszczający organizm społeczeństwa. Osobną kwestią jest ethos panujący w wymiarze sprawiedliwości: czy formalistyczne podejście nie zastąpiło dociekania prawdy i szukania sprawiedliwości, która nie rezygnuje ani z wymiaru retrybucyjnego, ani edukacyjnego.
Cała reszta to "polityka" - jeśli potrafilibyśmy się zgodzić co do tych pięciu punktów, jestem przekonany, że Polska rozwijałaby się, nawet gdyby rządziły po kolei partie "od prawej do lewej", wprowadzając co 4 lata odmienne koncepcje gospodarcze i społeczne. Pytanie, czy chcemy się zgodzić, czy też będziemy trwać w tym morderczym klinczu aż do wykrwawienia.
opr. ab/ab