Chrześcijanin zobowiązany jest do miłości bliźniego, a nawet miłości nieprzyjaciół. Nie oznacza to jednak, że miłość ma być pozbawiona rozsądku. Bliźnim w potrzebie - także uchodźcom czy migrantom - trzeba pomagać, ale tak, aby z tej pomocy wynikło rzeczywiste dobro. Współczucie nie zwalnia z myślenia
Wielu z nas nie jest pewnych, co myśleć o tym, co się dzieje na granicy. Bo przecież to biedni ludzie, którzy uciekają od biedy i przemocy. Bo przecież dzieci nie są winne, bo żal tych ludzi. No i Ewangelia uczy, żeby być miłosiernym.
Własne nieszczęście nie zwalnia człowieka z obowiązku zachowywania prawa. Żadnego zła nie można usprawiedliwić swoją ciężką sytuacją. Ktoś kto łamie prawo, aby polepszyć swoje życie, ten doprowadzi do chaosu, którego konsekwencje odczuje i on sam, i inni. Jeśli ktoś chce pomagać innym w ten sposób, żeby czyny miłosierne naruszały porządek prawny, to coś jest tutaj nie w porządku. Św. Ignacy mówi, że anioł ciemności lubi się wydawać za anioła światłości. Tzn. że próbując zwodzić człowieka na manowce: kusi go jakimś dobrem, za którym kryje się ewidentne zło. Gra jest więc dosyć subtelna i emocje nie są tutaj dobrym doradcą. Jeśli ktoś wziął swoje kilkuletnie dziecko na zupełnie niebezpieczną eskapadę, to teraz niech nie zwala winy za swoje nieszczęście na innych i nie rzuca dzieckiem na druty. Każdy bierze odpowiedzialność za swoje czyny i ponosi ich konsekwencje. Jeśli ten mechanizm nie działa, to wtedy dojdzie do takiego chaosu, który doprowadzi do kataklizmu.
Zwróćmy uwagę, że większość emigrantów koczujących na białoruskiej granicy pochodzi z krajów muzułmańskich. Po pierwsze znaczy to, że w ich ojczyźnie dzieje się bardzo źle. I wydaje mi się, że zwalanie winy za to na Amerykanów lub głupowatych polityków z UE jest dużym uproszczeniem sprawy. Islam gloryfikuje przemoc i wynikiem tego jest chroniczny kryzys w wielu muzułmańskich krajów. Dlaczego nie uciekają do Arabii Saudyjskiej, Kataru lub Emiratów? Przecież tam żyją ich bogaci bracia muzułmanie. Otóż ci bogaci bracia muzułmanie niezbyt się kwapią dzielić się swoim bogactwem z biednymi braćmi muzułmanami. Po drugie obawiają się, że biedni bracia sprowokują chaos u nich w domu, po trzecie słusznie uważają, że lepiej aby ten chaos prowokowali w cudzym, europejskim domu. Miliony chrześcijan z całego świata, a przede wszystkim z Azji, w pocie czoła pracuje u Arabów na kawałek chleba, a muzułmanie z Bliskiego Wschodu nie mogą. Czy to nie dziwne? Nie zapominajmy, że ci biedni bracia nie są tacy biedni, bo przecież nie każdy w Iraku czy Syrii może sobie pozwolić na wycieczkę do Białorusi, która kosztuje tysiące dolarów. Oczywiście, że ci najbiedniejsi i najsłabsi zostali w domu i to im przede wszystkim trzeba pomagać.
Jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbierze. Otóż Europa ma ogromną wiedzę, wysoko rozwiniętą naukę, a zarazem jest bezdennie głupia. Brakuje jej tego, co Biblią nazywa mądrością, czyli umiejętnością określenia, gdzie jest prawda, a gdzie kłamstwo, gdzie dobro, a gdzie zło. Europa Zachodnia, która od dziesięcioleci nie radzi sobie z asymilacją muzułmańskich migrantów, gdzie jak grzyby po deszczu rosną kolorowe getta, do których rdzenny mieszkaniec nie tylko boi się wejść, ba nawet o nich pomyśleć, bo może wtedy pomyśleć coś, czego sam się będzie wstydził, cenzurowany we własnym mózgu ogłupiającą poprawnością polityczną. Główna religia Europy to teraz LGBT, a Europa zarazem chce sobie na głowę sprowadzić kolejnych gości, którzy szczerą nienawiścią zieją do tego rodzaju dewiacji. Toż to przecież niebezpieczna zabawa, chodzenie ze świeczką po składzie prochu! Właśnie to jest według Biblii głupota: mieszanie prawdy i kłamstwa, dobra i zła. Jestem pewien, że jeśliby Polska podstawiła pociągi na granicę białoruską z napisem „Berlin”, to Niemcy by witali te pociągi kwiatami i ciepłą herbatą (i jeszcze polskich nazistów do kamer krytykowali). A potem walili w domu - jak nikt nie widzi - z bezsilności głową w ścianę. Naród tak ogłupiony, że szybciej się sami okaleczą, niż pomyślą. Niemcy uczestniczą ciągle w zbiorowej psychodramie, jaką jest samobiczowanie za nazizm, za to takie kraje jak Francja czy Belgia za kolonializm. To jedno ze źródeł politycznej poprawności, która jest negowaniem prawdy. A kto neguje prawdę, ten jest sługą Złego, ponieważ Diabeł jest „kłamcą i ojcem kłamstwa”.
Jaka jest sytuacja tych setek tysięcy młodych, muzułmańskich mężczyzn, którzy kilka lat temu zalali Europę? Na ile poddają się oni asymilacji, jak mają stosunek do kultury i zwyczajów kraju, który ich przygarnął? Ilu z nich pracuje, a ilu żyje z zasiłku? Jaki jest wśród nich poziom przestępczości? To są ważne pytania, które powinny mieć jasną odpowiedź przy dyskusji nad otwarciem tamy dla kolejnej fali migracji. Tylko obawiam się, że są to tematy tabu, których wolne zachodnie media nie mogą podjąć, bo nawet przy kolejnych zamieszkach na przedmieściach Paryża, operatorzy kamer wręcz wychodzą z siebie, aby nie pokazać jaki jest kolor skóry chuliganów.
Trzeba pomagać, ale nie tak, aby z tej pomocy powiększyło się zło. Jedno utonięte dziecko na tureckiej plaży sfilmowane przez nadgorliwych dziennikarzy spowodowało śmierć wielu innych dzieci. Współczucie nie zwalnia z myślenia, a miłosierdzie nie może być wrogiem prawdy. Jeśli pomoc dla emigrantów mają nam organizować takie typy jak Łukaszenko i Putin, to należy się dobrze zastanowić, o co w tym wszystkim chodzi? „Albo pomożecie, albo wojna” – to dosyć ciekawa logika i sposób przekonywania. Jeśli są egzaltowane i może naiwne panie, które chcą swoją dobrocią poświecić w mediach, to nie znaczy, że taka poza ma obowiązywać ludzi odpowiadających za zachowanie prawa i bezpieczeństwo granic. Chcesz być dobry, weź sobie migrantów do domu. Ja akurat żyłem kilka miesięcy z uchodźcami, ale miałem szczęście, że byli to chrześcijanie z Niniwy. Tak więc miłosierdzie nie może być w konflikcie ze sprawiedliwością.