Niemcy zaciskają pasa

Każdy ma takie kłopoty, na jakie go stać...

Każdy ma takie kłopoty, na jakie go stać. Gerhard Schröder doszedł w 1998 r. do władzy, zapewniając, że zmniejszy liczbę bezrobotnych, tak aby było ich co najwyżej 3,5 mln. Tymczasem wybory już za rok, a bezrobotnych prawie 4 miliony. Ten sam stan osiągnął w końcu swojej kadencji Kohl, za co Schröder z oburzeniem krytykował go cztery lata temu. Jeszcze w marcu 2001 r. rząd zapowiadał na rok bieżący wzrost gospodarczy w wysokości 2,63 proc. produktu krajowego brutto, a osiągnięty zostanie prawdopodobnie wskaźnik zaledwie 0,7 proc.

Koniunktura gospodarcza na całym świecie załamała się. Zaczęło się od kryzysu giełdy na początku tego roku i wzrostu cen oleju, co pogorszyło sytuację inwestorów. Potem nastąpił spadek koniunktury w Ameryce, wreszcie nadszedł 11 września. Okazało się, że Niemcy gorzej znoszą tego rodzaju trzęsienia ziemi niż ich sąsiedzi — Holandia, Belgia, Francja. Dlaczego?

— Od roku 1995 mamy najniższy wzrost gospodarczy w Europie — mówi Hans Werner Sinn, dyrektor Ifo-instytutu, jednego z najpoważniejszych gospodarczych instytutów świata, wykładowca Uniwersytetu w Monachium. — I tak pozostanie, dopóki nie rozwiążemy problemów strukturalnych. Przede wszystkim na rynku pracy. Musimy odejść od wyobrażeń, że potrzebujemy wzrostu gospodarczego, aby mobilizować rynek pracy. O wiele bardziej musimy mobilizować rynek pracy, aby zapewnić wzrost gospodarczy.

Cóż oznacza ta efektowna odpowiedź? Przede wszystkim atakuje ona pewne praktyki stosowane w państwie opiekuńczym. Nie zasady, a praktyki. Słuszna jest bowiem zasada, że się wypłaca zasiłek dla bezrobotnych. Im wyższy jest jednak poziom opieki socjalnej, tym wyższe wymagania ludzi podejmujących pracę, którym często nie opłaca się rezygnować ze wszystkich przywilejów socjalnych, po to tylko, aby iść do pracy. Gdy bowiem dotychczasowy bezrobotny upomni się o zarobek o 20 proc. wyższy aniżeli to, czym dysponuje dotychczas, może pracy nie znaleźć — nie dlatego że w ogóle jej nie ma, ale ponieważ nie ma tak wysoko opłacanych posad przy tak niskich kwalifikacjach, jakie na ogół reprezentują bezrobotni.

Państwo opiekuńcze za bardzo zrosło się z samą istotą niemieckiej demokracji. Ale od dawna już staje się jasne, że państwo nie może otaczać nikogo nadmierną opieką. Sielanka skończyła się wraz ze zjednoczeniem Niemiec.

Nie takie to proste — rządzić: zadowolić ludzi, napełnić im kieszenie i jeszcze mieć nadwyżki w budżecie. Na razie jest deficyt. Zapowiada się, że w przyszłym roku osiągnie on poziom 2,6 proc. produktu krajowego brutto. Układ państw Wspólnoty Europejskiej zawarty w Maastricht nie pozwala na deficyt większy niż 3 proc. Kto by się spodziewał, że właśnie Niemcy będą z tym mieli kłopoty.

Profesor Sinn zapewnia, że kłopoty skończą się najpóźniej do roku 2006. Bruksela żąda, aby stało się to o rok wcześniej. Zadłużone są również landy, nie tylko rząd federalny. Kluczem do rozwiązania problemu jest, według ekspertów, obniżenie kosztów ubezpieczeń, szczególnie dla pracowników nisko kwalifikowanych, ponoszonych przez pracodawcę. Co śmielsi wypominają koszta biurokracji państwowej, które wynoszą ponad 5 mld DM rocznie. Wszyscy są zdania, że sytuację poprawić może tylko kontynuacja reform, szczególnie systemu ubezpieczeń, i poprawa światowej koniunktury.

Interesujące, jak niemiecka opinia publiczna reaguje na sytuację gospodarczą. Opozycja usiłuje zbić na tym własny kapitał polityczny, a jej przedstawiciele prześcigają się w krytyce rządu. To jasne. Przeciętni śmiertelnicy są jednak dużo bardziej w swoich sądach wyważeni. W Polsce istnieje tendencja, aby o wszystko oskarżać rząd (rząd Jerzego Buzka jest przy każdej okazji oskarżany, choć już go dawno nie ma). Jest to spadek po myśleniu totalitarnym, gdzie partia i rząd przez nią desygnowany decydowały o wszystkim. Niemcy rozróżniają działalność gospodarczą, politykę rządu i politykę światową. Na pytanie „kto jest odpowiedzialny za wzrost bezrobocia?”, które zadał instytut Forsa, 42 proc. respondentów odpowiedziało: „błędy gospodarki”, a 34 proc.: „zaniedbania rządu”. Tylko 13 proc., w tym najwięcej zwolenników Zielonych i PDS (postkomuniści) wymieniło spadek koniunktury światowej po 11 września.

Oczywiście większość (prawie 60 proc.) jest zdania, że w związku z niespełnionymi przyrzeczeniami szanse Gerharda Schrödera w najbliższych wyborach zmaleją, ale na pytanie: „Kogo byś wybrał na kanclerza, gdyby wybory odbywały się jutro?” — 57 proc. ankietowanych odpowiedziało: Gerharda Schrödera.

Co najbardziej pomogłoby zwalczyć bezrobocie? Na to pytanie Forsy większość (62 proc.) odpowiedziała — reformy na rynku pracy. To samo mówią eksperci. Opinii publicznej należy więc przyznać wysoką świadomość.

Na razie podniósł się alarm, że to Niemcy osłabią wchodzącą od 1 stycznia 2002 r. do obrotu walutę europejską euro. Myślę jednak, że do tego nie dojdzie. Niemiecka gospodarka jest silna i wytrzyma ten spadek koniunktury.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama