Decyzja o przerwaniu terapii lub jej niepodjęciu w przypadku poważnie chorych dzieci jest często skrytą eutanazją. Problemem jest przyjmowane jako oczywistość pojęcie "jakości życia", które bynajmniej oczywiste nie jest
Podczas gdy z wielu stron mobilizowano się, by zapobiec lub przynajmniej oddalić chwilę śmierci małego Charliego Garda — przypadek tragiczny, lecz daleki od eutanazji — noworodki uznawane za poważnie chore bywają zabijane przy absolutnym milczeniu.
Unormowanie tej praktyki zaproponował w 2005 r. holenderski lekarz Eduard Verhagen, wychodząc z założenia, że na 200 tys. dzieci, rodzących się każdego roku w Holandii, ok. 1000 umiera w pierwszych dwunastu miesiącach, z tego 600 w wyniku decyzji lekarskiej, na ogół związanej z możliwością niekontynuowania lub nierozpoczynania uciążliwego leczenia, czyli dla uniknięcia uporczywej terapii. Verhagen daje tym samym podwaliny tzw. protokołu z Groningen, w myśl którego możliwość interwencji obejmuje także autentyczną eutanazję w przypadku dzieci, które „mogą mieć bardzo niską jakość życia, bez perspektyw poprawy”. Wielce nieprecyzyjne pojęcie „jakości” życia otwiera drogę do różnych możliwości, które znacznie wychodzą poza uporczywą terapię.
By uprawomocnić tę praktykę, która wymaga oczywiście również zgodny rodziców, protokół przywiduje złożoną procedurę biurokratyczną, którą należy dopełnić przed śmiercią dziecka i po niej.
Pomimo iż w Holandii eutanazja jest legalna, i to począwszy od wieku 12 lat, niniejszy protokół, wypracowany w uniwersyteckim szpitalu w Groningen, a zatwierdzony wkrótce po tym przez Holenderskie Towarzystwo Pediatryczne, nie został przegłosowany jako ustawa. Zatem ten, kto wprowadza go w życie, może być prawnie ścigany, jednak faktycznie tak nie jest, bowiem holenderskie trybunały do tej pory zawsze wypowiadały się na rzecz lekarzy, którzy dokonywali aktów eutanazji, również na noworodkach.
Status nielegalności tych praktyk wyjaśnia jednak, dlaczego nie da się wykryć, ile dzieci poddawanych jest temu procederowi; w istocie lekarze, zniechęceni również ustaloną długą procedurą biurokratyczną, wolą zadeklarować zgon naturalny również wówczas, kiedy interweniują w celach dokonania eutanazji. Wystarczy pomyśleć, że w 2012 i w 2013 r. żaden raport zgodny z protokołem nie został przekazany, choć jest bardziej niż prawdopodobne, że eutanazja była przeprowadzana.
Dzieje się tak, ponieważ w gruncie rzeczy opinia publiczna jest w znacznej części przychylna protokołowi i go akceptuje, pomimo iż nie jest on prawnie zatwierdzony. Istnieją jednak lekarze, którzy wysuwali krytyki, przede wszystkim dotyczące możliwości przewidywań co do „jakości przyszłego życia”, nie znając możliwości każdego pacjenta i ewentualnych postępów nauki.
Krytycy sygnalizują także, iż przyzwolenie rodziców opiera się na koncepcji bardzo niejednoznacznej: ich odpowiedź w istocie jest zawsze uwarunkowana przez sposób, w jaki lekarze przedstawiają im sytuację dzieci, nie zważając na stan depresji emocjonalnej, w jakiej się znajdują.
Za eutanazją noworodków opowiedziało się niedawno również dwóch filozofów w „Journal of Medical Ethics”, uzasadniając ją w odniesieniu do tych noworodków, których kondycja mogłaby „usprawiedliwić” aborcję, i posuwając się do określenia ich eutanazji jako „aborcji po narodzinach”.
Fala solidarności i obrony, jaką wzbudził przypadek Charliego Garda, nie powinna zatem wyczerpać się z chwilą odosobnionego, nawet jeśli silnego wzruszenia, lecz winna stać się okazją do ujawniania przypadków jeszcze poważniejszych. Tak aby skłonić osoby odpowiedzialne za decyzje do refleksji nad wagą tego, co dzieje się na ich oczach przy bezprawiu nie tylko tolerowanym, lecz wręcz usprawiedliwianym.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano