Dobry zwyczaj - nie pożyczaj na konsumpcję

Bank nie jest dobroczyńcą, a pożyczony grosz (prawie) zawsze z klienta wyciśnie. I nieźle na tym zarobi. Ile?

Kto z nas nie chciałby żyć lepiej i dostatniej? Chyba z wyjątkiem świętych ascetów i prawdziwych minimalistów każdy. Ponieważ przy naszych dochodach kilkukrotnie niższych niż na Zachodzie nie mamy szans nawet na relatywnie porównywalny poziom życia. Dlatego staramy się dorównać temu poziomowi w zdawałoby się najprostszy sposób – na kredyt, po prostu się zapożyczając. Do tego dochodzi bardzo niski poziom wiedzy ekonomicznej, wynikający z braku jakiejkolwiek edukacji ekonomicznej w naszym kraju.

Dobry zwyczaj - nie pożyczaj na konsumpcję

Ekonomia i ludowa mądrość

Ludowa mądrość w ekonomii objawia się między innymi dwoma powiedzeniami, które brzmią: „Pożyczasz cudze oddajesz swoje” i co jeszcze ważniejsze - „Dobry zwyczaj – nie pożyczaj”. Już w VI wieku przed naszą erą ateński filozof Arystoteles zapytany, dlaczego lubi spacerować po ateńskim rynku (agorze), odpowiedział swoim uczniom, że chce zobaczyć jak wiele jest na świecie przedmiotów, bez których może się spokojnie obejść, ponieważ są mu do niczego niepotrzebne.

Niestety koniec XX i początek XXI wieku to era bezrozumnej konsumpcji napędzanej przez bankowych niewolników. Kredyt konsumpcyjny jak sama nazwa wskazuje jest do skonsumowania, czyli oględnie mówiąc przeżarcia. Kiedy został już on przeżarty, jedyne co pozostaje to raty do zapłaty. Kredyt to nie jest gwiazdka z nieba. Już w XVIII wieku ekonomiści z Adamem Smithem na czele słusznie zauważyli, że kredyt nie jest czymś, co ktoś nam daje, ponieważ jest czymś, co mamy dzięki posiadanym aktywom: ziemi, firmie, kontu bankowemu, czy poprzez posiadane umiejętności generujące zdolność zarabiania pieniędzy. Stąd taka a nie inna ocena zdolności kredytowej klienta. Bank nie jest dobroczyńcą, a pożyczony grosz (prawie) zawsze z klienta wyciśnie. I nieźle na tym zarobi. Ile? Przy 1000 zł na rok nawet połowę tej sumy - ponad 500 zł – z czego zaledwie część to odsetki od kredytu. Inne elementy to marża kredytodawcy, czy dodatkowe, ale obowiązkowe ubezpieczenia. Jeszcze gorzej, gdy klient nie ma zdolności kredytowej i weźmie pożyczkę od firmy-krzak. Wtedy zdarza się że za 1000 zł pożyczkę prawie w świetle prawa kredytodawca potrafi mu zabrać dom! Nie bez powodu takie kredyty nazywa się kredytami konsumpcyjnymi, gdyż przeżeramy środki, których jeszcze nie mamy, ponieważ jeszcze ich nie zarobiliśmy. Za to zarabia na nich bank oraz wytwórca i sprzedawca przedmiotu. Pożycza się bardzo łatwo, ale z oddawaniem jest już o wiele gorzej.

Reklama dźwignią handlu

Jednocześnie wszechobecna reklama radiowa, telewizyjna, bilboardowa każe nam brać wszystko już teraz, w tej chwili, mamy sobie podarować odrobinę luksusu. A że nas na to nie stać, to musimy pożyczyć! Szczególnie to widać w krajach relatywnie biednych, takich jak Polska. W Polsce nie ma nawet podstawowej edukacji ekonomicznej. Dlatego większość Polaków „łyka” telewizyjne reklamy banków, nie zdając sobie sprawy, że banki zapłaciły grube miliony różnym gwiazdom filmowym i telewizyjnym za reklamy. Świadome, że po stokroć im się to zwróci. Przykłady - Marek Konrad i jego rola w reklamach ING Banku Śląskiego czy Piotr Fronczewski w reklamach Getin Banku. To oni zachęcają paradoksalnie do wzięcia kredytów i koszą za to miliony. Za to banki na nich zarobiły setki milionów. Tylko, że klient dla banku to tak naprawdę śmieć. Marek Stępień, który pracował kilka lat na infolinii jednego z największych zagranicznych banków w Polsce opowiada: "Klient dla banku to śmieć. Przez długi czas wciskałem klientom bardzo wysoko oprocentowane kredyty na karcie. Często ze świadomością że kolejny kredyt ich utopi. Kiedy jeden rozsądniejszy kazał mi spier… to poszedłem do szefa i mówię mu, że tego klienta już nie złapiemy. A on mi mówi – nie szkodzi, bo na tym frajerze już zarobiliśmy. Teraz on pójdzie do innego banku, a stamtąd przyjdzie inny klient, którego tam wyssali, więc musi pożyczyć od nas". - Po tym co zobaczyłem w życiu nie wezmę żadnego kredytu. - dodaje.

Tylko klient traci

Sam klient jest już o wiele mniej zadowolony, niż bank, czy Marek Kondrat. Pół problemu, kiedy czasami musi pożyczyć w chwili kryzysu finansowego, takiego jak konieczność pozyskania środków na operację najbliższej osoby, czy naprawę swojego narzędzia pracy. O wiele gorzej jest, kiedy pożycza się na przedmiot zbytku, który tak naprawdę jest do niczego niepotrzebny, może poza pozornym prestiżem społecznym - wysokiej klasy samochód, drogą wycieczkę zagraniczną, którą można sie pochwalić na portalu społecznościowym, czy „wypasiony” 50 calowy telewizor najnowszej generacji. Rekordzistą głupoty jest sąsiad mojego kolegi, który kupił sobie nowiutką mazdę za 90 tys. zł i przyszedł do kolegi pożyczyć parę złoty na chleb i kartofle, żeby dożyć do wypłaty. Auto musiał sprzedać po 3 miesiącach bo nie wyrabiał na opłaty i paliwo. Kredyt został mu jeszcze na 4 lata i 9 miesięcy.

Żyjemy w kraju, gdzie Komisja Nadzoru Finansowego zachowuje się, jakby jej celem była maksymalizacja zysków zagranicznych banków. Bank nie jest twoim przyjacielem. Klient jest tylko baranem do strzyżenia. Pamiętaj o tym, kiedy znowu w telewizji usłyszysz reklamę Getin Banku, czy instytucji pożyczkowej w rodzaju Providenta, czy Woonga.com. (nomen omen – firmy zakazanej w Wielkiej Brytanii), obiecujących nam tak wiele luksusu z okazji Świąt Bożego Narodzenia, Sylwestra, czy wakacji.

Artykuł pochodzi z czasopisma "Moja Rodzina" 7/2016 i jest wyrazem prywatnego zdania autora

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama