O pacyfizmie, wojnie sprawiedliwej i różnych obliczach wojny
Po rumuńsku wojna nazywa się „razboi” (od jakiej strony Rumuni znają swoich słowiańskich sąsiadów?). Nazwa ta pomaga uświadomić sobie naturę wojny: nie jest to zbrojne „regulowanie sporów” ani „realizacja celów”, choćby ją tak definiowała encyklopedia (WEP) — ale właśnie rozbój, destrukcja; nie żaden „stan wojenny”, lecz zamach na to, co stałe, na pokój, prawo, moralność. Wojnie stawia się barierki, ogranicza prawami — ale jakie prawo może być sobą, gdy zabójstwo staje się celem zorganizowanego działania państwa?
Jak widać, pojęcie „wojny sprawiedliwej” jest ryzykowne i wydaje się obarczone wewnętrzną sprzecznością. Ale spytajmy: nazywając zbrojną napaść rozbojem, czy ktokolwiek określa tym samym słowem samoobronę napadniętego? Napadnięty (czy ten kto mu pomaga) nie toczy zatem wojny, — choć tak się to prawnie i potocznie nazywa — lecz broni się przed wojną, przed wtargnięciem rozboju i zniszczenia. Taka obrona jest nie tylko dozwolona, ale i konieczna, bo kapitulacja pozwalałaby bezprawiu jeszcze dalej się rozprzestrzenić. A zapobiec wojnie środkami pokojowymi nie zawsze się udaje. Negowanie prawa i obowiązku obrony jest więc niemoralne i głupie.
Tymczasem ideolodzy pacyfizmu głoszą ładnie brzmiące hasło, że pokój jest najwyższą wartością i trzeba go bronić za wszelką cenę — którą są zazwyczaj ustępstwa cudzym kosztem. Doktrynerzy nie odróżniają napastnika od napadniętego (według świadków Jehowy sytuacja moralna żołnierza polskiego i niemieckiego w 1939 była taka sama!). Naiwni wyobrażają sobie, że jeśli nie dotykać broni, reszta sama się ułoży.
Pacyfiści zwalczają szczególnie instytucję wojska. Tymczasem uważanie go za przyczynę wojen jest jaskrawo sprzeczne z faktami. Po pierwsze — brak wojska prowokuje napad. Po drugie, wojna stwarza wojsko a nie odwrotnie. Najpierw istniały armie plemienne i pospolite ruszenie, potem powstały wojska regularne, których powołanie miało zresztą między innymi zwalniać ogół obywateli od udziału w wojnie.
Wojsko, prócz jednostek, nie pragnie wojny, co jest zupełnie logiczne, bo nikt na wojnie bardziej me ryzykuje niż żołnierz. Wojny pragnęły armie prymitywne, które żyły z łupów; obecnie pokusą wojskowych jest raczej wtrącanie się do życia cywilnego w czasie pokoju, zajęcia polityczne i policyjne.
Wiadomo wreszcie, że o wojnach decydują ambitni politycy bez skrupułów, a nie żołnierze. Jak dochodzi do wojny? Polityk prący do niej mobilizuje jednostki o zbrodniczych skłonnościach, które w kraju pokojowym byłyby trzymane w ryzach. Osobnicy ci mają w czasie wojny okazję do mordu, a przed nią pomagają zdławić opór wewnątrz kraju (wojna w ogóle bywa pretekstem do przemocy wobec obywateli i w tym celu może być wywołana). Polityk zatrudnia też propagandystę, który wmawia żołnierzom i społeczeństwu, że napadają na innych w słusznej sprawie.
Typowe dla pacyfistów redukowanie problemu wojny do istnienia wojska i broni jest więc przykładem mylenia skutku z przyczyną. Troszcząc się o pokój trzeba raczej starać się o to, by ustrój państwa uniemożliwiał wszczęcie wojny i żeby państwem rządzili ludzie zdolni do zapobiegania zagrożeniom.
Odmowa służby wojskowej w kraju pokojowym, jakkolwiek motywowana, pokojowi wcale nie służy, lecz mu zagraża. Pacyfizm jako program polityczny jest zachętą dla drapieżcy, a więc czymś absurdalnym, tchórzliwym i niemoralnym. Taki „pacyfizm” głosiła w krajach zachodnich propaganda sowiecka, a teraz importuje się go do Polski.
Pacyfizm miewa uzasadnienie religijne. Obronę wszelkiego życia głosi buddyzm. Śmiem twierdzić, że pozostaje to w związku przyczynowym z bezkarnością przemocy w krajach buddyjskich. (Kambodża, Birma, Wietnam...)
Powołują się też pacyfiści na słowa Jezusa, znane w wersji: nie sprzeciwiajcie się złu (Mateusz 5,39). Słowa greckie użyte w oryginale znaczą raczej: nie rewanżujcie się złu — chodzi o przeciwstawienie się ze zbliżoną siłą i zbliżonymi metodami. Natomiast przekład nie stawiajcie oporu złemu (Biblia Tysiąclecia) jest mylny. Jezus odrzuca w tym miejscu zacytowaną chwilę wcześniej maksymę oko za oko, ząb za ząb. Nie należy się mścić.
Ostrzegał też Jezus Piotra, że kto mieczem wojuje, ten i, od miecza ginie (Mateusz 26,52). Istotnie, wiary i Jezusa mieczem się nie głosi. Sam zrezygnował z obrony — ale nie zalecał wcale bierności wobec zabijania innych. Pasterz bronić ma owiec przed wilkiem. Cudzego policzka nadstawiać nie wolno! A to właśnie czyni „pacyfista”, dla którego życie i wolność innych ludzi nie wydają się godne obrony. Odwrotnie: wolno zrezygnować z obrony własnej, nie z cudzej.
Nie można też pominąć ksiąg historycznych Starego Testamentu; które pochwalają obronę Izraela przed wrogami. Zwłaszcza Księgi Machabejskie i Księga Judyty sławią odwagę i poświęcenie w obronie ojczyzny. Nie stroni też Biblia od militarnych metafor, gdy opisuje działanie Boga (np. w Apokalipsie) oraz misję chrześcijanina. Tchórzostwo jest piętnowane (np. Apokalipsa 21,8; Syrach 2,12). Mogło ono być natomiast... powodem zwolnienia od służby wojskowej (Powtórzonego Prawa 20,8). Wątpliwy jest więc spokój sumienia osiągnięty przez unikanie wojska.
Co nie znaczy oczywiście, że służba wojskowa i podleganie rozkazom zwalnia od słuchania sumienia i zasad moralnych. Obowiązkiem państwa jest, wprowadzenie takich praw by wojsko nie kojarzyło się z takim zagrożeniem. Obowiązkiem obywateli jest nie uchylanie się od świadczeń na rzecz armii zawodowej, która ich broni, i nie uchylanie się od osobistego udziału w obronie kraju, gdy zachodzi taka konieczność. [...] (1992)
Nadstawianie cudzego policzka. Najwyższy Czas! 1992 nr 14, ss. 7
Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001
opr. mg/ab