Dyskusja na temat restauracji, do których nie można wejść z dziećmi pokazuje, że zagubiliśmy gdzieś kanony dobrego wychowania
Do tej pory w Polsce było kilka restauracji, do których nie można było wejść z małymi dziećmi. W ciągu ostatnich miesięcy przybyły kolejne dwie z zakazem (w Poznaniu), wywołując oburzenie większości społeczeństwa. Czy słusznie? Dla jednych dyskusja toczy się na poziomie dyskryminacji, dla innych wokół dobrego wychowania, nie tylko dzieci, ale przede wszystkim ich rodziców.
Zagorzałych zwolenników zakazu wchodzenia do restauracji z dziećmi poniżej 6. roku życia jest tak samo dużo, jak jego zdecydowanych przeciwników. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że nie chodzi ani o restauracje, ani o zakazy, ale o wychowanie dzieci i zachowanie ich rodziców.
Żeby nie było wątpliwości - rodzina jest świętością, jedną z najwyższych wartości, a dzieci są najcenniejszym darem od Boga - myślę, że to jasne. Niestety z rozumieniem tej świętości jest już nieco gorzej. Trzeba sobie na nią zapracować, a co za tym idzie jest ona wielkim zobowiązaniem i zadaniem na całe życie. Wymaga wysiłku i wsparcia w wierze. Ze smutkiem można zauważyć, że wielu rodziców uważa, że z racji samego posiadania dzieci, należą im się liczne przywileje, prawa i swego rodzaju nietykalność. Nie chodzi tu oczywiście o to, żeby w jakikolwiek sposób krytykować etos świętości rodziny, który w naszym katolickim kraju jest bardzo mocno zakorzeniony - i dobrze - ale chodzi o to, by sprzeciwiać się wykorzystywaniu tego etosu do realizacji własnych, egoistycznych celów, bez liczenia się z dobrem bliźnich. Warto też zauważyć, że są osoby, które z wyboru lub ze względu na losowe wydarzenia, nie założyły rodziny i nie mają dzieci. Trzeba podkreślić, że im należy się taki sam szacunek, jak rodzicom dzieci. Jezus kocha bezgranicznie każdego człowieka, jadał z największymi grzesznikami i zawsze odnosił się do nich z wielką miłością. Dlatego obowiązkiem każdego chrześcijanina jest naśladować Go. Postawa ta dotyczy szczególnie przestrzeni życia publicznego. Coraz więcej osób może pozwolić sobie na wyjście do restauracji od czasu do czasu. To, co 15-20 lat temu było luksusem, obecnie staje się codziennością. Dlatego właśnie coraz więcej dzieci pojawia się w restauracjach. To wymaga od rodziców jeszcze większej świadomości i zaangażowania w wychowanie dzieci, szczególnie w tej przestrzeni, gdzie spotykają się one z innymi ludźmi. Jest wielu rodziców, którzy świetnie sobie z tym radzą.
Na pewno zdarzyło nam się usłyszeć w różnych miejscach co najmniej kilka kłamstw na temat zachowania dzieci i argumentów usprawiedliwiających je. „Daj mu spokój, to jeszcze dziecko”, „Mam go związać i zakneblować?”, „Dziecko musi być żywotne, martwiłabym się, gdyby nie było”, „Przecież nikomu nie robi krzywdy”, „Jak można tak nie lubić dzieci?” - to tylko niektóre z nich. Zacznijmy od końca - to, że ktoś zwraca uwagę na niewłaściwe zachowanie dziecka i oczekuje poszanowania swojej osobistej przestrzeni, nie oznacza, że osoba ta nie lubi dzieci. Z miejsca pojawiają się podejrzenia, że to na pewno bezdzietna panna lub kawaler, bo przecież, ktoś, kto ma dziecko, zrozumie. Nic bardziej mylnego. Może to być po prostu rodzic, który chce odpocząć i posiedzieć w ciszy. Wiadomo także, że maluch szturchając kogoś, głośno krzycząc, czy ciągnąc gościa przy stoliku obok za rękaw, nie robi mu żadnej fizycznej krzywdy, należy jednak brać pod uwagę (wymaga tego empatia), że osoba siedząca przy sąsiednim stoliku w restauracji, kawiarni czy na weselu, może jest chora, ma poważne problemy osobiste lub po prostu miała fatalny dzień i zaledwie jedna mała „iskra” dzieli ją od wybuchu płaczu. Żeby jednak takie podejście mogło być możliwe, musimy się wzajemnie szanować. Choć słowo „szacunek” staje się, o zgrozo, powoli archaizmem, jego sens powinien być wyznacznikiem zachowania w każdej sytuacji i w każdej chwili życia. Bogacące się społeczeństwo ogarnięte konsumpcjonizmem niestety nie szanuje nie tylko rzeczy materialnych czy jedzenia, ale także bliźniego. Nie wolno oczywiście generalizować, bo jest wielu ludzi, którzy darzą się wzajemnie szacunkiem, jednak zanikanie tej wartości widać na każdym kroku.
Najpopularniejszym chyba fałszywym sloganem jest stwierdzenie: „Daj mu spokój, to jeszcze dziecko!”, którym usprawiedliwia się niemal wszystko i często dodaje: „Samo z tego wyrośnie!”. Otóż nie! Dziecko samo z niczego nie wyrośnie, tak mówi dziedzina naukowa zwana pedagogiką. Co więcej, niemal od urodzenia należy uczyć je dobrego zachowania. Naukowcy podkreślają, że dziecko najwięcej chłonie w wieku od pół roku do trzech lat. Od samego początku przede wszystkim obserwuje rodziców, naśladuje ich, a także sprawdza, co mu wolno. Dlatego, jeśli roczny maluch pluje jedzeniem lub rozrzuca je po podłodze, a rodzic nie reaguje, albo co gorsza, śmieje się z tego, dziecko uznaje, że to świetna zabawa i będzie tak robić dalej. Naprawdę wyraźny, stanowczy sprzeciw z nieco smutną i groźną miną nie zrobi dziecku żadnej krzywdy. Co więcej, pociecha będzie uczyć się, że jedzenie należy szanować, rodziców należy szanować, a zachowanie przy stole ma znaczenie. Warto też nauczyć się dziecku odmawiać, żeby umiało czekać na przyjemności, to również nie zrobi mu krzywdy. To również nauka szacunku do tego, co mamy i co możemy dostać. W zależności od tego, w jakim stopniu dziecko opanuje podstawy dobrego zachowania, powinno zależeć, czy rodzice zdecydują się zabrać je do restauracji czy nie. Niestety nie zawsze tak jest.
Jest w Zakopanem pewna restauracja, do której nie wolno wejść z dzieckiem poniżej 6. roku życia i z wózkiem. Chociaż zakaz wisi na drzwiach od roku, właścicielka lokalu, Anna Studlik, codziennie tłumaczy rodzicom, dlaczego podjęła taką decyzję. Zmusili ją do tego roszczeniowi rodzice, którzy nie reagowali na prośby dotyczące wózków i zachowania dzieci. - Byliśmy restauracją naprawdę przyjazną dzieciom. Mamy całą szafę zabawek, kolorowanki, kredki, specjalne krzesełka, które można przymocować do stolików. Niestety, restauracja jest bardzo mała, dlatego przez długi czas prosiliśmy rodziców, żeby nie wjeżdżali do wnętrza z wózkami - mówi pani Anna. Rodzice nie słuchali, co więcej, skarżyli się na brak przewijaka dla niemowląt w toalecie. Czara goryczy przelała się, kiedy jedna z matek, przy pełnej sali, przewinęła dziecko na stoliku. W restauracji Modesta Amaro w Warszawie regulamin zawiera punkt mówiący o tym, że lokal: „Nie przyjmuje rezerwacji dla osób z dziećmi poniżej 14. roku życia”. Tutaj jednak afery nie było. Straszna burza w mediach natomiast zrobiła się po tym, jak pewna poznańska restauracja opublikowała zdjęcia zniszczeń, jakich dokonała rodzina z dziećmi w ich lokalu. Następnie lokal wprowadził zakaz przychodzenia z dziećmi poniżej 6. roku życia. Choć wiele osób jest oburzonych, należy zaznaczyć, że to rodzice zmuszają właścicieli restauracji do takich kroków. Restauracje są taką przestrzenią, która ma być azylem, odskocznią od tego, co w domu. Dlatego hałaśliwe dzieci przeszkadzają także innym, obcym rodzicom w odpoczynku, a nie tylko bezdzietnym „wrogom dzieci i rodzin”. - Wybieram restauracje przyjazne dzieciom - tzn. takie, gdzie są jakieś zabawki, kredki, kącik dziecięcy itp, dlatego, żeby ułatwić sobie pobyt w restauracji. Idę do restauracji nie tylko dla frajdy dzieci, ale też, żeby zjeść coś dobrego, chwilę odetchnąć, spotkać się z kimś. Jeżeli dziecko nie ma zajęcia, ja też nie będę miała chwili na rozmowę, spokojne zjedzenie posiłku itp. Są restauracje, gdzie dzieci nie są mile widziane i rozumiem takie podejście. Gdybym miała zaplanowane spotkanie biznesowe czy wyjście z przyjaciółką na kawę, wybierałabym restauracje, gdzie jest mało rodzin z dziećmi, bo zależałoby mi na spokojnej atmosferze miejsca spotkania, bez gwaru dzieci, który mam na co dzień - wyjaśnia Kamila, mama trójki małych dzieci. Podobnie wypowiada się Marta, również mama trójki uczniów. - Jeżeli chce mieć „chwilę dla siebie” czy swojego męża, to oczywiście pójdę do restauracji bez dzieci i nieważne, jaki to będzie lokal. Ale zabieram również dzieci ze sobą na deser czy obiad do lokalu o wyższym standardzie niż McDonald's. Uczę dzieci w domu np. właściwego zachowania przy stole. Zabierając ich do restauracji mam okazję sprawdzić, czy moja nauka nie idzie w las. W myśl zasady „czym skorupka za młodu...”, jeżeli teraz dzieci nie nauczymy ogłady, właściwego zachowania w miejscach publicznych izolując je od takich miejsc, to kto i kiedy je tego nauczy? Druga strona medalu - jeżeli idziesz do restauracji na obiad czy kolację odpocząć, złapać oddech, a tam rodzice z dwójką dzieci, które robią, co chcą, biegają, krzyczą, brudzą jedzeniem wszystko dookoła, to czyja to jest wina? Dziecka czy rodzica, który z nim przyszedł i nie potrafi właściwie zareagować? Oczywiście restaurator ma prawo wprowadzić sobie taki zakaz, bo to jego biznes i jego pieniądze, ale osobiście, jeżeli spotkam na swojej drodze restaurację, do której nie będę mogła wejść z dziećmi, to bez dzieci też do niej nie pójdę - wyjaśnia kobieta.
Czy wprowadzanie takich zakazów w restauracjach nie jest jednak dyskryminacją? Konstytucja RP w art. 32 zakazuje dyskryminacji w życiu społecznym z jakiejkolwiek przyczyny. Jak twierdzi Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, odmowa oferowania usług, w tym wstępu do restauracji lub innych lokali gastronomicznych wyłącznie ze względu na takie przesłanki, jak wiek, czy rodzicielstwo stanowi przykład zakazanej dyskryminacji. Jednak z egzekwowaniem prawa w tej sytuacji wcale nie jest łatwo. - Klientowi, który nie zostanie obsłużony przez właściciela lokalu pozostaje na tym etapie jedynie droga cywilnoprawna w postaci powództwa o ochronę dóbr osobistych. Jest to jednak rozwiązanie czasochłonne i kosztowne dla poszkodowanego - czytamy w stanowisku przekazanym „Gazecie Prawnej” przez RPO.
Także dla tego medium wypowiedział się w sprawie Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak. Jego zdaniem w obowiązującym systemie prawnym nie ma przepisu zawierającego normę bezpośrednio zobowiązującą osobę zajmującą się zawodowo świadczeniem usług do zawarcia umowy z każdym, kto chce skorzystać z usługi. RPD zaznacza jednak, że tak jak „powszechne jest zawieranie umów z każdym, kto oferuje zapłatę za wyświadczoną usługę, tak powszechne są ograniczenia wiekowe dla odbiorców niektórych świadczonych usług”. - Wydaje się, że poznański restaurator korzysta z wolności gospodarczej, która oznacza swobodę podejmowania i prowadzenia działalności gospodarczej i której przejawem jest również dobór kontrahentów i swoboda zawierania umów (art. 353 (1) Kodeksu cywilnego) - pisze RPD.
opr. mg/mg